"Dziewczynka z poziomkami" cz XI


W Anglii zawitał słoneczny kwiecień. Drzewa nabierały różowych i białych barw, stroiły się w delikatne płatki. Ciepłe powietrze wpadło do pokoju Chestera, który właśnie tego dnia zamierzał nadrobić zaległości w swoim ogrodzie. Ubrał się więc prędko, i zrezygnowawszy ze śniadania wybrał się w swoje ukochane miejsce. Rytuałem się stało iż dokładnie dwunastego kwietnia, jak co roku, Chester sadził poziomki. Robił to z niezwykłą starannością, tak jakby pielęgnował dziecko, a nie owoce. Dzięki temu jego plony były zawsze obfite. Miał niejaki sentyment do tychże owoców, ze względu na ulubiony obraz kurzący się każdego dnia w jego pokoju. Poziomkowa dziewczynka była niezmienna, zawsze patrzyła tym samym, dojrzałym wzrokiem, który potrafił nie raz wlać otuchę w ubolewającego ducha mężczyzny. Artysta musiał przekazać ją swoją "ponadludzką" siłę, coś czego język nie jest w stanie wypowiedzieć, tą magię, czułość wrażliwej, zapewne bliskiej Chesterowi duszy.
 Skończywszy swoje prace w ogrodzie Chester postanowił udać się do pałacu na spóźnione śniadanie. Po drodze jednak zauważył Emily zachodzącą się od płaczu na schodach. Wobec takiego stanu rzeczy nie dane mu było przejść obojętnie.
-Emily! Co się stało?!- przeraził się Chester- Mów szybko ! Ponadto żądam, abyś się uspokoiła.
Chester podał jej chusteczkę. Sprawa wyglądała poważnie, ale Emily nie była w stanie przemówić przez dłuższą chwilę. Chester zaczął się niecierpliwić.
-No nie możesz tak w nieskończoność...-ponaglał ją Chester.-proszę Cię Emily, martwię się. Nie mogę patrzeć jak płaczesz, bo mnie serce boli!
-Bo ... m..my...-jąkała się szlochając-pokóci...ciliśm...my się, z Blake'iem!- w końcu odpowiedziała Emily.
-Ale nie rozstajecie się, prawda?-upewniał się Chester
-Absit!* ... Musimy dojść do jakiegoś konsensusu.
-Nie powinienem wtrącać się w małżeńskie życie, ale może jestem w stanie Ci pomóc, jeśli tylko zechcesz mi powiedzieć, o co chodzi.
-Ach no... to nic takiego prywatnego -zawstydziła się Emily uspokoiwszy się nieco.-Bo ja ... rozchodzi się o ... Ja chciałam nazwać syna Jacob, a Blake'owi podobało się Amadeus i żadne z nas nie chce ustąpić!!
-Co?-Chester zrobił wielkie oczy, a następnie wybuchnął śmiechem.-Ha ha ha ha ha, a ja myślałem, że chodzi o nie wiadomo co ... a tu takie rzeczy. Rixari de asini umbra! ** Ha ha ha.
Chester nie mógł przestać się śmiać. Emily patrzyła na niego niezrozumiałym wzrokiem ocierając łzy. W końcu nie mógł się opanować do tego stopnia że położył się na schodach uderzając pięścią o beton. Co chwila łapał się za rozbolały brzuch.
-Naprawdę nie rozumiem co w tym śmiesznego. To poważny problem, decyzja na całe życie.
-Emily, gdybyś to słyszała ... No nie mogę !!!- Chester popłakał się ze śmiechu.
-Już nigdy Ci nie zaufam! Tylko żarty Ci w głowie, a ja sądziłam, że mi pomożesz rozwiązać ten problem.
-Ha ha ha ! I w dodatku będzie rude, po Tobie-zwijał się Chester,
-Teraz to już przesada. Co z tego? Doradź mi coś błagam. Taki z Ciebie błazen, dawno Cię takim nie widziałam ...
-Nazwijcie go William i po sprawie!-powiedział Chester skończywszy atak endorfin.
-Podoba mi się-powiedział Blake, stojący za plecami Emily.
-Roma locuta, causa finita***-podsumował młodszy brat.
-Chester, jesteś kochany! Piękne imię-Emily rzuciła mu się na szyję.
-Ej ej, bo będę zazdrosny.-Blake popatrzył wymownie na swoją żonę.
-I już się nie kłóćcie więcej, bo to za dużo dla mnie jednego!-zażartował Chester, otrzepując spodnie.


*łac.-uchowaj Boże
**łac-spierać się o cień osła ( rzecz błahą.)
***łac.-Rzym przemówił, sprawa skończona.

                                                                             ***
-Peter Walker i panna Walker.-odźwierny zapowiedział przybycie gości. co wywołało poruszenie w salonie.   Wszyscy biegali wielce podnieceni z powodu odwiedzin sąsiadów. Jedynie Emily z trudem się poruszała. Co mogło przygnać wyniosłego Petera i jego tajemniczą córkę w progi Rainbow Connection? Tylko niewzruszony Blake siedział przy fortepianie, czując się zobowiązany do tworzenia tła muzycznego do tego przyjemnego rodzinnego zamieszania. Śmiejąc się pod nosem grał Mozarta.
Wszystko zamilkło gdy do pokoju weszli goście. Conor podszedł i przywitał się jako pierwszy.
-Zapraszam zapraszam, proszę siadać -przymilał się hrabia.-Katherine, herbatkę ...
-Tak, oczywista-odpowiedziała uroczyście i wyszła do kuchni.
Gdy Walker'owie się już rozgościli Jane postanowiła zapytać ich o cel wizyty.
-Tak od razu mam przejść do rzeczy?-zapytał zdziwiony Peter.
-Jeśli wolisz, sąsiedzie, możemy zacząć od innych rzeczy, a interesy zaś zostawić na później.
Beatrice rozglądała się po pokoju. Była pierwszy raz w Rainbow Connection i wszystko co tam widziała, było dla niej fascynującą nowością. Przepiękne wazony ze świeżymi kwiatami, na ścianach liczne obrazy i to stare, zabytkowe pianino ...

