"W smugach cieni" cz V

-Blake, co Ty tam jeszcze robisz?- niecierpliwił się Conor- Śpieszymy się ...
-Jeszcze chwilę, ojcze...-odkrzyknął mu syn głaszcząc czarną klapę fortepianu.-Moje kochane cis, moje najdroższe B!
Pianista położył policzek na zimnym, lakierowanym drewnie.  Oddech zostawiał parne ślady istnienia, nietrwałe bo ginące po kilku sekundach. Czuł, że coś w środku jego artystycznej duszy właśnie umiera. Tyle godzin spędzonych przy instrumencie, czasem i nieprzespanych nocy , tak jak to było, kiedy pierwszy raz pokłócił się z Emily. Fortepian był jego pierwszą miłością, a ten darzył niezwykłym sentymentem. Bądź co bądź towarzyszył  od najmłodszych lat życia muzyka. "Tam w 'domu' zapewne nie będzie żadnego instrumentu. Jak ja to przeżyje!?"
W ogrodzie pośród poziomek stał Chester. Jemu było tak samo żal. On jednak mógł mieć nadzieję, że i tam sadzonki się przyjmą. Ale to już nie ta ziemia ... To miejsce miało jakąś magiczną siłę- przecież pośród tych owoców wyznał miłość swojej najukochańszej Beatrice. Tu po raz pierwszy ją zobaczył, jako czteroletnią dziewczynkę cichcem kradnącą poziomki.
Chester uklęknął przy roślinach i płacząc przesypywał przesypywał ziemię przez palce. Już tu nie wrócą ...
Po chwili poczuł czyjś dotyk. Obrócił twarz. To była Sophie.
-Masz jeszcze Beatrice ...-powiedziała cicho-Zaczniemy inne życie. Nikt nie powiedział, że gorsze.
-Dziękuję Sophie za dobre słowo...
-Ty nie dziękuj, li wstawaj z ziemi. Czas odjeżdżać.
Z pałacu wyszli Emily i Blake, objęci w pasie. Oboje przygnębieni.
-Cóż, nie pierwszy raz opuszczam dom, ale tym razem naprawdę mam czego żałować-westchnęła Emily.
-Zdążyłaś się przyzwyczaić.-Blake zostawił Emily samą i wziął syna na ręce
-Tato, a daleko jedziemy?-zapytał mały brzdąc.
-Sam nie wiem, synu.-przyznał Blake.
-Zostawiłem nuty!-krzyknął Will i wyrwał się ojcu.
-Co?! Jak to?-Blake dziwił się.-Emily ... ja go nie uczyłem. To twoja sprawka tak?
-A gdzieżby. Sam podglądał jak śpiewałam, tylko raz nazwałam dźwięki jak pytał, a potem to już sam ...
-I nic mi nie powiedziałaś?
-No proszę ... i wyszło szydło z worka jak się interesujesz synem.
-Spędzam z nim tyle czasu przecież! Że tez nigdy go przy pianinie nie widziałem ... Powiedz mi jakie postępy robi?
Czyta całkiem sprawnie, ale proste utwory, jakieś Mozarty i inne...
-Niemożliwe!-Blake pobiegł za dzieckiem i złapał je w locie i w uniesieniu zaczął go całować po chudych policzkach- Ty mały nicponiu! Jak ja cię kocham! Tata Ci da nut ile będziesz chciał.
-Mas więcej? Cudownie!-cieszyło się dziecko- Tata, a kto wymyślił taki fajny syfr?
-O jakim szyfrze mówisz?- zdumiał się ojciec.
-No nuty, przecie o tym rozmawiamy.-sprostowało dziecko.
-Kto wymyślił? Hmmm... Na pewno człowiek mądrzejszy ode mnie-wybrnął Blake.
-Tyle szczęścia w nieszczęściu z wami-powiedziała Emily przytulając dwóch swoich najukochańszych mężczyzn.
-Z tobą to ja się jeszcze policzę, Emily-zażartował Blake-Dość tych czułości, boś sobie nagrabiła u mnie.
-Nie gniewaj się! Nadrobimy ... Już jutro polecę szukać instrumentu, jeśli w mieszkaniu nie będzie-chciała wkupić się w łaski męża
-Wszyscy do powozu!-zażądał zniecierpliwiony Conor.
Tak właśnie Sullivanowie pożegnali Rainbow Connection.





Komentarze

Popularne posty