"Dziewczynka z poziomkami" cz XIV



Nie zmrużył oka całą noc. Znów się czuł tak, jak po odrzuceniu przez Caroline. W głowie huczało mu niemiłosiernie, nie słyszał nic oprócz swoich myśli. I ten żal w sercu ... Wszytko znów się popsuło. Chciał dobrze, no ale dobrymi chęciami ... "I jej wrota zatrzaśnięto na głucho I "Nie będziesz" wyryto na drzwiach*" Ty jedna, moja poziomkowa znasz moje serce na wylot. -powiedział w stronę ukochanego obrazu i westchnął ciężko. Potem powtarzał w kółko imię "Beatrice", tak jakby chciał ją sobie wyczarować. Niestety chyba stracił wszelkie moce, bo nawet to zaklęcie nie przynosiło ulgi. Bynajmniej- sprawiało coraz większy ból. Przed oczami miał wciąż jej zapłakaną twarz i okrutne "nie chcę Cię znać" w uszach. Odepchnięty, odrzucony znów na tło swojego życia, błąkał się po ruinach utopii. Tam nie było już nic. Zgliszcza. Przemarznięte liście sczerniały z zimna, gniecione przez mróz. Dalej pustynia. Głucho. Wyschnięty strumień nie szemrze. Bielejące kości panny miłości. Nic.
Gdy tylko wzeszło leniwe słońce wtaczając się powoli ponad horyzont wstał ociężale z łóżka. Wyszedłszy z pałacu możliwie jak najciszej, aby nikogo nie obudzić skierował się w stronę swojego ogrodu. Tam wziął haczkę i założywszy rękawice zaczął plewić swoje poziomki. Musiał schować swój ból głęboko pod ziemią ... Wydusić go z siebie poprzez fizyczną pracę, bo tak nikt nie ucierpi. Już nigdy. 
 Mimo iż po paru godzinach zaczął opadać z sił, nadal bez wytchnienia swoje myśli kierował w każdą inną stronę, byle tylko z dala od nieszczęścia. Ale jak refren temat ten wciąż się powtarzał w jego umyśle. "Nienawidzi mnie...".
Mgła powoli zaczęła się podnosić.Tu i ówdzie odzywały się pierwsze poranne ptaki.  Stado wron zerwało się nagle z rzędu słonecznikowego i poszybowało ku górze. Austen'owskie pole ogarnięte było tajemnicą poranka- nikt nie wie, co przyniesie dzień ...
-Zostaw już te poziomki...-powiedział Blake trzymając na rękach małego Williama.
-Nie ... muszę. Ja inaczej nie mogę.-odpowiedział Chester sapiąc.- nie wiesz co czuję.
-Wiem, bo Cię widziałem w parku. Nie masz szczęścia w miłości.
-Podglądałeś mnie?-oburzył się Chester- Jak śmiałeś?!
-Przechodziłem tamtędy, nie śledziłem Cię. A że akurat zobaczyłem leżącego Matthew, no to się zainteresowałem. Posłuchaj Chester, zawsze jest jakieś wyjście.
-Tak, łatwo Ci mówić- żachnął się Chester- może miała rację, zostanę pastorem ...
-Nie bredź. Nigdy nie miałem Cię za głupka, na pewno na coś wpadniesz ...
-Tu już nie ma żadnego wyjścia. To koniec, rozumiesz? -Chester odłożył haczkę.
-Desperat ...-podsumował Blake i dziecko zaczęło płakać.- Potrzymasz go? 
-Nie mogę, mam brudne ręce- Chester usiadł na  mokrej trawie.
-Ech, to idę z nim do domu. Pewnie jest głodny.
Świat wydawał mu się bardziej okrutny niż zwykle. Chester obserwował każdą rzecz z osobna, dogłębnie analizując ich złośliwość. Podła ziemia i wszytko co po niej stąpa.
 W e l t s c h m e r z .
                                             *William Blake-"ogród milości"
                                                                      

                                                                        ***
-Gdzie jest Sophie? Jeszcze nie gotowa?-Pytał Peter.
-Czy powóz już stoi?-Denerwowała się Matka.
-Właśnie nadjeżdża-powiedziała Phoebe wyglądająca przez okno.
-Pojedziemy pociągiem, bilety już kupione ... Tylko musimy się dostać na dworzec.-odezwał się znów Peter.
-Oddam panu za to pieniądze-Conor wyciągnął z kieszeni kilka banknotów.
-Nie nie, proszę to potraktować jako prezent ode mnie. Na rocznicę. Jutro państwo mają, tak?
-To będzie już trzydziesta-odpowiedziała Jane.
-Wobec tego, już się nie zobaczymy jutro i już teraz składam najserdeczniejsze życzenia.
-Dziękujemy bardzo-odpowiedział Conor z uśmiechem-Och jesteś Sophie, moja śliczna! Wszystko gotowe?
-Tak ojcze. -odrzekła dziewczynka i wyciągnęła przed siebie rączkę.- Panno Beatrice, czy mogę? Sama nie trafię.
-Naturalnie, już się tobą zajmuję- Oprzytomniała Be odwracając w końcu od Chestera rozgniewany, zimny wzrok. Podała dziecku rękę i wyszła na zewnątrz. Na dziedzińcu wszyscy żegnali odjeżdżających, całując tysiąckroć malutką Sophie. Beatrice nie zauważyła nadejścia Chestera. 
-Wybacz mi ... proszę.-powiedział gdy spojrzała na niego
-Nie potrafię. Nie wiem co musiałbyś zrobić, aby wszytko się odmieniło- rzuciła Be i wsiadła do powozu.
"Oby Blake miał rację. Muszę coś zrobić... Ale co ?" Pomyślał Chester i udał się do kaplicy ...

Komentarze

Popularne posty