"W smugach cieni " cz XVI

Iz mieszkała w uroczym domku porośniętym winoroślą. Sophie odprowadziła ją pod samą bramę, a potem sama udała się w stronę Rosen Garden. Wcale jej się nie spieszyło- wręcz przeciwnie; pragnęła jak najbardziej odwlec moment wejścia do domu, spotkania z ojcem, należnej reprymendy, dlatego też szła bardzo wolno. Każdy kolejny krok był dla niej ciężarem, gdyż wiedziała co ją czeka. Jedynym pocieszeniem dla niej była duchowa obecność Briana ... "Jestem przy Tobie, cały czas"-słyszała w swoich uszach, jakby stał tuż obok i to wciąż powtarzał.
 Sophie otworzyła nieśmiało drzwi. Słyszała  lamentacje ojca dobiegające z salonu. Nagle wszystko ucichło i z salonu wybiegła Emily.
-Sophie! Jesteś, dzięki Bogu!-Emily złapała ją w sidła swoich niewieścich ramion.
-Martwiliście się? Przecież bym wróciła ...-mówiła Sophie lekko zduszona przez mocny uścisk bratowej.
-Nie spaliśmy całą noc. Ja i ojciec. Nie widziałam jak nadchodziłaś ...-Emily wypuściła Sophie, by dziewczyna mogła odetchnąć. -Powiedz, gdzieś ty się podziewała? Znów spałaś w lesie? Nie wyglądasz jakbyś leżała na ściółce.
-Tym razem miałam lepsze warunki-Sophie zarumieniła się.-Już dzisiaj sporo nałgałam, oszczędź mi powodów do kontynuacji ...
-Nie możesz powiedzieć prawdy?-zdziwiła się Emily-Czego się tak wstydzisz?
-Bo ja odwiedziłam kogoś, gdyż nie miałam się do kogo w domu zwrócić. I gdy on wyszedł na jakiś czas ,ze zmęczenia zasnęłam u niego na kanapie. Boję się ludzkiego gadania, choć wiem, że nic takiego nie zrobiłam ...
-Kto to był?-zainteresowała się Emily.
-Brian Foster.-odpowiedziała jej Sophie przygryzając dolną wargę ze zdenerwowania.
-Ten lekarz z Londynu?! Jak on się znalazł w Winchester? I skąd o tym wiesz?!-zasypała ją pytaniami jak kołdrą ze śniegu.
-Spotkałam go kilka dni temu, zupełnie przypadkowo. Wtedy, gdy była taka wielka burza ...
"Zrządzenie losu!" zachwyciła się Emily. na głos zaś powiedziała.
-Nie będziemy już trzymać ojca w niepewności, hę? Powiem mu, że wróciłaś. Już myślał, że stracił jednego dnia dwie córki. Już jest całkiem siwy ...
-Przykro mi, że do tego doprowadziłam ... idę się przywitać.
(...)
-Jak miło, że wpadłaś, jasne, wchodź śmiało!-Sophie zaprosiła Iz do środka-Ojcze, to Isabelle. Poznałyśmy się dziś rano.
Ojciec popatrzył na obie panny nic nie rozumiejąc. Krótka znajomość jego córki z panną niewiadomą zrobiła na nim nie małe wrażenie, acz nie wiedział do końca czy jest to wrażenie pozytywne. "żeby tak od razu ją gościć, nic o niej nie wiedząc... Bo co mogła się dowiedzieć o niej od rana?"
-Nie będziemy panu przeszkadzać?-zapytała Isabelle-Możemy pójść na spacer.
-To prawda, jestem trochę zajęty-"Jakie miłe dziecko". Conor był mile zaskoczony jej zachowaniem.-Nie mam nic przeciwko waszemu towarzystwu, aczkolwiek ...
-Dobrze. Idziemy-Sophie uśmiechnęła się.
-Do widzenia!-Krzyknęła jeszcze w progu Isabelle i wyszła za Sophie.
