"W smugach cieni" cz XXIV

-To nie pójdziesz ze mną?-zapytała obracając mapę na wszystkie strony.
-Nie, to popsułoby zabawę-Isabelle uśmiechnęła się serdecznie.
-Będzie mi potrzebna łopata?-Sophie zawadiacko zmrużyła jedno oko.
-Myślę, że poradzisz sobie bez niej.
-Skąd będę wiedziała, że to ten skarb?-dopytywała przyjaciółka.
-Och domyślisz się. Będzie błyszczał.-Iz popchnęła ją lekko do przodu-Oj pospiesz się.
-Czemu?-zdziwiła się Sophie.-Nie ma pośpiechu, prawda? Przecież nie wyjeżdżam za chwilę...
-Oj bo ciemno się zrobi, zanim dojdziesz. Poza tym masz słabą orientację w terenie.
Sophie wzruszyła ramionami. Tak naprawdę coraz bardziej podobał jej się pomysł Isabelle i nie mogła się doczekać wyprawy. Wyruszyła zaraz żwawo poprzez łąki Winchesteru. Tymi drogami tak często przechadzały się z Isabelle. Tędy szła kilkakrotnie z Brianem, czasami w gniewie, częściej zaś onieśmielona blaskiem jego dobroci. Na myśl o Brianie uśmiech pojawił się na jej twarzy. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, jak wiele traci wyjeżdżając a łuk ust zamienił się w prostą linię niczym horyzont,  a kąciki tejże linii stopniowo odchylały się w stronę jądra ziemi, tworząc podkówkę ...  W oku zakręciła się łza, którą dziewczyna od razu wytarła rękawem. Tak żal jej było zostawiać to wszystko, z czym wiązało się tyle ciepłych wspomnień poruszających niewieście serduszko. "Muszę być silna. Nie poddam się tak łatwo. Jeszcze sobie ułożę życie na nowo. Zazwyczaj, gdy było mi tak ciężko, biegłam w rozpostarte ramiona Briana. Teraz już nawet nie pamiętam jego głosu ... "
 W oddali, w stronę słońca leciał klucz żurawi. Ptaki szybowały na zachód, płynąc poprzez ocean gorącego, sierpniowego powietrza. Sophie na chwilę zboczyła z trasy. Przystanęła obok płotu domku Isabelle, skąd pachniało maciejką. Sophie na nowo wyruszyła w poszukiwaniu skarbu, z nosem w mapie. Tło muzyczne tworzył chór wieczornych świerszczy. Słońce powoli zachodziło na czerwono. "To na niepogodę"
Sophie przyspieszyła kroku.
Gdy w końcu znalazła się na miejscu zaznaczonym krzyżem zaczęła rozglądać się wokół. Nie dostrzegła nic nadzwyczajnego. "Czyżby Iz chciała mi pokazać piękno przyrody Winchesteru? Nie ... To niemożliwe."
Sophie uklękła na trawie i zaczęła palcami muskać trawę. Penetrowała ją wzdłuż i wszerz, jednak niczego nie mogła znaleźć.
"Zaraz! Przecież w tym miejscu rosną koniczyny, więc pewnie o to jej chodziło"
Dokładnie przeglądała każdą z nich. Nawet najmniejsza nie umknęła jej uwadze. W końcu, zrezygnowana, zaczęła je wyrywać, jedną po drugiej.
"To chyba jakiś żart! Nic tu nie ma".
Jeszcze raz.
"Już całkiem ciemno. To na nic..."
Nagle poczuła, iż coś delikatnie ją musnęło. Tak jakby ... skrzydła. W pierwszej chwili znieruchomiała nie podnosząc głowy, znad doszczętnie zdewastowanej koniczyny
"Nietoperz!!!"
W końcu postanowiwszy stawić czoło przeznaczeniu podniosła przerażony wzrok dygocąc się ze strachu.
-Czego szukasz?-zapytał Brian podając jej rękę, by mogła wstać z mokrej trawy.
-Chyba Ciebie...-szepnęła wspierając się na jego ramieniu. W tym momencie Sophie zauważyła,  że jak zapewniała ją Isabelle, w ciemności rzeczywiście coś błyszczało. I były to jego oczy.
-Kolejny raz stawiasz mnie przed faktem dokonanym. Wyjeżdżasz i nawet nie chciałaś się ze mną pożegnać. Znów bym przyszedł do twych drzwi tylko po to, by zamiast twej dłoni, na "do widzenia" ucałować klamkę. Nieładnie.
-Wciąż mnie nienawidzisz...-powiedziała ze smutkiem patrząc na dojrzałe zboża, rosnące za jego plecami.
-Ja?! Za co? W życiu nie słyszałem gorszej bzdury. Przez tą epidemię tak byłem zajęty pracą od rana do nocy, że nawet nie miałem okazji, by choć na krok opuścić gabinet. Poza tym nie chciałem Cię zarazić ... Licho wie, jakie zarazki na sobie nosiłem! Myślałem, że zwariuję, na wieść o tym, że znów się wyprowadzasz, sądziłem, że zdajesz sobie z tego sprawę ... 
-Nie chciałam widzieć, jak się smucisz...-Sophie spuściła główkę.-To dla mnie takie trudne.
-Wcale tak być nie musi.-Brian uśmiechnął się.-Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że genialne rozwiązania zadziwiają swoją prostotą ... Co robisz?
-Związuję włosy. Podobno chciałeś patrzeć, jak pośród zbóż mieni się z nich warkocz.-Sophie przeczesywała złote włosy palcami.
Brian przytrzymał jej rękę.
-Już ciemno. Nic nie zobaczę. Sophie ...-Brian złapał ją w pasie.
- Wiesz ...Isabelle dała mi taką mapę.  I...
-Nie. Proszę, nie teraz-upierał się Brian, nachylając się do niej
-Przyszłam tu w poszukiwaniu skarbu. -mówiła patrząc mu w oczy, z nieznaną jej pewnością siebie- I ...Chyba go znalazłam. A teraz tak ciężko mi będzie go tutaj zostawić ...
-Zgódź się być jego własnością, a już do śmierci się z nim nie pożegnasz.
-Tylko czy ojciec się zgodzi na to "genialne rozwiązanie", które, jak mniemam, przed chwilą mi zasugerowałeś?-zaśmiała się mrużąc oczy.
-Zostaw to mnie. Wszystko załatwię, jeśli tylko będziesz przychylna do mojej prośby.
-Nie mam nic przeciwko.-odpowiedziała prosto.
-Chyba właśnie dlatego zawsze Cię kochałem ...
Gdy rozkosz spuściła kurtyny jej powiek, Sophie połaskotał w palec i zimny, szlachetny krążek, i na dobre zagościł na jej dłoni. Potem nie czuła już nic oprócz dotyku ciepłych warg na swoim czole, powiekach, policzkach, szyi i w końcu spragnionych ustach. I wreszcie, od tak dawna, mogła być szczęśliwa.







Komentarze

Popularne posty