-Przepraszam, jeśli wolno mi zapytać ... Kto w tym domu tak dba o obecność sztuki?-zapytała zaciekawiona.
-Ach to Chester kolekcjonuje obrazy.-odpowiedział niedbale Blake- Takie jego hobby.
-A co u Matthew?-spytała Jane i w tym momencie chrząknęła Emily. Peter spojrzał w stronę dziewczyny, ale po chwili zapomniał czemu zwrócił na nią uwagę.
-Mój syn ... Tak w rzeczy samej, ma się dobrze. -Peter uniósł głowę z dumą i zaczął wychwalać Matthew.-Obecnie szuka jakiejś godnej pracy, ale żadna jak dotąd nie spełnia JEGO wysokich wymagań i wykształcenia na równie dobrym poziomie. W końcu Oxford to nie byle jaka uczelnia.
-Ma się rozumieć! Najlepsza, z całą pewnością.-przytaknął mu Conor.
Blake'owi zrobiło się przykro. Ojciec nie był świadom tego, iż Peter drwił z niego. Conor nie wyczuwał szyderstwa wypływającego z ust sarkastycznego sąsiada. Powodem jego drwiny były jak zwykle nieukończone studia Blake'a, co dla Petera i Matthew równało się z największą hańbą i ujmą na honorze rodu Sullivan'ów.
-A gdzie jest Chester?-zapytała Emily.-Nie wie, że mamy gości ...
-Zaraz poślę po niego Johna. Całkiem o nim zapomniałam-Jane kiwając zgrabną rączką w jego stronę nakazała mu, aby przywołał jej syna.
 W tym czasie Beatrice gniotła materiał swojej sukni. Sama nie wiedziała czemu na jego imię wzrosło w niej tyle emocji. Tak jakby składało się z samych ciepłych liter, tak jak "C h e e r f u l" . Właściwie czuła, że przyszła to właśnie dla niego, ale nie wiedziała nawet co mu powie. O tak po prostu miała ochotę go zobaczyć,bo od czasu balu nie miała ku temu okazji.
-To może przejdźmy już do sedna-zaproponował Conor.
-Och nie, ojcze! Poczekajmy na Chestera. Jeszcze by miał to nam za złe ...-poprosiła go Phoebe.
-Dobrze moje dziecko.-zgodził się ojciec.
-O! Chyba już idzie- Sophie rozpoznała jego kroki.
Istotnie, to był Chester. Wszedł do pokoju zamaszyście otwierając drzwi, i zobaczywszy gości stanął jak wryty. Zanim powiedział cokolwiek musiał się pozbierać.
-Nikt mi nie powiedział, że Willson'owie przybyli ...-odezwał się po jakimś czasie patrząc na Beatrice uważnie. Be zarumieniła się i spuściła głowę. Widząc to Chester w końcu zamknął drzwi i uśmiechnął się do siebie "a jednak przyszła".
-Posłałam po Ciebie Johna, ale widać minął Cię po drodze. A teraz siadaj synu, bo czekaliśmy na Ciebie. Peter chce coś powiedzieć.
-Otóż ...-zaczął Peter patrząc na wszystkich zgromadzonych-Moja najdroższa Beatrice, tej zimy, odbyła podróż na północ Anglii. Tam nawiązała wiele znajomości i między innymi poznała wspaniałego lekarza, który zdaje się mógłby pomóc waszej biednej Sophie. Oczywista, do to tego nie ma stu procentowej pewności, jednakowoż moim zdaniem warto spróbować.
-Azaliż, byłaby jakaś szansa?-zapytała Jane.
-Tak sądzę. Onegdaj wyleczył już niejeden taki przypadek.-Peter uśmiechnął się. Tym razem była to szczera radość.
-Jakże mamy wierzyć w dobroć pana intencji?-powątpiewał Blake- Nieraz już nas pan zawiódł.
-Każdemu trzeba dać szansę-wyrozumiale odpowiedział Chester.
-Dam państwu czas na przemyślenie sprawy. Tymczasem na nas już pora.-Peter poniósł się z miejsca.
-Niech się pan tak nie śpieszy-powiedziała Emily.- No chyba, że pan musi ... Choć ja byłabym za tym, aby zostawił pan u nas choć jeszcze na chwilę swoją córkę przynajmniej. Za chwilę podamy do stołu i byłoby nam miło zjeść w wzbogaconym towarzystwie.
-Jeśli państwu tak zależy...-zawahał się Peter-Co o tym sądzisz, Be?
-Było by miło ...-odpowiedziała skronie podnosząc błękitne oczy.
-Dobrze więc niech tak będzie. Ja muszę jeszcze wybrać się do miasta. Do widzenia państwu.-Peter ukłonił się i zniknął za drzwiami.






Komentarze

Popularne posty