"Rainbow connection" cz VIII

Lekarz zbadał dokładnie Blake'a i powiedział, że pianista wyjdzie z tego już za parę dni, ponieważ jego ciało jest silne i szybko się regeneruje. Pochwalił Emily za dobre wykonanie opatrunku i zlecił, aby chory miał spokój przez najbliższy czas. Kiedy lekarz opuścił pałac Emily została znów sama w pokoju z Blake'iem. Była już noc. Wszyscy pokładli się spać. Emily czuwała nad jego łóżkiem i modliła się. "Panie, jeśli to znak, proszę daj mu szansę i wskaż dobrą drogę. Bądź mu litościw, najświętszy Boże." Trwała z zamyśleniu i kontemplacji obserwując rytmicznie unoszącą się klatkę piersiową. Był taki spokojny, jak nigdy ... Brwi miał rozprężone, usta nienaturalnie blade. Nawet w tym stanie był całkiem przystojny. Nie wyglądał jak uśpiona bestia ...W pokoju panowała grobowa cisza. Czy taki ubezdźwięczniona przestrzeń może być muzyką?
Koło północy Blake odzyskał przytomność i otworzył oczy. Spostrzegł siedzącą przy nim Emily. Spojrzał na nią łagodnie. "To zapewne wyraz jego wrażliwości artystycznej ... albo jest osłabiony po wypadku"
-Powiedziała pani komuś o moim wyjeździe?-zapytał słabo.
-Pojechałam pana szukać z Chester'em. Dopóki nie wróciliśmy z panem, nikt nie wiedział, gdzie pan się podziewa. Martwiłam się, że coś się stało.
-Miała pani rację ... ale proszę nie mówić nikomu, że przyznałem się do błędu. I tak nikt nie uwierzy.
Emily nie odpowiedziała. Po chwili ciszy Blake znów się odezwał.
-Dlaczego pani to zrobiła? Mogłem konsekwentnie konać pod drzewem za swoją nierozwagę ...
-Pan już dostał swoją karę. Miałam pana skazywać na śmierć z powodu urażonej dumy?
-Nie wiem jak mam to rozumieć. Uprzykrzam pani życie, a pani wciąż jest dla mnie dobra?
-Nie musi pan wszystkiego...
-Ale chciałbym- nie dał jej dokończyć zdania.
-Kierował mną imperatyw kategoryczny. Moc zobowiązania. Czasami nie potrafię przejść obojętnie.
-A więc coś dla pani znaczę?-dopytywał Blake
-Postąpiłabym tak samo względem każdego-odparła surowo i zamilkła.
-Udaje pani chłodną osobę. W jakim celu?
-Pan udaje dziką zwierzynę. Też chciałabym wiedzieć po co. Próbowałam poznać  pańskie motywy, ale niestety nie było mi dane do nich dotrzeć.
-Nie chcę być taki jak wszyscy ...-wyznał Blake- Artysta nie może być nudny.
-Ta nadzwyczajność niektórych boli-powiedziała ze smutkiem
-Kogo na przykład?
-Chociażby pańską rodzinę, służbę czy mnie. Nie uważa pan, że to dużo?
Blake zamknął powieki. Nie odzywał się. Było mu ciężko, bo wiedział, że źle robi. Do tego ten ból ... Niedźwiedź nieźle go poszarpał.
-Nie powinnam panu się tak narzucać. Pan wybaczy moje natręctwo. To już się nie powtórzy. Miał pan rację, mówiąc, że jako guwernantka posuwam się za daleko z moimi poczynaniami. Wtrącam się w prywatne życie ...- Emily niezręcznie splotła dłonie i spuściła wzrok.
-Och nie, niech pani tak nie myśli ... Chciałbym cofnąć to co powiedziałem wcześniej, ale nie da się niestety.
-Pójdę już.- Dziewczyna wstała z krzesła. Podłoga pod nią zaskrzypiała.
-Niech pani zostanie. Błagam ...
-Życzę panu dobrej nocy- powiedziała Emily i dygnąwszy opuściła pomieszczenie.
Blake spojrzał przez okno. Księżyc powoli chował się uciekając na zachód. Był samotnym panem nocy. Blake zawsze utożsamiał się z tym błękitnym ciałem niebieskim. Potrafił świecić światłem odbitym od swoich trofeów. Dlaczego nie mógłby być gwiazdą i rozpromieniać innych własnym wnętrzem? Taki płomień trzeba wskrzesić. Tylko gdzie jest ta iskra, o której mówiła Katherine ? Jak ją rozpalić ...?

Komentarze

Popularne posty