"W smugach cieni" cz XXII

Nie wychylał nosa spoza książki. Wodził martwym wzrokiem po każdej linijce odgradzając się murem milczenia. Chester energicznie przewracał strony, jakby czegoś szukał. W rzeczywistości, chciał po prostu chwilę pobyć sam ze swoimi myślami. Od Przyjazdu obrzydliwego bogacza po prostu nie był sobą. W ciągu tego dnia, cały czas miał żal do Beatrice, nie wiadomo o co. Na sam widok tego przebrzydłego gada robiło mu się niedobrze. Przecież nie po to wysłał go w najdziksze zakątki świata, by teraz znów brudził w ich świętej prywatności. To, że jeszcze znosił jego obecność, to tylko dlatego, iż jego żona była dzięki temu. A przynajmniej tak się Chesterowi wydawało ...
 Beatrice już od dłuższego czasu prowadziła pełen żywych emocji monolog, jednak do świadomości Chester trafiały jedynie pojedyncze słowa wyrwane z kontekstu. Dziecko. Firma ojca. Choroba. Phoebe. Doktor Brian. i w końcu : Matthew.
 Na kamiennej twarzy Chestera nie malowały się żadne uczucia. Jego twarz pozbawiona wyrazu, oświetlona przez nikłe światło wieczornej świecy, była chłodna jak nigdy.
-Tak sobie pomyślałam, że dawno nie grałeś na trąbce-mówiła cichym, kojącym głosem.- Może kiedyś, dałbyś jakiś koncert, hmmm?
Chester przerzucił kartkę mrucząc pod nosem.
-Dawno nie słyszałam, jak grasz. Masz taki ładny dźwięk. Ciepły.-Beatrice przytuliła się do niego, ale on nie zareagował, nawet nie drgnął. Jakby jej tam nie było.-Czy takie rzeczy się zapomina? Pewnie jeśli się jest takim mistrzem, to już zawsze będzie się umiało grać ... Blake stale ćwiczy. William sporo się od niego uczy, słuchając gry ojca. A Ty już myślałeś, na jakim instrumencie będzie grało nasze dziecko? Z pewnością, jeśli tylko odziedziczy zdolności po Tobie, nie będziemy chcieli ich zmarnować.
Chester zacisnął usta. Nie odzywał się.
-Marzy mi się mała wiolonczelistka. Taka śliczna, muzykalna dziewczynka, z czarnymi, błyszczącymi oczami. Oczywista, nie obrażę się, jeśli jej oczka będą podobne do twoich. W rzeczy samej... musi mieć coś po Tobie, w końcu to Twoje dziecko. Powiedz co o tym sądzisz, jestem ciekawa twojej opinii.
-Yhym-mruknął przewracając kolejną kartkę.
-Chester Ty mnie w ogóle nie słuchasz!-Beatrice gwałtownie odsunęła się od niego.-Co się z Tobą dzieje?
-Nic. Połóż się, pewnie jesteś zmęczona.-zbył ją mąż, nim skończył czytać piętnasty raz tą samą linijkę.
-Już mnie nie kochasz.... Dostałeś ode mnie to, czego pragnąłeś, a teraz Ci na mnie nie zależy.
Beatrice zaczęła płakać. To ostatecznie poruszyło Chestera. W końcu poczuł się winny.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęła, gdy Chester położył dłoń na jej ramieniu.
-Co mam uczynić, byś się na mnie nie gniewała?-zapytał wreszcie odrzucając książkę na bok.
-Trzeba było o tym pomyśleć, zanim doprowadziłeś mnie do takiego stanu.-Beatrice położyła się i obróciła do niego plecami.
Chester odsunął kołdrę i wstał. W mroku nocy Beatrice nie mogła dostrzec, co  robi jej mąż. Słyszała tylko jakieś dziwne szumy. Przez chwilę zdawało jej się, że może po prostu huczy w jej głowie, z przemęczenia. Tymczasem Chester zdążył wrócić i przykryć się.
-Co zrobiłeś?-Beatrice podniosła się na łokciach.
-Czyściłem trąbkę.-odpowiedział poprawiając poduszkę.-Jeśli chcesz, żebym jutro coś pograł, musiałem ją wypolerować.
-Ale dlaczego teraz?-zdziwiła się Beatrice patrząc na niego nic nierozumiejącym wzrokiem.
-Żebyś już nie mówiła, że Cię nie kocham-Chester odgarnął jej włosy z czoła.-Przepraszam Cię. Jestem zły na twojego brata i stąd to całe moje zachowanie. Nigdy nie mogłem znieść jego arogancji. Teraz w dodatku szczyci się swoim bogactwem, co doprowadza mnie do szału. Gdyby nie Ty  potraktowałbym go surowiej. Słowo daję, nie omieszkałbym.