 Dziewczęta wędrowały długimi łąkami Winchesteru, na skróty do miasta. Iz postanowiła kupić wstążki, dlatego też wybrały najkrótszą drogę do modystki.Nim dotarły na miejsce, po drodze spotkały młodszego brata Isabelle, Victora. Iz poczuła się w obowiązku odprowadzenia pięciolatka do domu, dlatego też ich podróż wydłużyła się o jakąś milę. W międzyczasie straciła swój zapał i odechciało jej się wyjścia do miasta, jednak uprzejmie zmuszona przez swoją towarzyszkę znów wyszła z domu, by dojść do Winchesterowskiego  rynku, gdzie kilka modystek tylko czekało na jej pensy. W ostatnim sklepie, gdy obie utraciły nadzieję na udany zakup  Iz znalazła wstążki idealnie pasujące do koloru sukni i bardzo zadowolona zaproponowała odpoczynek w przyjemnym chłodzie, obok fontanny. Usiadły na zimnej, kamiennej elewacji wystawiając zmęczone twarze do słońca.
  Jednak nie dane im było wypocząć jak zamierzały. Spokój cichego miasta zakłóciły dwie kobiety. Sophie i Isabelle zostały wyrwane ze słonecznych snów w sposób brutalny. Nagle nie wiadomo skąd rozległy się krzyki, ktoś kogoś gonił.  Obie panny poruszone na dźwięk wrzasków wzdrygnęły się i podskoczyły w przerażeniu. Obelgi, (których nie sposób mi przytoczyć ze względu na szacunek do czytelników),  wykrzykiwane przez starsze kobiety, trafiały w niewieście delikatne uszka jak ciężkie kamienie. Starsze panie gnały przed siebie potrącając przechodniów i wszystko inne, co napotkały na drodze. Amy nieomal wpada pod pędzącą dorożkę. Woźnica gwałtownie zahamował swojego konia klnąc przy tym niesamowicie.  Amy w przepraszającym geście machnęła mu ręką i przyśpieszyła tempo chcąc zwiększyć dystans między sobą a rywalką. Augusta przewróciwszy się o kamień upadła jak długa w kałużę brudnego błota, ale zaraz się pozbierała i sapiąc znów zaczęła gonić Amy. Przypominało to pościg w cyrku, gonitwę dwóch nieporadnych i mało zabawnych klaunów, znienawidzonych zarówno przez Sophie jak i Isabelle. Co do niskiego poczucia humoru cyrkowego, miały tą samą opinię. Nie wiedzieć  czemu jednak nagle zaczęły się śmiać oglądając miejskie, publiczne widowisko, będące teatrem składającym się z dwóch aktorek: Augusty i Amy.
-Niech ja Cię tylko dorwę ty Łachudro, Mazepo !- Augusta biegła poddzierając suknię.
-A spróbuj mnie złapać przebrzydła żmijo!-zaśmiała się Amy. Była szybsza i młodsza, dlatego czuła się niedościgniona- Nie dogonisz mnie stara ...(i tu padło kilka niecenzuralnych słów)
-Lampucera! Bodaj byś zgniła na swoim kompoście pośród robactwa. (w tym momencie "przyjaciółka" również nie poskąpiła wulgaryzmów, chcąc dorównać w słownictwie swojej ofierze)
-Wszystko moje! Ha! Bądź miła, to oddam Ci może jedną deskę, i kawałek lady!
-Niedoczekanie! Zobaczysz, odbiorę Ci coś bezkarnie zabrała ...
Dziewczęta nie usłyszały dalszej, jakże porywającej konwersacji, bowiem wrzaskliwe panie pobiegły hen daleko przed siebie, póki zmęczenie nie dawało im się zbytnio we znaki.
Iz wzruszyła ramionami i podkuliwszy nogi powróciła do opalania swojej śniadej cery. W jej przypadku łapanie promieni słońca było zbyteczne, ponieważ skórę miała w kolorze słabej kawy z mlekiem, aczkolwiek Isabelle lubiła wygrzewać się na słońcu, bo bardzo lubiła ciepło. Przypomniała w tym kota wygrzewającego się leniwie na swoim zapiecku.
 Gdzie w danej chwili toczyły się myśli owych pięknych dam, jedynie one same raczyły wiedzieć. Jedna z nich nie domyślała się co myśli druga i vice versa. W tak cudowny dzień, kiedy po niebie płynęły rozkoszne cumulusy można było dumać o wszystkich najsłodszych rzeczach, pozwalających na odprężenie i zapomnienie reszcie świata na samą myśl o nich.
-W taki dzień przyjemnie byłoby się zakochać...-wyrwało się na głos pannie Iz.
