"W smugach cieni" cz XIII

-Poczekaj chwilkę, poślę kogoś po leki-Brian wyszedł z pokoju. Wrócił po upływie minuty i oznajmił.-Receptę dałem Phoebe. Możesz spokojnie mi opowiedzieć, co z nią, ale teraz już bez ...
-Dobrze-zgodziła się Sophie.-Trochę się bałam, że może podsłuchiwać. Jak już mówiłam, dwa dni temu, na tutejszym balu upewniłam się co do swoich podejrzeń. Domyślałam się, że musi dziać się coś niedobrego, gdyż ojciec przestał ją sponsorować, a ona wciąż miała nowe suknie. To było zastanawiające, skąd mogła mieć na to pieniądze i jak komuś takiemu udało się w ogóle zebrać środki finansowe ... Zagroziła mi, że się zemści jeśli komukolwiek powiem o tym. Nawet nie wiesz ile ryzykuję zwierzając się Tobie.
-Nie możesz dusić tego w sobie.-Brian spojrzał na stoliczek obok łóżka. Leżała na nim kartka. Jego wiersz.-Poza tym jej nie ma, wysłałem ją na bezpieczną odległość.
-Gdyby moja matka się dowiedziała ... zabiłoby ją to.-Sophie ciężko przełknęła ślinę.-Dlatego muszę dbać o to, by NIKT w domu nie wszczynał żadnych podejrzeń. Od dwóch dni kryję ją, choć wiem, że to nawet wbrew mnie. To dla dobra mamy. Rozrywa mnie wewnętrznie, nie potrafię sobie z tym poradzić. Wciąż czuję jej przykre spojrzenie na sobie, tak jakby miała nade mną władzę. Wszystko przez to, iż dałam się namówić na ten ... bal.
-Ale co się tam wydarzyło? W dalszym ciągu nie powiedziałaś mi, jaka jest prawda o Phoebe.-powiedział zdmuchując z kartki narastający kurz.
-To takie trudne! Przepraszam nie może mi przejść przez gardło, że moja siostra ... świadczy mężczyznom "przysługi" -wystrzeliła z siebie Sophie razem ze łzami.-Ta kochana Phoebe, którą tuliłam codziennie na dobranoc, gdy jej było smutno, powierniczka moich tajemnic, jedyna siostra ... Teraz zabawia uprzejmych panów, niszcząc reputacje całej rodzinny. A ja na to nie mam wpływu, najmniejszego!
 -O nieba ... Można było się tego spodziewać-Brian patrzył na nią z przerażeniem.
-Doigrałaś się-mruknęła Phoebe podsłuchująca za drzwiami.
-Można było. Gdybym była choć w połowie bystra jak Ty. Nic nie wiem o życiu, a Ty świetnie zdajesz sobie z tego sprawę
-Sophie... Nigdy tak nie uważałem-powiedział ujmując jej rękę.
 -To prawda, nie okłamuj mnie. Jestem w tej chwili bezsilna... los Phoebe muszę zostawić, aby sam się toczył, bo nie znajduję żadnej rady.
-Pozwól mi się zastanowić-poprosił Brian marszcząc czoło.
- Brian, tu już nie ma co zbierać. To ruina z moją siostrą na szczycie.-uwolniwszy swoją rękę z jego uścisku przyłożyła ją do bladych ust i zakaszlała. Tak jakby nie mogła wyciągnąć spod kołdry tej drugiej ...-Boję się.
Brian schował twarz w dłonie. I siedział tak dopóki nie zasnęła. Nie potrafił jej nic powiedzieć. Nagle wszystkie mądre rady go opuściły. Gdyby ona wiedziała jak każda jego komórka rwie się teraz w stronę Sophie tylko po to by ją pocieszyć ... On jeden znał dwa powody wizyty w RG. Pierwszym była troska o zdrowie Sophie, a drugim chęć zobaczenia owego liczka, "co niejedną duszę cieszy". A już szczególnie TĄ jedną, której marzeniem było zapalić blask Heliosa w modrych oczach ...Zbyt śmiałe marzenia, nie znające światła dziennego, ukryte między wersami wiersza. Od zawsze marzył o rzeczach nieosiągalnych.
