"Silniejsza cz. II"

Nie była ciężka. Wyniósł ją na zewnątrz. Nogi mu się chwiały, a całe wątłe ciało kołysało się wraz ze śpiesznym chodem. W głowie tylko jedno "Proszę, nie rób mi tego". Przed budynkiem był mały park. W zacienionym miejscu było jakieś trzydzieści stopni. Okropny smród spalin docierał nawet tutaj. Samochody śmigały w tę i z powrotem, bez celu. Michał położył ją delikatnie na trawie i w tym momencie otworzyła oczy. Rozprężone mięśnie twarzy znów zakodowały smutek i nieokreślony ból głębin ludzkich. Pomógł jej się podnieść. Powoli usiadła na suchym trawniku.
-Moja głowa ...
-Boli?-zapytał troskliwie dotykając czoła. Pokiwała głową. Michał sięgnął do torby.- Przepraszam mam tylko to- podał jej zimną butelkę z piwem. Weronika przyłożyła ją sobie nie spuszczając z oczu nieswojego Michała. Był jakiś taki miękki, nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Ale to pewnie tylko współczucie, tylko współczucie... Przyjacielskie odruchy.
 Podał jej rękę. Oparła się na niej aby móc wstać. Począwszy od nieba a na trawniku skończywszy wszytko ciemniało w jej oczach. Tym razem nie był to wynik utraty przytomności. Świat znów wdział pesymistyczny kostium pieprzonego klauna z taniego cyrku. "Nie oddam wam pieniędzy za bilety. Po prostu wyjdźcie". Każde drzewo z niej szydziło. Ułożyła sobie życie. I teraz wszytko drwi z jej planów.Coś musiało się w końcu zepsuć. Tylko dlaczego akurat to?
-Tak strasznie mi jej brakuje. To nieprawda że doceniamy to co mamy kiedy coś tracimy. Zarówno wtedy była dla mnie tak samo ważna jak i jest teraz.
-Wiem, że Ci jej nie zastąpię, ale ...
-Dziękuję. Zawsze mogę na Ciebie liczyć- przerwała mu. Wiedziała, że Michał i tak nie dokończy wypowiedzi, wyznania nie były jego mocną stroną. Za to potrafił pocieszać samą obecnością, w niezwykły Michałowy sposób.
 Czarna sukienka falowała na  suchym i gorącym wietrze, uderzającym bezlitośnie o zaczerwienione policzki. W rumieńcach  było jej naprawdę ślicznie. Tylko oczy zmieniły kolor od przygnębienia. Dostosowywały się do nastroju właścicielki. Czasami gdy na niego patrzyła, źrenice robiły się większe. A licho wiedziało czemu tak się działo. teraz pod oczami widniał rozmazany makijaż, jak ślady po odpadniętych węglach na topniejącym bawłanku. W powietrzu unosił się dziwny zapach.
-Też czujesz dym?- zapytała  Weronika
-Coś śmierdzi. To pewnie z huty.
-Nie wydaje mi się-Weronika zmarszczyła ciemne brwi.- Pachnie spalenizną. Ach...
-Czemu wdychasz?-zdziwił się Michał
-Przypomniało mi się jak wypalałyśmy lupą rysunki na drewnie. -Oczy jej się zaszkliły. Następnie dodała drżącym głosem- Nie mogę ... Nie wrócę tam
Weronika padła na kolana i zaczęła płakać. Michał nie wiedział co ma ze sobą zrobić. "No nie ... jeszcze tego brakowało. Mam spieprzyć stąd? Nie mogę patrzeć jak kobieta płacze. Boję się tego. Bo co ja mam niby teraz ... Chyba nie zauważy jak pójdę. W sumie to przecież jej pomogłem. Dobra to debilne. Ach kurde...Nie umiem tak ..." Kiedy zobaczył przeźroczyste perełki opadające na liście koniczyny zrezygnował z ucieczki. " Nie bądź dupa, tylko rusz się. Pomóż jej idioto, po co tu jesteś?"- pomyślał w duchu i uklęknął obok niej. Była cała roztrzęsiona, od czubka głowy po palce w stopach rezonowała przenosząc kobiece drgania na każdą część ciała po kolei. "Jak ja mógłbym Cię tu samą zostawić. Moja biedna ..." Objął przyjaciółkę, żeby ją uspokoić. Odtąd już płakała w jego koszulę. W jego uścisku było coś co pozwalało oddychać tym miejskim świństwem. Kiedy ją głaskał  po plecach, to tak jakby wsmarowywał w nią nadzieję. Była w nim moc wyciągająca połowę smutku, przejmująca ciężar zmęczenia zapchlonym życiem.
-Już lepiej?
-Już nigdy nie będzie dobrze.
-Nie mów tak. Musisz w to wierzyć.
-Odprowadzisz mnie do domu?
-No pewnie. Chodź.- pociągnął ją w stronę huty.
Ruszyli równą alejką. Brzydki zapach nasilał się i bił w czułe nosy. Cienie szyderczych dębów przesuwały się po zmarnowanych twarzach. Ruchome pręgi światła przewijały się jak taśma filmowa. Rzędy drzew o kłaniających się gałęziach robiły przepiękny szpaler. Szkoda, ze tym razem nawet to nie pocieszało. Wszytko to ociekało  przygnębieniem tych dwóch ludzi. Zmieszani szli  automatycznie, nie zastanawiając się dokąd idą. A kiedy już doszli tam gdzie mieli dojść życie postanowiło przekonać ich o swojej nieprzewidywalności już drugi raz w tym tygodniu.
C.D.N.

Komentarze

Popularne posty