"Rainbow connection" cz XII

Blake jechał powozem na zachód Anglii. Przeglądając nuty od Beethovena nie mógł zebrać swoich myśli. Matthew wyprowadził go z równowagi, a miało być już tak dobrze ... Emily nie odpowiedziała mu nawet, czy zaśpiewa  na balu- z pewnością obawiała się czegoś, ale co mogłoby to być- Blake nie miał pojęcia. Oby nie dała się tylko przeciągnąć na swoją stronę temu idiocie, Matthew.
 Wciąż w uszach miał jej cudny głos ... Gdy było mu źle przypominał go sobie i zaraz robiło mu się trochę cieplej na sercu.
Blake miał pewne obawy. Może nie postąpił dobrze, wyjeżdżając w takim momencie ? Powinien jej teraz pilnować ... Żeby ten chłystek nie zamieszał jej w głowie! Toż to byłby koniec świata, apokalipsa, z jedną trąbą jerychońską w centrum w postaci Matthew. Blake pożałował swojego tchórzostwa, ale czuł, że przecież nie mógł inaczej uczynić. Był zmuszony usunąć się w cień, aby w złości nie skrzywdzić i Emily, a z tym nie mógłby żyć. "A co będzie, jeśli sobie nie poradzi? Ten obleśny kłusownik złapie ją jak sarnę i uwięzi ... Gdyby tylko jej coś zrobił, zabiłbym go z zimną krwią i bez żadnych skrupułów ... a potem wywiesił na rynku aby podziwiano wspaniale gnijącego trupa. I właśnie dlatego, żeby nie dopuścić do takiego czynu. A te jego wstrętne łapy, niech tylko spróbują choć na milimetr wysunąć się w jej stronę ... Niech ja tylko wrócę"
Powóz zatrzymał się. Blake był już na miejscu. Otworzono mu drzwi, więc czym prędzej zebrał swoje nuty i wyszedł. W końcu po paru godzinach jazdy mógł odetchnąć świeżym powietrzem.
"Tak właściwie, to dlaczego się tak martwię? Kim ona dla mnie jest? Nieeee... To niemożliwe żebym tak po prostu się zakochał. Na pewno to coś innego, a skoro wiem, że to nie uczucie, to jak inaczej mam rozumieć burzę w mojej duszy? Pewnie znów mam do czynienia z chorobliwą zazdrością psa ogrodnika- sam nie mam i nikomu nie oddam (..)."
                                                                               ***
-Panno Emily, przyszedł Matthew do pani-Katherine pukała głośno przykładając ucho do drzwi.
-Źle się dziś czuję. Proszę powiedzieć, ze nie wyjdę.
A Matthew stał obok Katherine. Usłyszawszy wymówkę guwernantki postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i krzyknął
-W takim razie spełnię jeden z uczynków miłosiernych co do ciała, który głosi "chorych nawiedzać".
"Sam jest pan nawiedzony. Bodajby pan zginął na trąd"-złorzeczyła pod nosem Emily. Na głos zaś odpowiedziała:
-Niestety nie mam siły, żeby wstać i wziąć klucz, by panu otworzyć. Proszę stąd odejść-wydała polecenie.
-Ależ panno Emily!-natręt chciał postawić na swoim.-Tak nie można!
-Słyszał pan, co powiedziała? Mam panu pokazać, gdzie jest wyjście?-zdenerwowała się Katherine.
-Nie dziękuję, sam trafię. Przybędę tu jutro o tej samej porze ...
-Nie śmiałabym wątpić-Służąca zmierzyła go od góry do dołu.
Matthew biegł po schodach pozostawiając obie damy w spokoju
-Panno Emily .. Odwlekanie sprawy, to nie jest dobre rozwiązanie.Proszę to przemyśleć-powiedziała w stronę drzwi i odeszła.
"Łatwo jej mówić"-zakpiła w duchu Emily "Ciekawe co by zrobiła na moim miejscu? Nie mam ochoty na niego patrzeć, a tym bardziej już z nim rozmawiać.  Po Tysiąckroć wolałabym gnić teraz u boku ciotki  na wsi, zamknięta w czterech pobielanych ścianach  nędznej chaty. Och ciociu, nie sądziłam, że będę kiedyś za Tobą tęsknić !"
