"W smugach cieni" cz XIV

Sophie wysłana po sprawunki stała w sklepie oglądając towar. Co prawda nie mieli tu tego, co w Londynie, ale wszystko, co najbardziej było jej potrzebne, właśnie "U Amy" mogła znaleźć. Amy była zaradną i wesołą  kobietą, aż miło było popatrzeć jak szybko i uprzejmie obsługuje klientów. Jedynie jej przyjaciółka Augusta zadzierała nosa i z góry patrzyła na wszystkich wchodzących do sklepu.
-Coś podać kochaniutka?-zapytała Amy, gdy Sophie podeszła do ekspedientki.
-Ach tak, mam listę-Sophie wyciągnęła kartkę w jej stronę.
Gdy sprzedawczyni szukała produktów dla Sophie, dziewczyna chwilę rozglądała się po wnętrzu sklepu. Był ładnie urządzony, prosto, praktycznie i z klasą.
Sophie uiściła kwotę i włożyła zakupy do torby.
-Dziękuję i zapraszam ponownie-powiedziała Amy.
-Wpadnij kiedyś do nas, Sophie-krzyknęła Augusta i zaraz sprostowała-To znaczy do mnie!
Sophie skinęła głową na pożegnanie i zanim nacisnęła klamkę drzwi otworzyły się z drugiej strony i nieomal ją uderzyły. Prawie wpadła na Briana. Sophie nie wiedziała czemu speszyła się na jego widok. Nigdy w życiu nie czuła się tak dziwnie.
-Sophie, jak miło Cię widzieć!-powiedział ciepłym głosem stając obok niej.-Już jesteś całkiem zdrowa?
-Och tak, czuję się bardzo dobrze-przytaknęła mu spuszczając wzrok- Dziękuję za leki i ... kartkę.
Augusta chrząknęła znacząco.
-Kupuje pan coś?-zapytała niegrzecznie-Toruje pan wejście i klientów odstrasza.
-Myśli pani, że spłoszyłem kogokolwiek stojąc w przejściu?-Brian podniósł zaczepnie jedną brew. Lewą.
-Myślę, że ma pan tupet, ażeby mówić do mnie w ten sposób.-oburzyła się kobieta.
-Przepraszam my się chyba nie znamy. Jestem Brian Foster, nowy doktor w Winchester.
-Ach pan Doktor, jakże nam miło!-rozradowała się Amy, po czym szepnęła do przyjaciółki-Bądź miła, pókiś zdrowa, lekarza nie potrzebujesz, ale nigdy nic nie wiadomo.
-Czy ty sugerujesz, że stoi nade mną śmierć z kosą?!-Augusta fuknęła nieco głośniej.
-Czy mógłby mnie ktoś obsłużyć?-zapytał zniecierpliwiony Foster.
-Wcześniej się panu nie śpieszyło.-zauważyła dość niegrzecznie Augusta.
-To nie ja na tym zarabiam, mnie nie zależy gdzie zrobię zakupy. Wobec tego przejdę się do sklepu obok. Miłego dnia!-powiedział z uśmiechem i przepuściwszy w drzwiach Sophie wyszedł z nią.
-One tam coś krzyczą, za Tobą-obejrzała się Sophie.
-Nie warto się tym przejmować-Brian wziął od niej torby-Strasznie ciężkie. Chciałaś to sama nieść do domu? Kto pozwolił Ci to dźwigać, hę?
-Poradziłabym sobie ...-odpowiedziała rumieniąc się. Szli powoli w stronę RG. "To miło z jego strony, że zaniesie to do mnie Rosen Garden."
-Zaraz ... A ty nie miałeś zrobić zakupów?-zwróciła mu uwagę przyglądając się bacznie.
-Na śmierć zapomniałem!-Brian zatrzymał się-Ach, to nic. Zaniosę twoje i wrócę do miasta. Ruch mi się przyda, ostatnio zbyt długo przesiaduję w gabinecie.
-Dużo masz tutaj pracy?-zapytała Sophie- Z tego co pamiętam, wcześniej nie miałeś zbyt wielu zajęć.
-Czasem czuję się, jakbym  był wyłącznie geriatrą. Odkąd tu przyjechałem, byłaś pierwszą młodą osobą, którą miałem okazję leczyć.
Sophie zaśmiała się.
-Czasami moje nieposłuszeństwo się przydaje.-odpowiedziała mu przekrzywiając głowę lekko w jego stronę.
-Obiecaj, że następnym razem nie będziesz robić takich scen wobec fachowca w dziedzinie zdrowia.-powiedział z niejaką powagą patrząc na jej półuśmiech.
-Tego Ci nie mogę obiecać. Jestem nieprzewidywalna i sama sobie nie ufam-Sophie poprawiła kapelusz.