                                                                            ***
-Sophie, podnieś się, powinnaś wziąć lekarstwa-obudził ją znajomy głos. Od jakiegoś czasu stała nad nią Emily.-Co to za kartka? Położę Ci ją na stoliku, dobrze?
-Yhym...-przytaknęła nieśmiało i wzięła do ust gorzki płyn. Wykrzywiła się.-Obrzydliwe.
-Lepiej się czujesz?-zapytała Emily.
-Och tak, zdecydowanie-odpowiedziała jej Sophie, patrząc w stronę zgiętej w pół kartki.-Coś się przypala?
-Katherine! Znowu jest zbyt rozkojarzona, żeby wykonywać należycie swoje obowiązki. Jak tak dalej pójdzie, ojciec może być BARDZO niezadowolony i aż boję się pomyśleć o konsekwencjach.
-To starsza kobieta, trudno jej się dziwić. Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji, gdy będę w jej wieku. Cały dom na jej głowie, a my tylko...
-Masz rację Sophie. Powinno się jej pomóc.-przerwała jej Emily- Gdybyś czegoś potrzebowała, postawiłam dzwonek na szafce.
-Dziękuję-Sophie zamknęła oczy, a Emily opuściła pokój. Dziewczynie przypomniały się problemy z którymi znów musi się zmagać i od razu zrobiło jej się smutno. "I Brian stracił grunt pod nogami, gdy dowiedział się o Phoebe. Mam żałować, że się tym z nim podzieliłam? Ciekawe o której wyszedł"
Sophie znów otworzyła oczy i spostrzegła kartkę, którą odłożyła wcześniej Emily. Sięgnęła po nią i ją otworzyła. W środku widniał napis: Cały czas jestem z Tobą. -B.F.
On  wiedział, że kiedy Sophie to przeczyta, zrobi się jej lżej na sercu. Poczuła ulgę i ... niezidentyfikowane, nieznane jej dotąd ciepło.
                                                                       ***
-Gdzie wy się znowu wybieracie?-zaciekawiła się Beatrice.
-A mamy takie swoje ... tajemnice.-odpowiedział jej Chester dziwnie uśmiechając się.
-Po tym jak wczoraj za dużo wypiliście, zaczynam się martwić, czy aby na pewno wszystko w porządku...
-W jak najlepszym!-żachnął się Blake, ubierając surdut.-To za twoje zdrowie było.
-Ale ja się świetnie czuję, nie trzeba było-rzuciła sarkastycznie Be krzyżując ręce w gniewnym geście.
-Ja już za swoje dostałem-powiedział Chester przecierając obolały kark.
-Ciesz się, że nie stosuje kar cielesnych-odpowiedziała mu Beatrice.
-Oczywista, lepsze jest spanie na podłodze pod drzwiami.-mruknął Chester.
-Emily jest bardziej łaskawa... Dostałem poduszkę-wtrącił się Blake.
-Po uprzednim podlizywaniu się?-zmierzył go Chester.-To niesprawiedliwe, że raz nie można po prostu zrobić coś szalonego. Przecież  to nie było nic na miarę tego co MOGLIBYŚMY, na przykłaaaaad ... O! Nie skakaliśmy z mostu, ani nie paliliśmy naszego biednego kota.
-Też mi coś! Wiesz, że jestem wyczulona na takie rzeczy. Jak byś nie wiedział  przez co przeszłam i z jakich nałogów Matthew mnie wyciągnął. Ale racja, miłe złego początki. Najpierw to było całkiem przyjemne i zabawne jak dla was wczoraj.
-To było tylko raz! Naprawdę, musieliśmy taką...
-Blake, Ciebie nie proszę o wyjaśnienia.-Beatrice przerwała mu.-zejdźcie mi już z oczu.
Blake i Chester popatrzyli na siebie wymownie. Blake wzruszył ramionami. Chwilę potem wyszli z domu i skierowali się w stronę ogrodu.
