"Dziewczynka z poziomkami" cz VI

Wpis do pamiętnika Chestera
Czwartek, 5 listopad 1816

 Nie mogłem spać.Wstałem wtedy kiedy i słońce zaczęło się wychylać znad horyzontu. Wszystko dawno już spakowane, pozostało jedynie czekać na przyjazd powozu. W głowie wciąż kłębią się i piętrzą gorzkie słowa Caroline, jak chmury cumulonimbus. Nic nie potrafi dać mi spokoju, żadna rozmowa, ciepły gest, czy spojrzenie. To wszystko na nic, bo rana jest nazbyt głęboka. Snadnie powiadać "to minie, nim się obejrzysz" samemu bujając w obłokach, rozpływając się w chwilach szczęśliwości. Czyżbym naprawdę był aż tak beznadziejny w jej oczach, a wżdy to może prawda ... Wszystko mnie TAK widzi? Najchętniej obumarłbym z moimi poziomkami w ogrodzie ... niechby mnie nikt nie szukał. Potem zobaczyłbym ją li i jedynie w białej sukni jak śnieżna, wyniosła lilia wznosząca się ponad wodami zwycięstwa splamionego szyderstwem ...
 Dobrze, ze Emily złożyła mi propozycję wyjazdu. Przyjemnie będzie w samotności popatrzeć na fale rozbijające się o skaliste, ostre wybrzeża. Jednakowoż towarzyszą mi dziwne przeczucia i nie dają mi spokoju. Może to minie, gdy już będę na miejscu, choć wiem że i tak nic już nie będzie tak jak dawniej.  Choćbym się tysiąckroć ustawiał na północ to i tak będę dążyć już ku zachodowi. Non est beatus, esse se qui non putat ...*

*łac.(Seneka): Nie jest szczęśliwy, ten kto się za szczęśliwego nie uważa
                                                                                                                  
                                                                                        ***
Morze spieniło się, jakby ktoś je namydlił . Białe bałwany unosiły się i "wybuchały" ... W pewnej chwili coś zaczęło błyszczeć, tak jakby grudka czystego złota. Chester zbliżył się nieco. Światło rozrastało się coraz bardziej i bardziej. Z wody w końcu wyszła dziewczyna, ale cała była jakby jednym płomieniem. Była tak cudna jak Afrodyta, być może ton właśnie była ona ... Chester zląkł się, że może zaprószy ogień, ale ona była jakaś taka nietykalna, jakby była przysłonięta jakimś szczelnym kloszem, poza tym .... nie podchodziła do niego ani na krok. Nagle on zaczął się zapadać. Trafił na ruchome piaski ... Czuł jak wir wciąga go, zdając sprawę z tego, ze nie może się szarpać, bo utonie jeszcze szybciej ... Nagle zobaczył jasność przed oczami. To była dłoń dziewczyny. Czasu miał coraz mniej a nie był pewien czy może zaryzykować i chwycić ją ... A jeśli się sparzy? Jeżeli natomiast nie spróbuje, może tylko stracić. Niepewnie chwycił złotej ręki która wyszarpnęła go z niesamowitą siłą. Nie była gorąca, to był taki zimny płomień, tylko z pozoru wyglądała niebezpiecznie. "Kim jesteś?" zapytał Chester, ale ona tylko wyciągnęła zza siebie jabłko i podała mu. Nie zastanawiając się długo podniósł błyszczące się jabłko do ust i ...
-Chester, jesteśmy już na miejscu, obudź się.-powiedziała Emily.-Pomóż wyjść Sophie z powozu.
-Tak, tak już ...-powiedział nieprzytomnie i przetarł oczy.-Gdzieś mi zniknęła Afrodyta ... Widziałyście ją może?
-No to ładny miałeś sen, bracie-odpowiedziała mu Sophie. -Mnie śni się zawsze to saaaamo.
Gdy wysiedli ujrzeli małą skromną chatkę o pobielanych ścianach. Tam czekała już na nich ciotka Delicia z wykwintnym, jak na jej warunki obiadem. Gdy już się najedli i rozgościli Chester z Sophie poszli nad morze, a Emily została by porozmawiać z ciocią.
-Widzę kochana, że spodziewasz się dziecka ...  Jak mu będzie na imię?-zapytała ciekawska krewna
-Jeszcze o tym nie myślałam, ale sądzę, że nadejdzie na to jeszcze pora.-odrzekła pewna siebie dziewczyna
-A twój mąż? Przyzwoity i nadobny młodzieniec? Ciężko pracuje w polu?-dociekała ciotka
-Ach nie ... Blake jest muzykiem. Gra na fortepianie, przecież znasz syna hrabiego ...
-Syna hrabiego?! Toć jego omamiłaś swoimi marnymi wdziękami? Ha, chyba żartujesz moja droga. Obstawiałam  zakłady z Henry'm ... On mówił że w ogóle nie wyjdziesz za mąż, bo Londyn to przecież Londyn ...  Ja mówiłam że co najwyżej za rolnika z pobliskiej wsi , a tu proszę ... takie rzeczy. Mam Ci wierzyć? Musiałabym go zobaczyć chyba, bo tak na słowo ...
-Nie docenia mnie Ciocia ... Może nie jestem już taka skromna, więc przyznam, że wcale nie hańbię posady żony dziedzica Rainbow Connection. Zachowuję się godnie i nikomu nie przysparzam kłopotów ...
-O wielkie niebiosa! Jakem żywa nie słyszałam z ust twoich takiej zuchwałości! Zmieniłaś się dziewczyno, na gorsze zdecydowanie.
Emily przemilczała ten komentarz. Zrobiło jej się przykro, że jedyna jej krewna ma takie o niej zdanie.
Ciotka patrzyła na nią uważnie tak, jakby chciała ją przewiercić na wskroś ...Wyglądała jakby nasłuchiwała myśli Emily, no ale nawet to nie zdziwiłoby Emily. Cóż to takiego zajrzeć do czyjejś głowy i zasięgnąć po to, co się chce. Tego jeszcze nikt nie nazwał włamaniem ...
                                                                           ***
-(...)Bardzo Cię proszę Chester. Nie znoszę tej zależności ... wyobraź sobie, że wszyscy za Ciebie wszystko robią. Będę uważać, a ty będziesz krzyczał czy nie za blisko podchodzę. Chcę tylko sama ...
-No nie wiem czy powinienem. Przecież miałem się o Ciebie troszczyć.-prosiła go żarliwie młodsza siostra.
-Słowo, że będę ostrożna. Już się nie boję tak ciemności, przecież nie mam nic poza nią ...To tak wiele dla mnie znaczy, nawet nie wiesz ile ...
-Ech, dobrze ... Pamiętaj że cały czas tu stoję i jak by cokolwiek się działo, krzycz.
-Jesteś kochany, Chester!-powiedziała Sophie i powoli oddaliła się w stronę morza.
-No, stój już, bo zaraz będzie za daleko ...
Chester usiadł na zimnym piasku. Tego dnia wiatr był silny i nawet to że słońce świeciło, niewiele dawało. Było bardzo chłodno. Sophie schyliła się i zaczęła rączkami przesypywać piasek. Marzyła o tym by przywieźć do domu dużo muszelek.  Jej złote loczki niesfornie opadały jej na buzię, a sukienka natychmiast się pobrudziła od piachu. Chester zamyślił się ... Wziął głęboki oddech i gdy chciał wypuścić powietrze spostrzegł na brzegu dziewczynę i z wrażenia zapomniał że ma zrobić wydech ... Stała tyłem do morza a przodem do niego. Miała ciemne, błyszczące w słońcu włosy które unosiły się na wietrze jak babie lato, a w nich kilka białych kwiatów...  Turkusowa sukienka furkotała popychana przez silny powiew odsłaniając od czasu do czasu  blade nogi. "Wygląda jak córka władcy mórz, Posejdona"-pomyślał Chester i rozmarzył się. Cały czas patrzyła na niego z żywym zaciekawieniem. "Czego ona może ode mnie chcieć? Może wyglądam jakoś dziwnie i ... Ach nieważne. A gdyby tak teraz do niej podejść ... Zaraz, ale po co ? To idiotyczne przecież, zostanę tu i po prostu będę też na nią patrzył. O."-jak postanowił, tak też zrobił. Przez jakiś czas nic się nie zmieniało. Była oddalona od niego o jakieś 30 metrów, Chester nie widział jej twarzy, choć bardzo tego pragnął. "To nie pragnienia rządzą mną, tylko ja pragnieniami"- powtarzał w duchu. "Z resztą to i tak by nic nie zmieniło. Zaraz wrócimy do domu i wszytko będzie po dawnemu"