-Dlaczego nie ufasz sobie?-zdziwił się Brian.-To przecież jedno z podstawowych zadań, jakie powinnaś uczynić.
-Nie do końca wiem kim jestem-odparła Sophie zadzierając głowę.
-A więc pomogę Ci. Otóż, jesteś ... córką Jane i Conora Sullivanów, świeżo upieczonych bankrutów, dobrą i troskliwą siostrą, dotrzymującą słowa, uroczą młodą damą, spacerującą w tej chwili ze mną, po mokrej trawie. Ponadto bliską mi duszą i najlepszą towarzyszką od niepamiętnych czasów ...
-...Pewnie wychowywałam się z dinozaurami.-zaśmiała się Sophie.
-Tak, dowcipna też jesteś, ale mnie akurat ten żart nie śmieszy. Chciałem być miły, a ty mi tu ...
-Dobrze, nie gniewaj się. Mam zbyt bujną wyobraźnię. Nic dziwnego,skoro jestem dzieckiem.
-Nie, już nie jesteś. Nawet nie zauważyłaś ...-Brian postawił torby z zakupami obok siebie. Byli już pod domem, w którym mieszkała panna Sullivan.
-Dziękuję za pomoc, wniosę do domu sama.-powiedziała uprzejmie dygając. Gdy zamykała drzwi popatrzyła przez szparę, czy Brian już odszedł. Ale on nawet  nie ruszył się z miejsca. Stał zaczarowany jak posąg jeszcze przez jakieś pół minuty i dopiero oddalił się w swoją stronę równym i lekkim krokiem.
                                                                       ***
-A Ty wiesz coś na ten temat? Przeszukaliśmy całe Winchester, ale nikt nic nie wie...-Conor podrapał się po głowie.-Może wróci zaraz ....
-Phoebe jest nieobliczalna, stać ją na wszystko-Beatrice usiadła na wiklinowym fotelu.
-Od kiedy jej nie ma?-zapytała zaniepokojona Sophie.
-Od wczoraj. Nie wróciła na noc do domu-poinformował ją Chester.
"To może być moja wina"-przemknęło jej przez głowę, ale nie powiedziała tego na głos i pobiegła na górę. Znała skrytkę w pokoju Phoebe, gdzie zazwyczaj zostawiała wiadomości do Sophie z groźbami i prośbami. Po chwili wróciła z kartką w dłoni. Sama bała się zajrzeć i przeczytać, więc podała ją Emily.
-Kochani ... Jak się już pewnie zorientowaliście wyjechałam. Nie szukajcie mnie, bo to na nic. Dostałam świetną propozycję i o ile zobaczymy się jeszcze kiedykolwiek w życiu (a przypuszczam, że widzieliście mnie już po raz ostatni) to zapewne zobaczycie drogi pierścionek z brylantem na mojej smukłej dłoni, co oczywista oznacza, że panną już nie mam zamiaru być. Wzięłam skrzypce, choć jak pewnie Sophie wam już się wygadała, bądź też wiecie z innych źródeł, do mojej pracy, przynoszącej niezmierny wstyd rodzinie, nie przydadzą się ... aczkolwiek, gdy będę już mężatką definitywnie z tym skończę, bo tak to już naprawdę nie wypada. Bądźcie zdrowi, ucałujcie ode mnie matkę i ślicznego dzidziusia, jak tylko Beatrice urodzi. -podpisano: Wasza czarna owca.
-Zemściła się ...-Sophie osunęła się na kanapę.
-Sophie, co to ma znaczyć?!-oburzył się ojciec-Ty o wszystkim wiedziałaś i nic nam nie powiedziałaś?
-Ojcze, nie wiesz jak było, Phoebe groziła mi, że ...
-Nie interesują mnie twoje głupie tłumaczenia! I ty postępowałaś najlepiej jak tylko mogłaś? Powinnaś się za siebie wstydzić! Nie chcę dziś na ciebie patrzeć.
-Ojcze wysłuchaj mnie ...-błagała go Sophie.
-Dość tego. Źle postąpiłaś i nic tego nie usprawiedliwia. Proszę wyjdź.
Sophie wyszła z salonu. Za drzwiami usłyszała potulny głos Beatrice. "Zbyt surowo ją oceniasz, Nie powinieneś ..." Potem to już Sophie ledwo co widziała na oczy. Obraz jej się rozmazał. Wyszła powoli z domu. Jedyną osobą, z którą mogła teraz porozmawiać, był naturalnie jedyny i niezastąpiony Brian.




Komentarze

Popularne posty