-Beatrice ma humory. Spodziewa się dziecka, to normalne, że ... jak im tam ... Hormony? Hormony ... Zwariować można-Blake strzepał kurz ze swojego surduta.
-To jak wytłumaczyć zachowanie Emily?-zadrwił z niego Chester.
-Znam jedno racjonalne wytłumaczenie. To są po prostu KOBIETY. Tracisz głowę dla takiej, a ona robi z twojej głowy co tylko chce ...
-Musimy skończyć altanę jeszcze dziś-powiedział Chester podnosząc jedną z cięższych desek.
-Chyba nie mamy innego wyjścia, jeśli bardzo pragniemy znów wkupić się w łaski naszych niewiast.-Blake oparł się o jeden z fundamentów.
(...)
-Widzisz jak tutaj siedzą i czytają?-rozmarzył się Chester czyszcząc blat stołu.
-Jestem skłonny uwierzyć w to, że po tym co wczoraj uczyniliśmy nie będą skore do tego, by okazywać nam skrajnie entuzjastyczne wyrazy wdzięczności.-Blake usiadł na oszlifowanym drewnie.
-No sam spojrzyj. Ja bym był zadowolony i wniebowzięty.
-Przesadzasz-zbył go Blake- Poza tym nie jesteś w stanie przewidzieć reakcji kobiet. Są nieprzewidywalne. Ale przyznaję, że wykonaliśmy dobrą robotę i możemy być z siebie dumni.
(...)
-Myślisz, że gdzie mogą być?-zapytała Beatrice-Pewnie są śmiertelnie na nas obrażeni.
-Chyba rzeczywiście trochę przeholowałyśmy-przyznała Emily ze skruchą.- W sumie nic takiego nie zrobili, powinnyśmy im bardziej ufać...
-A może jednak im się należało?-rzuciła w stronę Emily zdanie pełne nadziei.
-E, chyba nie.-Emily pokręciła głową-Przecież nie chcieli zrobić nic złego, poza tym to był nieszkodliwy wyraz ich radości.
-Teraz będą bali się spojrzeć w stronę barku-Beatrice wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem.
-Martwię się o to co oni teraz robią.-Emily wyjrzała przez okno.-O! Biegnie mój mały urwis.
-Mamo, Mamo!-do pokoju wpadł Will taszcząc miauczącego kota.-Nie uwiezys co się stało!
-William, nie strasz mnie-Emily oparła się o parapet.
-To nic strasnego. No to chodź i sama zobac-powiedział wkładając kota pod pachę.
-Nie znoszę takich tajemnic ...-odezwała się Beatrice-zawsze są przesiąknięte tanim podstępem.
 -Chodźcie obie!-Will wyszedł z pokoju, a za nimi zdziwione damy.
William zaprowadził je do ogródka. Tam kazał im poczekać za krzakami. Chwilę coś szeptał a potem przepuścił je przez gęste chaszcze. Ku zdumionym oczom pań ukazała się świeżo zbudowana, drewniana altana z prześlicznymi kwiatami dookoła.
-Popatrz do czego doprowadziłyśmy ...-Emily nie mogła wyjść z podziwu-Jakie to piękne.
-Podoba wam się?-zapytał Chester wychylając się zza altany. Zaraz po nim ukazał się również Blake. Obaj obsypani drewnianymi wiórami i trocinami.
-Nie uważasz, że tak wyglądają bardziej męsko?-Emily uśmiechnęła się.
-Uważam, że powinnyśmy przeprosić i odwdzięczyć się za taki prezent. Znam jeden niezawodny sposób-Beatrice puściła oczko do Emily i podeszła w stronę swojego męża.
-Beatrice...-Chester zdążył wypowiedzieć tylko jej imię, zanim nie zamknęła mu ust pocałunkiem.
Nie to, żeby Emily nie była w tym wypadku oryginalna, ale po prostu miała ochotę zrobić to samo i tak też uczyniła. Na ten widok wzdrygnął się William i uciekł do domu. Cała czwórka spędziła miły wieczór w nowo wybudowanej altanie, gdy w powietrzu unosił się  jaśmino- wy zapach miłości ...





Komentarze

Popularne posty