"Dziewczynka z poziomkami" cz IV

Conor witał przybyłych gości. Wśród nich byli najbliżsi sąsiedzi. Jako pierwsi przybyli Jasper Ossborne ze swoją żoną Amy i córką Lottie. Zaraz po nich przyszła stara wdowa Cristine. Wnuki Cristine biegały po jadalni i nie sposób było ich okiełznać. Dalej marudny John ze swoją nadętą matką i prześliczną młodszą siostrzyczką  Margaret siedzieli jak na tureckim kazaniu, wpatrując się w Emily i Blake'a. Nawet Peter zaszczycił towarzystwo swoją obecnością ... Gdy wszyscy zaproszeni zajęli swoje miejsca, głos zabrał Hrabia.
-Moi drodzy-powiedział uroczyście trzymając kieliszek w dłoni- Z wielką przyjemnością wznoszę toast. Świętujemy dziś razem błogosławieństwo, które spłynęło na Emily i Blake'a. Zdrowie!
-Zdrowie!-odkrzyknęli goście.
-Mamusiu, co jest na talerzu?-zapytała przestraszona Sophie.
-No jak to dziecko? To przecież twoje ulubione. Nie stukaj widelcem o talerzyk, to nieładnie.
-Ale kiedy ja ...-zaczęła się tłumaczyć Sophie.
-Sophie nie chcę słuchać żadnych bajek. Zachowuj się przyzwoicie i proszę jedz póki ciepłe.
Dziewczynka popatrzyła na Jane zaszklonymi oczami. Siedząca obok nich Cristine zaczęła je obmawiać z Peterem. Dziecko płacząc do talerza podnosiło i opuszczało widelec chlapiąc na wszystkie strony. Było jej przykro z wielu powodów, a najbardziej z tego, że jest obiektem obecnego pośmiewiska.
-Patrz co robisz!-Szepnęła jej do ucha matka.-A feee, nieładnie moja panno ...
-Nikt mnie nie chce zrozumieć!-Krzyknęła Sophie i potykając się o krzesła wybiegła z salonu.
-Co jej jest?-Conor zapytał swoją żonę.
-Przypuszczam iż czuje się zagrożona i niezauważona z powodu małego dziecka. To minie kiedy wszyscy ujrzymy już tą ślicznotkę na oczy. Niech tylko maleństwo pojawi się na świecie ...
-Miejmy nadzieję-westchnął hrabia.
Tymczasem na drugim końcu stołu Emily i Blake przypatrywali się blademu Chesterowi grzebiącemu widelcem jak kura w ziemi.
-Jak ma na imię ta piękność która mu złamała serce?-zapytała Emily
-Nie chciał mi powiedzieć. Za to ciągle coś bredzi o dziewczynce z poziomkami.
-Mówisz o obrazie który stoi w jego pokoju?-zainteresowała się jego żona
-Taaak-Blake nieelegancko przeciągnął się na krześle- mówił, że kiedyś ją spotkał i przez pewien czas był pewny, że to ta dziewczyna co go odrzuciła. Ma takie wspomnienie z dzieciństwa ... Widział ją gdzieś w ogrodzie. Któregoś dnia zbierała owoce do sukienki. Uważam że to śmieszne.
-Biedny Chester...
-Och daj spokój Emily. Wybijemy mu ją z głowy...
-Ty go nie rozumiesz ... Strasznie mi go szkoda. Ty nie byłeś nieszczęśliwie zakochany.
-Ale co Ty możesz zrobić? On musi sam ...
-No tak, co do tego się nie mylisz. Hmmm. Przydałby mu się odpoczynek.
-Od czego? Przecież on nic nie robi!-Blake powiedział to zbyt głośno. Całe towarzystwo popatrzyło w ich stronę. Nawet Chester podniósł mętny wzrok znad swojego talerza. Blake zmieszał się nieco i przeprosił zgromadzonych.  Goście z powrotem zajęli się jedzeniem.
-Jestem zmęczona, idę na górę.- oznajmiła Emily.
-Och tak, musisz wypoczywać ... Idę z Tobą!- Blake zerwał się z krzesła.
-Nie nie, ja sama ... Ty zostań skarbie. Jeszcze pomyślą, że uciekliśmy-zbyła go Emily i poszła ... do pokoju Chestera. Zaraz za nią wyszedł Chester.
                                                                                 ***