-Tak myślisz? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, może dlatego, że nie wiem jeszcze co to znaczy "zakochać się".
-No nie żartuj. Wszyscy to wiedzą. Nigdy nie marzyłaś o księciu z bajki?- Isabelle zamoczyła rękę w wodzie i chlapnęła na Sophie.
-Och Ty, nie ciap tak!-Sophie chlusnęła wodą mocniej niż Isabelle-Moje marzenia są trochę bardziej realistyczne. Kiedy w mojej głowie rodzi się myśl jak z baśni od razu ją odganiam i zostawiam tylko to, co potrzebne.
-Czemu tak robisz?-zasmuciła się Iz.-Przecież to takie piękne, pragnąć sobie gwiazdek z nieba.
-Piękne, ale boli ... gdy orientujesz się że nie ma sensu. Taka ułuda może stać się powodem do załamania.
-Co ty mówisz? A chwile, gdy w nią wierzysz i z całej siły jej pragniesz? To też nic nie znaczy?- Isabelle napiła się wody z fontanny.
-Hmmm nie wiem, bo nigdy tego nie doświadczyłam, ale możesz mieć rację-odparła Sophie machając nogami.-Zupełnie inaczej patrzysz na świat. Powiedz mi z czego to wynika?
-Tyle czytasz, a nie zdajesz sobie sprawy z cudowności życia. Musisz być bardziej otwarta na takie doświadczenia.
-Już nie raz doświadczyło mnie srodze-zwierzyła się  Sophie spuszczając głowę na znak pokory- I jak mam wierzyć w to, że potrafi mnie mile zaskoczyć?
-Wszystkie smutki przysłaniają Ci radość życia. Mówisz jakbyś była starą, schorowaną kobietą, a nie dziewczyną mającą przed sobą całe życie. I mnie los dał nie raz w kość, a widzisz żebym się tym przejmowała? Po prostu dostrzegam też inne rzeczy, nie jestem skupiona wyłącznie na moich porażkach.
-Chyba naprawdę przesadzam. Powinnam sporo się od Ciebie nauczyć.-powiedziała Sophie mrużąc oczy.
-Ja bym chciała mieć takie maniery jak Ty. Jesteś bardzo miła w obejściu zazdroszczę Ci tego. 
-Dziś wobec mojego ojca zachowałaś się bardzo ładnie. -pochwaliła ją Sophie-Możesz być damą, ale zdaje się, iż nie zawsze wkładasz w to wystarczającej ilości wysiłku, jakiego od Ciebie się wymaga. 
-To takie trudne, wierzaj mi, że wychowując się wśród takiej hołoty, być normalnym to wielka sztuka.
-Jestem córką hrabiego, od zawsze otacza mnie grono dobrze wychowanych ludzi.
-Czy to znaczy że jesteś hrabianką?!-nie dowierzała Isabelle-Skoro tak to co Ty robisz w takiej mieścinie jak Winchester?
-Mieszkaliśmy w Londynie, ale mój ojciec stracił cały majątek i musieliśmy się wyprowadzić-odpowiedziała jej przełykając wstyd  palący ją w gardle- To nic chlubnego, nie chciałam Ci o tym mówić.
-Nie przejmuj się, nie zmienię do Ciebie stosunku ze względu na twoją przeszłość i pochodzenie.
Dziewczyny chwilę milczały. Przed nimi przemknęła  dorożka. Sophie przywiała ona wspomnienia z Rainbow Connection, kiedy Phoebe właśnie takim powozem jechała na swój pierwszy bal. Była wtedy taka szczęśliwa i radosna, że w końcu rodzice wprowadzą ją do towarzystwa. Sophie cieszyła się razem z nią jednocześnie w duchu odczuwając zazdrość. Sophie zawsze chciała być starsza od Phoebe i mieć więcej przywilejów, ale nigdy się do tego nie przyznawała.
-Och popatrz Sophie, ktoś idzie w naszą stronę. O! zatrzymał się-komentowała Iz. 
-Przez to słońce mam naświetlone oczy, nie widzę kto to...-Sophie mrugała mocno.-Mam przed oczami zielone plamy.
- Już wiem. To doktorek z Lovely Song. Byłaś u NIEGO, prawda?
