"Rainbow connection" cz IV

Salon był bardzo elegancki. Pod ścianą stało kilka wiekowych mebli z ciemnego, hebanowego drzewa i ogromny czarny fortepian. W pomieszczeniu panował półmrok. Emily zapaliła kilka świec i usiadła na wygodnym fotelu oddając się rozkoszy haftowania. Wtem uderzyła w nią fala wiatru otwieranych drzwi. Emily podniosła wzrok znad poduszki i ujrzała Blake'a. Zmroził ją zimnym spojrzeniem i tak jakby chciał wbić jej sztylet nienawiści i z dumą zasiadł przy fortepianie. Otworzył klapę i pogładził białe klawisze. Wyciągnął kilka kartek i rozstawił je równo. Milczał. Ale w tym milczeniu było coś przykrego. Emily oderwała się od pracy i podeszła do okna. W tym momencie Blake zaczął grać pierwszą część sonaty księżycowej cis-moll. Czytał nuty, nie myląc się.Emily słuchała subtelności jego gry, która nijak miała się do jego nieznośniej gwałtowności. Było w tym tyle uczucia,  przygnębionych myśli muzycznych, tak jakby wiedział, co Beethoven chciał powiedzieć.  Zdecydowanie można go było nazwać geniuszem muzycznym, gdyby tylko dało się zmienić ten jego podły charakter, byłby człowiekiem godnym wielkiego uznania  krytyków.  Emily żal się zrobiło Blake'a- nie wie co traci, będąc niemiłym.  Postanowiła podjąć dialog i wyciągnąć od niego coś więcej, poznać motywy jego postępowania, lecz to zadanie, okazało się być piekielnie trudne.
-Cóż za wspaniałe niebo- rzekła Emily patrząc przez okno na gwiazdy-Niechże pan spojrzy, jak pięknie widać dziś gwiazdozbiór plejad. O i księżyc prawie jak Beethoven'owski, z tej sonaty ... Dostojny i majestatyczny.
Blake nie zwracał na nią uwagi. Interesowało go tylko to co miał przed oczami- a mianowicie - nuty.
"Może spróbuję od innej strony"-powiedziała w duchu i po chwili ciszy znów zaczęła mówić.
-Od ilu lat gra pan na fortepianie?
Młodzieniec milczał przewracając kolejne kartki. Jego palce biegały po klawiszach jak wytresowane, cyrkowe myszy. Widać było po nich godziny codziennych ćwiczeń ...
-To musi być trudna rzecz opanować tak wspaniałą sztukę. Czy dobrze myślę?
Blake przestał grać. Poprawił się na krześle i zmarszczył brwi.
-Dlaczego pan nawet mnie nie spojrzy?- zapytała Emily
-Nie mam ochoty na panią patrzeć.- powiedział z niesmakiem.
-Och doprawdy !I tylko tyle ma pan mi do powiedzenia?-oburzyła się dziewczyna. Policzki jej się zaczerwieniły.
-A zauważyła pani ile pytań rzuciła w moją stronę?
-A czy raczył pan odpowiedzieć na choć jedno z nich?
Blake zamilkł na chwilę. Był zły.
-Zna się pani na nutach?-powiedział nieco grzeczniej
-Nie, ale ...
-W takim razie nie mam za bardzo o czym z panią rozmawiać- przerwał jej Blake i znów zaczął grać.
-Co jest takiego w ludziach, co wzbudza w panu tak wielką agresję i złość? Dlaczego pozwala pan tak w podły sposób, aby wszyscy przestawali darzyć pana szacunkiem?
-Guwernantki w tym domu zwykłe były nie strzępić języka po próżnicy. Odzywały się tylko w tedy gdy je o to poproszono.
-Jak widać teraz jest i będzie inaczej- skomentowała odważnie, gniotąc w palcach materiał swojej sukni.
-Za dużo pani sobie pozwala. Złożę skargę do ojca. Pożałuje pani tego, zapewniam.
-Och czyżby? Zdaje mi się, że to pan będzie bardziej żałował skutków swojego postępowania. Jak ci dobrzy ludzie tyle z panem wytrzymali  tyle czasu?! Jest pan okropnym gburem.
-Jak pani śmie tak o mnie mówić.
-Nazywam rzeczy po imieniu.
-To ja jestem od traktowania ludzi przedmiotowo, nie pani!- krzyknął Blake.
-A kto mi tego zabroni? Na jakiej postawie pan tak może pomiatać ludźmi, a ja nie? Nie czuje się pan w tej sytuacji trochę zagrożony?
-Dosyć tego!-Blake uderzył pięścią w klawiaturę. Uszkodził przy tym jeden z klawiszów- Widzi pani do czego to doprowadziło?
-Widzę do czego pan doprowadził- zaznaczyła zdenerwowana Emily- Złość siedzi w pańskiej duszy, nie we mnie. Nie można tak dawać ponosić się emocjom, to niszczy wnętrze. Szkoda pana wrażliwości artystycznej, łatwo ją można utracić w ten sposób.
Blake wstał i zbliżył się na niebezpieczną odległość. Jego ręce drżały, całe ciało szykowało się do eksplozji, trwając w mocnym napięciu. Aorta zdawała się szybciej pulsować a z oczu skrzyły się pioruny.
-Żadna kobieta dotąd nie zdobyła mojego serca tak samo jak i nie śmiała prawić mi morałów. Tylko pani jest tak wścibska i niedyskretna, oraz zbyt śmiała wobec mnie, że aż wrze we mnie krew!
-Uderzyłabym pana w twarz ale nie zrobię tego tylko dlatego, iż jestem damą i nie pozwolę dłoni wymknąć się z pod kontroli. Czuję, że się nie dogadamy. Miałam szczere chęci, chciałam panu pomóc.
-Nie potrzebuję niczyjej pomocy-zapierał się Blake uczuwając gradację bólu w okolicy klatki piersiowej- Poradzę sobie sam, tak jak dotąd. Jest mi dobrze ze samym sobą.
-To proszę uważać, bo kiedy wszyscy  nagle znikną, samotność może być dla pana ciosem śmiertelnym.
Dziewczyna usiadła z powrotem na swoje miejsce. Wzięła poduszkę i igłę w dłonie, tak jakby nic się nie wydarzyło i powróciła do wyszywania. Czuła na sobie przykre spojrzenie pianisty. Przyglądał się jej bacznie cały czas. Rude włosy zgrabnie układały się na prostych i smukłych ramionach. Cała Emily jaśniała bielą swojej nieskazitelnej  cery. Brak jakiejkolwiek skazy, ideał piękna. Blake'owi kręciło się w głowie. Bolało go serce, czuł się tak, jakby zaraz miał stracić przytomność. "Podła wiedźma"- pomyślał młodzieniec i znów usiadł przy fortepianie.