Mała Sophie siedziała na progu Rainbow Connection. Przed oczami przesuwały się jej  ciemne plamy. Wiał mocny, południowo-zachodni wiatr szarpiąc jej różową sukienkę. Siedziała sama nasłuchując śmiechów dochodzących z jadalni." Goście pewnie nadal biorą mnie na języki. Muszę być okropna. Mamo, czemu Ty nie chcesz mnie słuchać ... Mi się wydaje że jest ze mną coś niedobrego. Nie wierzysz mi ..."
-Hej mała, co Ty tu sama robisz?-zapytał Chester
-A Ty? Dlaczego wyszedłeś?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Powiedzmy, że Cię szukałem.
-... Czyli nawet Ty mnie już nie potrzebujesz.-zasmuciła się Sophie
-No coś Ty! Jestem twoim starszym bratem, jesteś dla mnie ważna. Możesz mi powiedzieć, co się stało w jadalni, hę? Myszo ... uciekłaś tak nagle, przestraszyłem się, że coś się stało-brat objął ją ramieniem i pociągnął za warkoczyk-Fajny masz ogonek, a jaki już długi ...
-Ej zostaw!- pisnęła młodsza siostra i kopnęła kamyczek, jak najdalej umiała.
-Wiesz, że się z Tobą tylko droczę. Teraz mów o co chodzi.
-Ciebie to przynajmniej interesuje, a mamy nie ... Ona nie chce mnie zrozumieć, a nawet posłuchać. Wie lepiej, a nic nie wie ... Bardzo mnie to boli wieeeesz?
-Ach rozumiem ...-Chester pokiwał głową.-No ale przecież kochasz mamę, tak?
-Odi et amo.*
-O! Katullus. A ty skąd to znasz?-zdziwił się brat.
-Masz fajne książki, Chester. Pożyczyłam sobie kilka, ale od paru dni nie mogę czytać...- "Zapytaj czemu, błagam zapytaj czemu!"-wołała w myślach
-Hmmm ...Interesujące. Zaraz ... o czym to ja mówiłem ?
-Zapytałeś czy kocham mamę- mówiąc to zwiesiła główkę "nie domyślił się ..."
-No właśnie. Otóż ... Mama to jest MAMA. I należy się jej szacunek za samo istnienie. Zastanawiałaś się co by było, gdybyś nie miała mamy?
-Nie- powiedziała po chwili namysłu.
-Mimo to jaka jest, bo przecież nikt nie jest idealny, kocha się taką jaka jest. Mogłabyś mieć gorszą, albo w ogóle nie mieć. Trzeba się nauczyć doceniać to co się ma. Ludzie często widzą jakie mieli szczęście dopóki wtedy gdy je utracą ... Nigdy nie pozwól by tak się stało. Możesz mi to obiecać?
-Verba docent, exempla trahunt.** ... No dobrze, żartowałam. Obiecuję.
Chwilę siedzieli milcząc. Sophie wcisnęła się mu pod rękę. "Dobrze jest mieć starszego brata"-pomyślała sobie i zaraz go zapytała:
-Chester ... jesteś taki mądry. Czemu nie masz jeszcze żony?
-Może właśnie dlatego.-odpowiedział jej Chester.
-Chodź mała do domu. Późno już.
-Trzeba iść spać. Jakiś smutny jesteś... Coś cię trapi? Mi możesz powiedzieć. Daję słowo, nie wygadam.
-Dzięki siostra, ale muszę sam to przeboleć- Chester pogłaskał ją po głowie.- Idę się położyć i Tobie też radzę. Pamiętaj co mi obiecałaś.
                                                             
*łac.-kocham i nienawidzę.
**łac.-słowa uczą, przykłady pociągają
                                                                            ***

W pokoju Chestera nie było jeszcze ciemno. Miał tylko jedno okno wychodzące na zachód.  Bardzo przytulny pokoik na poddaszu, a na każdej z czerech ścian wisiał przynajmniej jeden obraz. Niektóre stały na podłodze,bo nie było ich gdzie powiesić. Emily usiadła  na parapecie przy jego sekretarzyku. Krzesło było już stare, ale wciąż dobrze wyglądało. Na blacie parapecie leżał stos kartek zapisanych wierszami a nad biurkiem pełno książek. Emily zobaczyła z daleka obraz stojący naprzeciwko łóżka. Skradała sie na palcach jakby bała się, ze kogoś obudzi. Dotknęła obrazu przedstawiającego małą dziewczynkę. Był taki pozornie zwyczajny, prosty jak mowa dziecka. Ale piękno przecież tkwi właśnie w prostocie ... Emily starła kurz z pulchnej twarzyczki panienki. Miała śliczne, małe , błyszczące oczka, a cały obraz emanował niesamowitym ciepłem.
 Nagle zaskrzypiała podłoga. Dziewczyna przestraszyła się i natychmiast odskoczyła  w bok jak oparzona. Zmarnowany Chester stał przez chwilę zgarbiony patrząc się na Emily i portret. Nie odezwał się. Tylko usiadł na łóżku  i schował twarz w kościste dłonie.  Wyglądał jak nieszczęśliwe zwierzątko z wymierającego gatunku, jak ostatni egzemplarz, epifit. Wzruszona tym widokiem podeszła do mężczyzny. Dotknęła ostrożnie jego chudego ramienia.
-Caroline ...-wymamrotał Chester.
-Mam zostać, czy wolisz, żebym sobie poszła?
-Nie chcę być sam.-Powiedział Chester i popatrzył na Emily z dołu.
-Połóż się. Dobrze że w końcu coś zjadłeś.
Chester posłuchał się jej jak grzeczne dziecko swojej mamy i przykrył się kocem. Słońce oświetlało jego twarz tak, że uwypuklało obie wystające kości policzkowe i podkreślało mocno zarysowaną szczękę wdzierając się pomiędzy niezgoloną, jasną szczecinę brody.
-Blake będzie Cię szukał...
-Poczekam aż zaśniesz- Emily usiadła na jego łóżku.
-Emily... Powiedz, czemu ty jesteś taka dobra dla mnie? Nie masz ważniejszych spraw na głowie? Po co to robisz?
-A czy mogłabym inaczej? Pobudzasz we mnie imperatyw kategoryczny, martwię się o Ciebie.
-Będziesz dobrą mamą.-Chester zamknął oczy. Wszystkie mięśnie nagle się "rozprasowały". W pokoju zaczęła unosić się senna aura. Emily wstała po cichu i wyszła. W sypialni czekał już na nią zdenerwowany Blake.



Komentarze

Popularne posty