W smugach cieni" cz VII

-Jest pianino!!!-Krzyczał rozradowany Blake-Och troszkę rozstrojone, ale nic nie szkodzi, zaraz naprawimy to cacko. Moja perełka!
-Tato, daj pograć!-niecierpliwił się Syn.
-Tatuś nie pozwoli, żebyś grał na rozstrojonym, chwilkę cierpliwości ...-Blake majstrował przy instrumencie.
-Idę pomęczyć kotka ...-powiedział zrezygnowany William i wyszedł z pokoju.
-Przez Ciebie dziecko traci zapał-skarciła go Emily.
-Już ja wiem co dla niego dobre.-Blake przyłożył ucho do starego drewna-Korników nie słychać, zadbane ...
Emily usiadła przy instrumencie. Najpierw chwilę patrzyła na zgrabne, pożółkłe klawisze, a potem zaczęła grać.
-Kochanie nie teraz, muszę nastroić-zdenerwował się Blake.
-Ty to jesteś ... Nic Cię nie obchodzi kiedy jesteś w żywiole.Nawet twoja własna żona-oburzyła się Emily.
-Nie bądź zazdrosna.
-Niby o co? O ten kawał drewna?
-Proszę, tylko nie takim tonem do mojego ...
-Świetnie Blake. Świetnie. Idę sobie.
-Emily, moje słoneczko! Przepraszam Cię najmocniej, to już się nie powtórzy.
-Nie wierzę Ci, łajdaku. Kim jesteś, bo nie poznaję ...
-Gniewasz się?-Blake zasmucił się-Poczekaj tu chwilę, zaraz wracam!
-Ciekawe do kogo to było. Do pianina czy do mnie ...-mruknęła pod nosem. Blake wybiegł z domu i wrócił po upływie minuty. Z kwiatami w ręce. Emily zaśmiała się.
-Ludzie święci! Czy to te róże, które obrastają dom? Chester Cię zabije.
-Co mi tam Chester, kiedy Ty się uśmiechasz.
-O! Teraz widzę, że mój Blake wrócił.-Emily wzięła z radością kwiaty od męża i powąchała-Rozśmieszyłeś mnie. Gdyby nie to, nie odezwałabym się do Ciebie do rana zapewne. Ale ślicznie pachną! Mój wariacie ...
                                                                  ***
-Pastor z małżonką.-John zapowiedział przybycie gości.
-Nigdy nie gościłem pastora, nie wiem jak powinienem się zachować-Ojciec kręcił się w kółko.-może wy tu zostańcie, a ja pójdę do Jane.
-Och nie, nie rozmyślaj się ojcze. Jako głowa rodziny powinieneś ...
-Już mi ,Chester, nie mów co powinienem a co nie. O! Witam witam!-Conor uścisnął dłoń pastora-Jeśli wolno mi zapytać ...Co wielebnego do nas sprowadza?
-Troska o nowych parafian.
-To miłe z waszej strony, że chcieliście nas odwiedzić. Zapraszam na herbatę. Katherine!
-Już woda kipi!-odpowiedziała służąca.
Przez jakiś czas goście przypatrywali się nowym mieszkańcom Winchesteru popijając z wolna herbatę. Mimo starań  gospodarz tego domu wyglądał na zestresowanego. Spięcie ewidentnie malowało się na jego twarzy, bowiem nie wiedział jak zacząć rozmowę. Blake tylko co chwila zerkał na pianino, a Will wiercił się na kolanach swojej matki.
-Lokalizacje macie piękną, tylko pół mili od kościoła.-odezwała się w końcu pastorowa.
-Otóż to, moja droga.-przytaknął jej mąż-Święte słowa.
-Przyjemne zamieszanie w waszym domu. Liczną macie rodzinę, prawdaż?-dopytywała pastorowa.
-To może ja od razu przedstawię tych co są. Blake i Emily z Williamem. Blake to mój najstarszy syn. To Chester i Beatrice, a najmłodsze gdzieś wyszły ... Sophie i Phoebe
-To całkiem duża gromadka. Hmmm a żonę pan ma?-zainteresował się wielebny.
-Leży. Jest ciężko chora.-wyjaśnił mu Conor
-Czy aby podróż nie była dla niej zbyt ciężka. Myślę, ze mogła być to ryzykowna przejażdżka... Narażać chorą ...
-Nie mieliśmy innego wyjścia. Jednakowoż żona czuje się tak samo jak i przed wyjazdem. Śmiem twierdzić, że zmiana powietrza dobrze jej zrobi.
-To była nagła decyzja.-dodał Chester.
-Nie chcę wchodzić w państwa prywatność, ale widzę że musiało się stać coś poważnego, żeby tak nagle się wyprowadzić ... skąd? Zapewne z Bath.
-Nie. z Londynu-poprawiła go Beatrice.
-Gdybyśmy to my mieszkali w Londynie!-rozmarzyła się pastorowa Harriet-W życiu nie pozwoliłabym na to, żebyśmy się przenieśli.
Do salonu wpadła Sophie, cała zgrzana.
-No gdzie ty się podziewasz, złotko?-zapytał ojciec-Przywitaj się ładnie ...
-Dzień dobry. Miło mi państwa poznać, jestem Sophie- powiedziała wdzięcznie dygając.