-Nie wiem tak właściwie kim pani jest i skąd tu przybyła ...-dodał łagodniej, gdy już się uspokoił
-Interesuje pana dawne wiejskie życie wścibskiej guwernantki?-rzuciła ironicznie.
-Nie. Po prostu lubię wiedzieć.
-Wobec tego oszczędzę panu tej przyjemności -oznajmiła Emily nie patrząc w jego stronę.
-Drwi pani ze mnie?-zdziwił się Blake.
-A jak pan myśli? Czy istnieje jakaś osoba, która bierze na poważnie pańskie humory?- Guwernantka zwróciła twarz w jego stronę.
-Zapewne jest nią pani. Wnioskuję obserwując pani obrażoną minę.
-Istotnie gniewam się na pana i nie sądzę, aby rychło mi przeszło. Dopóki nie zmieni pan swojej postawy ...
-Jaki ma pani w tym interes? Co panią tak razi?-zapytał niemiłym tonem.
-Cierpienie pańskiego ojca.
-Co pani może o tym wiedzieć? Doprawdy, Ja nie zauważyłem nic podobnego ...
-Jeżeli się jest zapatrzonym tylko w lustro, trudno dostrzec to cokolwiek innego. Pan wybaczy ... nie zwykłam prawić komplementów mężczyznom, którzy na nie nie zasługują. Pochwały w ich stronę kieruję  tylko wtedy, gdy odmienią się na lepsze.
Blake znów wstał i podszedł do niej. Był w miarę opanowany, choć Emily widziała, że Blake z trudem powstrzymuje swoje emocje więzione w umyśle.
-Chciałbym panią gardzić, ale nie potrafię.
Na te słowa Emily zdumiała się. Spojrzała na niego wielkimi, szafirowymi oczami, proszącymi o wyjaśnienia.
Natomiast Blake długo jeszcze nie wiedział co powiedzieć. Stał zaciskając za sobą mistrzowskie palce.
-Niech pani na mnie tak nie patrzy.-zdenerwował się Blake.
-A pan znów daje się ponieść. Jest pan zbyt słaby psychicznie. Potrzeba panu ćwiczeń wewnętrznej siły. To samo nie przychodzi.
-Jest pani strasznie przemądrzała.
-Twierdzi pan tak, bo jestem pewna w tym co mówię?
-Takie zachowanie jest obce kobietom, które znam.
-Ach więc nie znamy się jeszcze ? Miło mi, Emily jestem. Cóż za zaszczyt pana poznać, panie Blake.- to mówiąc podniosła się i dygnęła.
-To nie do wytrzymania- Blake zacisnął pięści.
-Ćwiczę pana siłę wewnętrzną. To jak? Wyjdzie pan pierwszy, czy jeszcze trochę ze mną powalczy?
-Dokończę sonatę.-odparł mężczyzna.
-Cóż. Pana wybór. Ja już jestem zmęczona. Dobrej nocy.- Emily znów dygnęła, tym razem na pożegnanie i wyszła, zostawiając rozbitego na duszy pianistę samego ze sobą.
"Co to za dziewczyna, do diaska?!"-znów wzburzył się artysta. "Czego ode mnie chce? Przecież u mnie  w porządku. Chce, żebym się zmienił i był taki jak każdy nudny człowiek.  Może mnie jeszcze wsadzi do formy od ciasta i upiecze jak jej się żywnie będzie podobało? Nie mogę się poddać, dać ukształtować tej fałszywej i podstępnej ... piękności?! Ach nade wszystko przeszkadza mi jej wygląd. Nie mogłaby być równie brzydka jak Lottie Ossborne? Wtedy mógłbym ją nienawidzić ... Nawet to by nie pomogło. Tu w nawet całej swojej złości ponętna i pociągająca ... Fuuu,  rzuciła na mnie jakąś klątwę, koniec z tym, weź się za nuty człowieku."
Grał bez wytchnienia, póki tylko jego ręce mogły tańczyć walca, skacząc po klawiszach.Gdy po raz kolejny ciało przegrało w walce z duchem  zasnął z wyczerpania z głową na klawiaturze. Tuż po świtaniu Katherine zobaczyła go śpiącego przy instrumencie. Nakazała służbie zanieść go do pokoju najdelikatniej tak, aby go nie obudzić.



Komentarze

Popularne posty