                                                                               ***
-Teraz ty, Sophie powtórz za mną ...
Znudzona dziewczynka powtarzała wolno i bez entuzjazmu włoskie słówka. Na dworze było zbyt ciepłp, żeby mogła skupić się na czymś innym.
-Phoebe, słuchasz mnie?
-Yyyyy tak panno Emily-odparła niepewnie starsza córka hrabiego.
-Co sie dzisiaj z wami dzieje? Nie uważacie. Wasz ojciec płaci mi za to, żebym was czegoś nauczyła. I pozwolicie na to, aby zmarnować choć jeden pens ? Poza tym ...Chyba chcecie być mądre, prawda?
-Chcemy- odparła nieśmiało Sophie.
-No to powtarzajcie za mną. Dolce- słodko.
-Dolce- słodko
-Jeszcze raz
-Jeszcze raz!-Krzyknęły uczennice zgodnym chórem. guwernantka zaśmiała się.
-żarty się was trzymają. Jeśli chcecie skończyć szybko, musicie pracować intensywnie. To jak było słodko?
-Dolce-powiedział Matthew wchodząc do pokoju w którym uczyła Emily.
-Przeszkadza mi pan w lekcjach- grzecznie zwróciła mu uwagę.
-O, pan Matthew, jaka miła niespodzianka!-powiedziała Sophie, wyraźnie zadowolona z przerwy w lekcjach.
                                                                                ***
-Unika mnie pani?- zapytał głupio Matthew.
-Jak pan na to wpadł?-udała zdziwioną Emily, a potem dodała z przesadną egzaltacją- A tak starałam sie to ukryć !
-Czy wolno mi wiedzieć, co we mnie jest takiego, że mnie pani tak obcesowo odrzuca?
-Pan.-odparła najprościej jak umiała, żeby i natręt miał szansę zrozumieć. Nie chciała również zostawiać zbędnych i niesmacznych wyjaśnień.
-Jestem w stanie wybaczyć pani to chwilowe załamanie. Poświęcę się dla mojego i pani dobra. Czuję że moglibyśmy tworzyć parę idealną.
Emily zatrzymała się i stanęła przed nim. Z jej oczu i ust zaczęła wylewać się nienawiść.
-Za daleko pan posuwa się w swoich wnioskach. Nic panu nie obiecywałam, ani też nie sugerowałam. Niechby Bóg skazał mnie na staropanieństwo!
-Co to ma znaczyć?!-wykrzyczał z furią Matthew-mogę mieć każdą kobietę, a pani nie będzie żadnym wyjątkiem w tej regule. To JA ustalam zasady a pani się podporządkuje.
-Jeżeli w taki sposób zdobywa pan kobiety, to szczerze współczuje pańskiej przyszłej żonie!
-Proszę się nie użalać nad sobą- powiedział z triumfalnym uśmiechem.
-Co za tupet! Mogłam sie tego po panu spodziewać. Ma pan wszystkie cechy, jakich mężczyzna nie powinien posiadać
-Proszę się zastanowić. Jako guwernantka lepszej propozycji pani nie dostanie.
-Im bardziej się odsuwam, tym bardziej narusza pan granice mojej wolności. Niech pan nie robi sobie złudnych nadziei.
-Wiem czego chcę i dostanę to za wszelką cenę.
Emily zakrzyknęła z irytacją i rozciągając wachlarz odgrodziła sie od Matthew jak drewnianym płotem. Wachlarz jednak okazał się być żadną przeszkodą dla mężczyzny. Ukłonił się tak by móc na nią spojrzeć  od dołu na oburzoną damę.
-Zostawiam panią, ale zapewniam, ze jeszcze sie tu zjawię. Dziesięć tysięcy rocznie- czyż to nie kusząca propozycja?-zapytała żmija i wypełzła z terenu należącego do hrabiego Conora. Emily pobiegła do pałacu, by móc przemyśleć to co przed chwilą miało miejsce nad mętnym stawem ...

Komentarze

Popularne posty