"Dziewczynka z poziomkami" cz IX



Dokładnie o godzinie dwunastej Beatrice i Matthew wyszli z domu. Zanosiło się na deszcz, powietrze było ciężkie jakby z metalu mniej-szlachetnego ... Matthew szedł zamaszyście a wokół niego wznosiły się tumany kurzu, przez co Be co chwila kasłała. Dla niego nie istniał termin "spacer", on zawsze się śpieszył, jakby go ktoś gonił. Beatrice była przygnębiona, a obecność starszego brata nade wszytko jej ciążyła. Nagle spostrzegli powóz wjeżdżający w bramę, obok której mieli zaraz przejść. Zaciekawieni pojazdem patrzyli przez płot. Z białego domu wyszło czworo ludzi. To byli Chester, Sophie, Emily i jakaś starsza kobieta, której dotąd nie widziało żadne z podglądających ...Chester zauważył ich przy bramie. Odłożył bagaż i podbiegł w ich stronę.
-Popatrz co on najlepszego robi ... -komentował zrzędliwie Matthew-Już ruszają a ten jak wariat. Ciekawe po co. Ach ten Chester, nigdy nie wydorośleje!
Chester zatrzymał się przy nich. Chwilę łapał oddech i patrzył na Matthew i Beatrice.
-Nie powiedziałem jeszcze DO WIDZENIA.
Matthew sztucznie się ukłonił i odwrócił od nich. Poszedł sobie w inną stronę, jakby go w ogóle nie obchodziło, że Chester wraca do Londynu ... Chester  schylił się, ujął rękę Beatrice i musnął wargami bladą, drżącą dłoń. Potem  po prostu oddalił się w stronę powozu, gdzie niecierpliwie czekały na niego bratowa i siostra.
 -Cholera, śpieszy mi się ..Idziesz, czy nie ?!-krzyczał Matthew.
Beatrice stała w bezruchu przez chwilę. Zobaczyła tylko jak powóz rusza a z okna spogląda na nią Chester. Nie wiedziała co się z nią dzieje. I wtedy zaczęło lać jak z cebra ...
-Ty głupia ladacznico ...Zamokniemy zaraz przez ciebie.
-Nie nazywaj mnie tak-sprzeciwiła się mu siostra.
-O! Bunt jakiś ... Nie zasłużyłaś sobie na to, bym cię zwał inaczej.
-Mam imię, a tak mi się przynajmniej wydaje. Daj mi coś na głowę, bo się zaziębię...-poprosiła go Be.
-Nie obchodzi mnie to. Idziemy do domu , ale szybko!
-Jesteś podły-syknęła Beatrice. Matthew szedł coraz szybciej kulejąc.-I nie nadwyrężaj nogi ...
-Moja sprawa co z nią będę robił.-obruszył się Matthew
-To poważna sprawa. A i przypominam, żebyś od dzisiaj nie pił ... bo inaczej miażdżyca a potem amputacja. Wiesz co oznacza to słowo?
-A właśnie, że się napiję a Ty ze mną. Jak się nie zgodzisz to wleję ci prosto do gardła ćwierć litra na raz!
-Nie zrobisz tego ...-przeraziła się Beatrice.
-A właśnie że zrobię. Jeszcze nie tak dawno sama byś tak zrobiła i to bez moich namów-zaśmiał się szyderczo i szarpnął ją w swoją stronę.
-Może powinnam po prostu zmienić towarzystwo, wynieść się stad i zacząć żyć od nowa. Tutaj wszyscy mnie kojarzą z osobą ,którą już nie chcę być i jak mniemam ,nie jestem. Co o tym sadzisz?
-Z pierwszym się zgodzę ... Drugie zaś to tylko twoja ułuda. ZAWSZE taka będziesz. SEMPRE!!! Obrzydliwa dziewucha.
-Nie proszę ... ja naprawdę ... przecież to za mną ... pogubiłam się ale odnalazłam.
-Nie becz. Bredzisz ... oszczędź mi tego bo zaraz tym zwymiotuję.
Beatrice zamilkła. Wstydziła sie okropnie swojej przeszłości od której nie mogła się uwolnić ... przez swojego brata. Ciągle jej wypominał, wracał do tego. Gdyby los dał jej szansę ... wszystko byłoby inne.
                                                                           ***