-Uhym...-przytaknęła nieśmiało, gdy sama rozpoznała sylwetkę Briana. Trochę niechlujnie rozchełstany pod szyją, z niedbale ułożonymi włosami, acz jak zwykle przeczesanymi lekko na bok. Uroczy nieład- tak bym to nazwała.  Niewielki zarost, mętne, niebieskie oczy świecące pod ciemnymi brwiami i usta na wpół otwarte. Ponadto lekko spięty, tak jakby się czegoś obawiał. W jego ruchach było coś NIESPOKOJNEGO, jednakże nie NIEPOKOJĄCEGO- jeśli można tak ująć to- miłe zdenerwowanie.
-Nie zna mnie i pewnie dlatego boi się podejść. Pójdę sobie, na bezpieczną odległość, żeby mógł z Tobą porozmawiać ...-Iz zeskoczyła z fontanny widząc speszoną buźkę swojej towarzyszki.
-Ach nie trzeba, daj spokój, nie wiem po co miałabyś to robić...-Sophie przytrzymała ją za rękę- Nie idź, chcę żebyś tu była.
Dziewczyny znieruchomiały, gdy Brian jednak zdecydował się podejść i odezwać do nich.
-Witaj Sophie! Widzę, że się lepiej czujesz.-powiedział miękko kładąc rękę na kamieniu fontanny.
-Ach tak, zdecydowanie lepiej niż wczoraj. W domu przyjęli mnie nie najgorzej.
Brian uśmiechnął się, a potem wzrok skierował na Iz.
- To twoja przyjaciółka?
-Isabelle-Iz ukłoniła się lekko mierząc go z góry do dołu-A pan jest doktorem w Winchester, prawda?
-Tak. Od niedawna.-odparł Foster. Potem otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz się wycofał. Oczy miał zaszklone, jak w chorobie. Ręce założył z tyłu, za siebie i mocno odetchnąwszy znów się odezwał. Tym razem były to słowa pożegnania- Nie będę wam przeszkadzał. Życzę miłego dnia.
 Brian ukłonił się z gracją i odszedł. Tak po prostu zostawił je same.
-Ulala ... nic dodać nic ująć-Iz oparła się o elewację fontanny z wrażenia-Za to Ty, jesteś najgorszą niedołęgą, jaką widziałam.
-A cóż to za słowa?-oburzyła się Sophie-Co ja takiego zrobiłam?
-Właśnie NIC i to jest najgorsze. Pozwoliłaś mu odejść.
-A co ja niby miałam innego do wyboru?-zadrwiła z niej- Może miałam go pociągnąć za rękę i powiedzieć: Nie! Zostań, chciałyśmy Ci pokazać, jakie piękne wstążki nabyła IZ!
-Ha! Ty myślisz, że naprawdę nie znalazłby tu nic ciekawszego? Jesteś tak ślepa, że aż mi Ciebie szkoda. Otwórz umysł ... Czy ty nie widziałaś jak on na Ciebie patrzył?
-Przestań Isabelle, to śmieszne i niedorzeczne. Nie wmawiaj mi takich rzeczy, błagam-prosiła ją Sophie.
-...Poza tym-ciągęła Iz- Mówisz do niego po imieniu, a to też świadczy o stopniu waszej zażyłości.
-Nie wierzę w to. To tak nierealne, jak powrót mojej siostry ...
-Hej ... Uwierz w siebie, bo ja zaczynam się zastanawiać jak Ty to robisz, że wszyscy do Ciebie się kleją jak misie łapki do miodu. Może jesteś wiedźmą i po prostu ich czarujesz?
- MOŻESZ sobie myśleć, że wszystkich, ale bądź pewna, że na niego to nie działa, cokolwiek to jest ...-syknęła przez zęby-Przecież on by nie chciał. Jeszcze do niedawna miał mnie za smarkate dziecko. Wybacz, ale wiem lepiej niż Ty.
-W takim razie podświadomie opanowałaś jego mózg. On jest jak w transie ... Z resztą nie ważne, sama kiedyś wspomnisz moje słowa. Mówiłaś coś o powrocie siostry ... Czy mowa o tej awanturnicy z balu?
-Niestety tak-westchnęła Sophie-Ale żeby Ci to opowiedzieć, potrzebowałybyśmy sporo czasu.
-Mnie się nigdzie nie śpieszy-Iz położyła się na plecach i nastawiła uszy ...












Komentarze

Popularne posty