-Jaka piękna panna! I dobrze wychowana. Już na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że ma dobre obejście-zachwycała się Harriet-zapewne nie byłaś u nas jeszcze na żadnej zabawie?
-Nie miałam przyjemności-potwierdziła dziewczyna.
Znudzony Will wybiegł przed dom, aby się pobawić. Harriet podniosła filiżankę do ust i dystyngowanie wypiła trochę herbaty.
-Zapewne tu, to nie to samo co w Londynie ... U nas jest trochę bardziej kameralnie. Na balu wszyscy się znają. Ale mogę Cię pocieszyć, że zawsze jest wyśmienita muzyka i atmosfera, a kawalerzy też dość niczego sobie. Ja osobiście chwalę sobie naszych chłopców z Winchesteru!-mówiła z dumą pastorowa.-Koniecznie musisz przyjść ze swoją siostrą, a na pewno jako dorodne panny będziecie atrakcją wieczoru.
-To miło z pani strony. Dziękuję za zaproszenie-odparła skromnie
-Nie masz co dziękować. Korzystaj póki możesz.-odpowiedziała jej Harriet.
-Jakże to? A jeśli dziecko opacznie zrozumie twe słowa?-wystraszył się Pastor
-Po pierwsze nie "dziecko", bo to młoda panna przecie, a po drugie poza różańcem i pracą też coś w życiu trzeba mieć, aby nie zwariować-uśmiechnęła się do Sullivanów.
-Roztropna z niej dziewczyna, nie to co...-pod groźnym wzrokiem Emily Blake nie dokończył wypowiedzi.
-Nie to co inne panny w jej wieku-dodała zmieszana Emily.
-Tak tak, ma się rozumieć, to rzadka cecha. Bywają krnąbrne i nieznośne, a spokojne damy są teraz jak epifity.-przytaknął Pastor -Tyle tajemnic spowiedzi w sobie noszę, aż żal że żadnej wam wyjawić nie mogę.
-Ja jakoś nie żałuję! Henry, na nas już czas.Musisz przygotować się do mszy ... Ach! Nie powiedzieliśmy o najważniejszym. Zapraszamy do siebie na obiad w niedzielę.
-Oczywiście, przybędziemy-zapewnił Conor. Potem pożegnał gości i odprowadził do drzwi. Gdy tylko wyszli, do pokoju wbiegł zmęczony William z miną łobuziaka.
-Pierwsze koty za płoty.-odetchnęła z ulgą Beatrice.
-A Ty Be, skąd wies, ze właśnie wyzuciłem kotka za nase ogrodzenie?-zapytało niewinnie dziecko.
                                                              ***
-Gdzie ty się podziewałaś?-Sophie tupała nóżką.-Nawet nie wiesz jakich gości mieliśmy!
-Czy by na pewno jest to godne mojej uwagi?-Phoebe zadarła głowę.
-Otóż ... moja droga, owszem. Jak nigdy.
-Przystojni oficerowie, czy pułkownicy?-podnieciła się starsza siostra
-Nie zupełnie, ale...
-To w takim razie niepotrzebnie mi zawracasz głowę-zawiodła się Phoebe
-Ej czekaj! Dostałyśmy zaproszenie na bal.-zatrzymała ją Sophie.
-O proszę... tego się nie spodziewałam. Powiedz mi czy wiadomo Ci coś na ten temat ...Wielu nadobnych to Winchester mieści?
-Pastorowa powiedziała, że krocie.-odpowiedziała jej bez ekscytacji.
-Wyśmienicie!-Phoebe zatarła rączki.-już ja Ci pokażę, jak się należy bawić w dobrym towarzystwie. Jeszcze wyjdziesz na ludzi.
-Nie sądzę.-Sophie odsunęła się.-Ja tylko pójdę popatrzeć.
-Ha! Jak idziesz ze mną, to na moich zasadach. A skoro mi zaproponowałaś, już nie ma odwrotu-oznajmiła złowieszczo a potem zaśmiała się.-Tak ... z Tobą będzie źle! Jak ja to przeżyję?
-I vice versa-odpowiedziała jej Sophie i zostawiła Phoebe samą w przedsionku. Odchodząc słyszała jak Phoebe wykrzykuje do Beatrice.
-A dajże spokój! Ona jest sztywna, jakby kij połknęła. Ten wieczór będzie porażką, powiadam Ci. (...)Za żadne skarby świata nie przyznam się, że to moja siostra, jeszcze porządni ludzie doznaliby szoku!
"Nie chcę już tam iść, jeśli mam być komuś kulą u nogi. Co za tupet, żeby mówić o tym tak głośno, bez żadnej dyskrecji. Ponadto dobrze wiedzieć, że jestem poczwarą w jej oczach. Własna siostra tak o mnie myśli. Brian nigdy by mi czegoś takiego nie powiedział!"
-Jak się czuje mama?-zapytała wszedłszy do pokoju.
-Nie najlepiej.-odpowiedział jej ojciec-zaraz ma przyjść lekarz, zbada, popatrzy co się da zrobić dla niej.
-Czy coś pomóc, przynieść?-oferowała dziewczyna.
-Wszystko jest, dziękuję Ci Sophie, możesz iść. Poczytaj coś, zajmij się sobą ...
Zgodnie z poleceniem ojca wyszła z pokoju i zamknęła się u siebie, aby czytać wiersz od Briana, który i tak już od dawna znała na pamięć.
















Komentarze

Popularne posty