-Moje serduszko! Moja Emily ...- Mówił Blake podając jej rękę aby mogła bezpiecznie wysiąść
-Mówię wam, naprawdę!-ekscytowała się Phoebe- Stał od wczoraj na progu, i za nic w świecie nie chciał się ruszyć z tamtąd ... Tak na was czekał.
-Jak wierny pies...-odezwał się Chester chichocąc się pod nosem.
-Zamilcz waść.-Blake zwrócił się do Chestera, a później zajął się swoją żoną- Tak strasznie się stęskniłem, myślałem że nie się nie doczekam.
-Ale już jesteśmy-powiedziała cicho Emily przytulając się do niego.
-I jak ciotka?-zapytała Phoebe.
-Dziwna to kobieta, ale wytrzymaliśmy z nią jakoś te parę dni.-uśmiechnęła się Sophie.
-Chodź Sophie, zaprowadzę Cię do domu-zaproponowała Phoebe i wzięła ją za rączkę.-uważaj, bo zaraz będzie schodek ...
-Kochasz mnie jeszcze?-zapytała Blake'a uszczęśliwiona Emily.
-To pewniejsze niż moja śmierć-odpowiedział jej Blake.
-Żebym to ja miał tak dla kogo wracać ...-westchnął Chester
-Si vis amari, ama* Połowa Londynu marzy o tym, żeby przy Tobie umierać- powiedział Blake- ... Rozejrzyj się. Wdychają za tobą tłumy pięknych panienek, a ty tego nie dostrzegasz i szukasz dziury w całym.
-Oddałbym  i cały Londyn, żeby tylko mieć jedną jedyną, która by mnie tak kochała, jak Ciebie Emily.-żarliwie zapewnił go Chester
-Wiesz Blake ... Problem tkwi gdzie indziej. Chyba po prostu żadna z tych piękności na niego nie zasługuje ...-Emily uśmiechnęła się do obu panów.
-A co wy tam możecie wiedzieć ...-Chester odwrócił się w stronę pałacu, i odszedł by zostawić ich samych sobie. Nie lubił im przeszkadzać, choć przyjemnie było na nich razem patrzeć.
-Chester, poczekaj-zatrzymała go Emily. Mężczyzna przystanął.- Kim była ta dziewczyna, z którą się żegnałeś przed wyjazdem?
-To tego ...ach taka...-Zaczął się plątać Chester- ... znaczy się ... siostra Matthew.
-To Matthew ma siostrę?! Coś podobnego !-Blake zdumiał się.
-Przyrodnią. Poznałem ją nad morzem ...-Chester zmieszał się-Idę się położyć, wielce zmęczyła mnie ta podróż.
- Ignis non exstinguitur igne -skomentował Blake
 patrząc na odchodzącego Chestera.
-Errat et in nulla sede moratur amor**-Emily pokiwała głową.
-Coś ty! Jak można się zakochać w kimś kto spokrewniony jest z Matthew. To niedorzeczne,a Chester ma jeszcze trochę rozumu w głowie. Mylisz się, moja duszko.
- Pewnie masz rację. Znowu coś nad interpretuję, ale taka już jestem.-zaśmiała się.
-Taką cię umiłowałem i innej nie chcę!-żachnął się Blake obejmując żonę.




*łac.-jeśli chcesz być kochanym-kochaj
**łac.-lenie zawsze mają święto

***łac.-amor błąka się i nigdy nie zagrzewa miejsca




Komentarze

Popularne posty