"Rainbow connection" cz.V

 Pierwsza lekcja z dziewczynkami szła trochę opornie. Phoebe i Sophie zafascynowane były bardziej ognistym kolorem włosów guwernantki, niż tym co ona mówi. Po jakimś czasie oswoiły się z jej wyglądem i zaczęły z zaciekawieniem słuchać. Emily zaczęła od lekcji czytania. Córki hrabiego sprawnie łączyły literki. Zdecydowanie zapowiadały się na zdolne, młode panny. Emily pragnęła oszczędzić im pochwał. Działo się tak dlatego, że guwernantka bała się iż pójdą w ślady brata. Potrzebowały trochę samokrytyki i pokory, aby tego uniknąć. Ich rodzice popełniali pewien błąd wychowawczy- wmawiali dzieciom, że są najzdolniejsze, najcudowniejsze - innymi słowy- idealne. Dzieci zamknięte w dworze nie miały podstaw by twierdzić, że jest inaczej, a działał na to brak kontaktu ze światem. Ślepo ufając takim opiekunom można się pogubić ...
                                                                 ***
Emily po skończonych zajęciach postanowiła zobaczyć Londyn. Do tej pory nie miała czasu na zwiedzanie miasta. Ubrała więc kapelusz i wierzchnie odzienie.
-Emily, moje złotko, czy po drodze mogłabyś załatwić sprawunki u Barry'ego?-zapytała Katherine-Byłabym ci bardzo wdzięczna, bo źle się dziś czuję i nie mogę narażać swojego zdrowia na taki upał ...
-Z przyjemnością w drodze powrotnej zrobię co trzeba.- powiedziała Emily i wzięła koszyk oraz sporządzoną przez panią Katherine listę zakupów.
-Dozgonnie Ci jestem wdzięczna-powiedziała Katherine
-W takim razie niewiele tej wdzięczności jeszcze zostało- powiedział Blake, który zjawił się nie wiadomo skąd.
-Jest pan żałosny- odparła Emily i wyszła.
Katherine pokręciła głową z niezadowoleniem.
-Nie potrafisz być miły, Blake, nawet w obecności guwernantki? Mnie możesz znieważać do woli, nie obchodzi mnie to, tylko zważaj , że nie wszystkim jest obojętne. To taka dobra dziewczyna ...
-Ona mnie obraża!
-Ale ma rację. Kiedy w końcu dorośniesz? Patrzę wgłąb ciebie i widzę wciąż małego chłopca, który pragnie się wydostać. Nie więź go ...
-Najpierw ona, a teraz pani ... Coś się na mnie uwzięło.
-Ty tego nie widzisz? Masz kamień na sercu i byłoby ci lżej gdybyś go zrzucił.
-Nie potrafię tego zrobić. Pani wybaczy, ale chyba muszę pozostać w takiej postaci. Już się przyzwyczaiłem.
-Ja wciąż wierzę ...
-... że w głębi serca jestem dobrym człowiekiem. -dokończył za nią Blake- Tak,wiem. I co z tego?
-W jakim celu więc udajesz kogoś, kim nie jesteś?
Blake nie odpowiedział. Obrócił się na pięcie i wyszedł z pałacu.
                                                                  ***
Po ulicy pędziły dorożki, tłum ludzi zmierzał w różne strony. Panie z małymi parasolkami drobiły powoli rozglądając się na boki, podziwiając chód angielskich koni, na których jeździli przystojni oficerzy. Mały chłystek, brudny chłopczyk sprzedawał najświeższe gazety, drąc się na cały rynek "Kupujcie, mili  panowie i  piękne panie! Kupujcie gazety!". Emily przeciskała się z koszykiem w stronę sklepów. Ktoś pompował wodę ze studni dla konia, dalej dzieci  z kundelkiem biegały wokół latarni, ktoś się wywrócił, inny go podniósł- to wszystko składało się na przemiły gwar i chaos. Miasto po prostu żyło.
Emily zachwycona tym prostym widokiem, przemierzała kolejne ulice nieznanego jej miasta. Szczęście, że miała dobrą orientację w terenie, bo inaczej by się na pewno zgubiła.
Kupiła wieprzowinę i warzywa, a następnie tą samą drogą poszła do domu. Słońce tego dnia było nieznośne. Nie można było wytrzymać na powietrzu dłużej niż godzinę. W bramie pałacu zauważyła Blake'a nad stawem. Przeszła obok niego nie zwracając na niego uwagi- kto jak kto, ale on na jej uwagę zdecydowanie nie zasługiwał, szczególnie po tym, co dziś powiedział biednej Katherine.


Komentarze

Popularne posty