- Chyba się skaleczyłam!-krzyczała Sophie. Chester zerwał się nagle i podbiegł do małej brnąc przez mokry, nadmorski piach.
-Nie mam nic, żadnego bandażu ... No pokaż to. Ojej, no nie wiem ...-Chester podrapał się w głowę- Czym się przecięłaś?
-O tym-Sophie wymacała muszlę małży i podała Chesterowi- O nie ... chyba krew płynie coraz bardziej! Co teraz zrobimy?
-Może ja pomogę ...-powiedziała dziewczyna- Oj biedactwo, poczekaj chwileczkę.
Dziewczyna wzięła do ręki małże i nadcięła materiał swojej sukienki, po czym jednym sprawnym ruchem urwała jej dół. Następnie wzięła rączkę dziecka.
-Nie bój się, zaraz to zatamuję, tylko spokojnie... Jak masz na imię?-mówiła łagodnie.
-Sophie.-odpowiedziało jej dziecko.
-To pana córka?-zapytała nieznajoma.
-E nie ... to moja siostra. Zniszczyła sobie pani sukienkę ...-mężczyzna obejrzał dół sukni.
-Ach to nic wielkiego, nie lubiłam jej wcale.-powiedziała czerwieniejąc na twarzy
-Nie umie pani kłamać- uśmiechnął się Chester.- Ta forma grzecznościowa w naszym wieku jest trochę sztuczna. Mnie ona przeszkadza. Jak masz na imię?
-Beatrice. A Ty ?
-Jestem Chester, miło mi Cię poznać, Beatrice.
-Mieszkasz tu?
-Nie. Przyjechaliśmy na tydzień ...
W oddali zarysowała się czyjaś sylwetka. Ktoś kulał ... Beatrice zrobiła sobie daszek z dłoni, aby zobaczyć kto się zbliża. Gdy rozpoznała mężczyznę pobiegła w jego stronę zostawiając rodzeństwo. Chester obserwował jak Beatrice gestykuluje i za chwilę prowadzi kogoś w ich stronę. To był Matthew. Chester zdumiony tym spotkaniem, nie mógł wyjść z szoku.
-Ha! Jak się masz stary, plugawy zdrajco?-krzyknął Matthew.
-Znacie się?-powiedziała Beatrice.
-To ja chciałem zapytać, skąd Wy się znacie...-Chester był całkowicie zbity z tropu.
-Droga Beatrice, to mój "przyjaciel" z Londynu, a Ty, łotrze, miałeś okazję poznać moją przyrodnią siostrę.
-Siostrę?!-krzyknął Chester i od razu odsunął się do tyłu.
                                                                                 ***





Komentarze

Popularne posty