"Dziewczynka z poziomkami" cz II


Chester nerwowo przemierzał pokój w tę i z powrotem powoli przekraczając granice wytrzymałości Caroline.
Dama chłodno obserwowała obserwowała niespokojnie poruszający się obiekt oczekując czegoś na miarę erupcji wulkanu. Jej życie nie było obfite w katastrofy i tragedie. Skalało się zwyczajnością tak nieporywającą iż z nudy można było spokojnie umrzeć, *diffilictis in otio quies ... Ktoś taki jak ona powinien mieć choć jeden dramat czy rozrywkę każdego dnia, tymczasem ona nie miała się czym ekscytować. Rosła piękna jak fiołek w doniczce zwanej Londynem zatrzymywane przez rodzinne korzenie i niezliczoną ilość interesów. I jeszcze ten Chester ...z pewnością nic ciekawego nie szykował, chociaż po jego grymasie można było stwierdzić iż stało się coś strasznego ...
-Powiesz mi w końcu czy nie?-zapytała zniecierpliwiona- Marnujesz mój cenny czas, a ja nie przybyłam tu po to, by na Ciebie patrzeć. Miałam ku temu już wiele okazji.
Caroline rozciągnęła ostentacyjnie wachlarz i poprawiła się w fotelu. Była tak sztywna, jakby ktoś wykąpał ją w krochmalu. Cała była jak z drogiej maglowni ... Jak obraz na wystawie, którego nie wolno dotknąć.
Chester przystanął na chwilę i chrząknął znacząco. Następnie otworzył usta, ale zaraz znów zrezygnował ze składania wyjaśnień i zaczął się kręcić po pokoju. Caroline fuknęła z irytacją i wsunęła wgłąb fotela. Ta chwila trwała dla niej dłużej niż wieczność. Gdy w końcu zdecydował się przemówić uklęknął przed nią.
-O nie, Chester, nie godzę się na to- Caroline zdała sobie sprawę z powagi sytuacji- Ty nie możesz ... Zaklinam Cię! Wiesz przecież, że jestem kobietą niezależną i nie mam zamiaru się z TOBĄ wiązać tak ciasnym węzłem ...
-Moja Caroline, racz mnie wysłuchać.
-Błagam, nie jestem twoja! Dobrze wiem co chcesz powiedzieć, uprzedzam twoje starania i moja odpowiedź brzmi : nie
-Dlaczego musisz być tak okrutna!? Nie dajesz mi nawet cienia szansy?
-Zapytaj się lepiej z jakiego powodu pozwoliłam na taką zażyłość! Nie dawałam Ci przecież nadziei. Och jaka byłam głupia.. Mogłam być zła od początku, jak dla wszystkich. Doprawdy nie wiem dlaczego zrobiłam dla Ciebie wyjątek.-Caroline wstała i odwróciła się do drzwi.
-Nie skończyłem jeszcze-powiedział surowo.
-Jak dla mnie wystarczy. Chcesz dalej się przede mną płaszczyć? Bez najmniejszych skrupułów mogłabym teraz wycierać pantofle jak brudny dywan.
-Dlaczego!?-krzyknął rozpaczliwie uderzając pięścią o podłogę.
-Zachowujesz się jak dziecko. Jesteś mdły i nijaki jak płatki owsiane które spożywam na śniadanie żeby zapełnić mój biedny żołądek,**"Ambitiosa non est fames". Nie ma w tobie nic pociągającego ani interesującego. Niczego, co by przykuło moją uwagę. Gdybyś był taki jak Blake, albo John ... Spotykałam się z Tobą tylko z litości, co prawda, nie chciałam Ci tego nigdy powiedzieć, ale sprawy zaszły zdecydowanie za daleko.
-Nie kochasz mnie?-zapytał ze łzami w oczach
- Ach!-zaczerwieniła się Caroline- ***Bona fide, Nie wspomniałam Ci o jednym ważnym równie nudnym szczególe... Spodziewam się oświadczyn Johna. W tej sytuacji rozumiesz, nie mogłam się zgodzić na twoje, przecież to oczywiste.
-Rwiesz moje serce na strzępy. Jak możesz?-dodał ciszej załamanym głosem.
-Mówię prawdę, #magis amica veritas-powiedziała ozięble- No chyba, że chcesz słyszeć ode mnie tylko słodkie kłamstwa. Mam Cię zapewniać, że nie przeszkadza mi to że nie jesteś dziedzicem, a Rainbow Connection należy do twojego starszego brata?
Po chwili ciszy Chester podniósł się z ziemi. Kiedy opanował się na tyle by móc coś powiedzieć, poczuł jak bardzo go zabolał cios zadany przez Caroline
-Miałaś rację. Nic tu po tobie ...
-Żegnaj Chester'ku, życz mi szczęścia na nowej drodze.-Caroline dygnęła przymykając szydercze oczy a następnie opuściła pokój.
-Zniszczyła, przeżuła, wypluła, zdeptała ... -wymieniał załamany Chester- To tak można? ##Damnat quod non  inetlligunt 
Zaraz po jej odejściu do ogarniętego listopadową poświatą salonu wpadła zgrzana Phoebe. Miała rumiane policzki i potargane włosy.
-Chester, możesz mi pomóc? Nie sięgam do gałęzi jabłoni w sadzie i nie mogę zerwać jabłka. Taki piękny owoc, że aż żal zostawiać na pożarcie robactwu. Próbowałam podskoczyć, ale chyba jeszcze jestem zaniska, chociaż mama twierdzi że ostatnio dużo urosłam ... Od wyjazdu Blake'a i Emily będzie jakieś pół cala! Ha ha ha ... żebym to ja wiedziała ile to jest ten cal.  A Ty wiesz?
-Możesz powtórzyć? Ach przepraszam, Sophie, zamyśliłem się ...
-Ej, jestem Phoebe, nie poznajesz?
-Coś się stało- Bardziej stwierdziła niż zapytała młodsza siostra.
-A gdzie Sophie?-zdziwił się Chester
-A, obija się o meble, hi hi- zaśmiała się dziewczynka- Nie wiem jaka jest tego przyczyna, ale przypuszczam, że napiła się ponczu który stał w piwniczce. Ja jestem starsza i nie robię takich głupstw.-trajkotała Phoebe- Wstydziłaby się za swoje zachowanie, a ona jeszcze wymyśla jakieś historyjki o wielkim zaćmieniu, czy jakoś tak ... Ale mniejsza o nią, nie po to tu przyszłam. Pomożesz mi?
-Ale w czym, bo nie słuchałem Cię?-zapytał ze smutkiem. Phoebe przewróciła oczami.
-Nie wiem o co chodzi i nie mam zamiaru wkraczać w toje sprawy osobiste, żebyś przypadkiem nie wziął mnie za wścibską. Jednakowoż chciałabym  wiedzieć, a pokusa jest wielka. Cóż, dowiem się pewnie, jak w mieście będą rozpowiadać plotki. A teraz chodź ze mną, bo jesteś mi potrzebny.
-###Bene-zgodził się Chester i poszedł w ślad za nią do sadu, gdzie  liśćmi płakały drzewa i dusza Chestera.

*łac.-bezczynność nie daje odpoczynku
**łac.-głód nie ma ambicji
***łac.-w dobrej wierze
#łac.-większą przyjaciółką prawda
##-łac.-tępią to, czego nie rozumieją
##ł#ac.-dobrze




Komentarze

Popularne posty