-Nie uważasz, że czasami warto sobie odpuścić? To, że skaczesz mu do oczu, nie czyni Cię lepszym od niego. Jestem skłonna twierdzić iż  wręcz ...ma  to działanie przeciwne. Nie zyskujesz niczyjej aprobaty stosując przemoc, nawet tą słowną. Przede wszystkim ten rodzaj przemocy. Ja tego nie pochwalam, dobrze o tym wiesz. Już kiedyś pokłóciliśmy się o to o ile dobrze pamiętam. I gdyby nie Twoja wspaniałomyślność, oraz chęć naprawienia błędu w postaci znalezienia mu pracy z dala ode mnie, mogłoby się to skończyć zupełnie inaczej.-W końcu przysunęła się do niego na nowo i głaszcząc go po zimnym policzku, dodała-Obiecaj, że to się nie powtórzy
-Obiecuję, że już się nie dam sprowokować... choć wiedz, że to nie takie łatwe.-Chester pocałował rękę Be (tą która uprzednio go  nabożnie głaskała)-Ale dla Ciebie wszystko.
Beatrice zgasiła świecę.
                                                                       ***
Pierwszy lipcowy poranek zapowiadał się równie rozwlekle i nudno jak każdy inny dzień. Nic bardziej mylnego...
-Kooogo ja wiiiidzę!-ekscytował się brat Beatrice na widok siostry i jej męża-Och prześliczne gołąbeczki! Jak się spało?
-Znakomicie- Powiedział Chester ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. "Jeszcze przed śniadaniem a już się zaczyna! Jak ja mam to znieść."Przez jakiś czas wiercił się w fotelu, tak jakby siedział na szyszkach. Bezczelność Matthew i jego ignorancki styl bycia nie dawała mu spokoju."Obiecałem Beatrice. Obiecałem. Chyba nie dam rady." Po chwili popatrzył na rozpromienioną żonę i cała złość mu przeszła.
-Proponuję wspólny spacer. Zaraz po śniadaniu!-Matthew przejrzał się w złocie swojej laski- W Afryce często ganiam murzynków na zdrowotne spacerki. Zawsze wracają zgrzani, lecz zachwyceni.
-Ruch poprawia krążenie-odezwała się Emily, nalewając sobie porannej herbaty.
-A jakże! Bieganie to samo zdrowie. A Kiedy się jest małym, czarnym idiotą trzeba dbać o takie rzeczy. Mają jakiegoś drewnianego bożka, którego czczą każdego dnia i to jedyna wartość w ich życiu. Sami go sobie wystrugali,  gdy dałem im dzień wolnego. Niedoczekanie. Już nigdy nie dostaną urlopu, jeśli mają odstawiać takie przedstawienia. Co oni widzą w tym kawałku obskrobanego pnia? Żeby to przynajmniej ładne było, albo chociaż podobne do nich ...Nie mają mózgów. Co za ślepcy ...-Matthew zaczął wymachiwać laską na boki, jak dnia poprzedniego.
Chester podniósł się z fotela i ruszył w stronę Matthew. Przerażona żona nie wiedziała, czego ma się po nim spodziewać. Jednakże Chester nie miał zamiaru zrobić krzywdy szwagrowi, za ostre słowa. Gdy znalazł się przy Matthew, wziął do ręki wazon, gdyż przedmiot stał w niebezpiecznej odległości od "pewnego zagrożenia". Chester zajrzał do środka wazonu. Wazon był wypełniony śmierdzącą wodą po kwiatach, które dawno temu przyniosła Isabelle.
-Nie krępuj się. Słyszałem, że picie wody z wazonu, dobrze wpływa na przemianę materii- rzucił ciętą ripostą i sam się zaśmiał rubasznie.
Chester odszedł bez słowa i usiadł z powrotem na swoim miejscu. Obserwował gościa ze spokojem, a przykre żarty kierowane w stronę Chestera nie kończyły się.
Wszyscy siedzieli sztywno, póki nie zadzwonił dzwonek Katherine wołający ich na posiłek. Wychodząc z salonu Chester poczuł szarpnięcie za rękaw. Machinalnie się obrócił.
-Jestem z Ciebie dumna, że tak wytrzymałeś.-powiedziała Beatrice i rzuciła mu się na szyję.
-Prezent dla Ciebie-Chester uśmiechnął się lekko.
-Nie będziemy na was czekać w nieskończoność-Matthew wyszedł z jadalni-Ileż można się migdalić?! To działa mi na nerwy.
-Idziemy-odpowiedziała jego siostra i cała  spóźniona trojka, już za chwilę siedziała przy stole.
Gdy wszyscy młodzi domownicy jedli śniadanie do jadalni wpadł ojciec, zataczając się jak pijany.
-Co się stało?!-krzyknęli wszyscy zgodnym chórem. Trochę minęło czasu zanim ojciec usiadł i w końcu doszedł do siebie.
-Wypij to.-Sophie podała mu buteleczkę-To pomoże.
Ojciec łyknął. Po chwili wytarł usta i spojrzał na zgromadzonych zaszklonymi oczami.
-Wasza matka umiera. Za chwilę przyjdzie pastor i udzieli jej ostatniej posługi. Lekarz powiedział, że nic już nie może zrobić.
-To nie może być prawda-odrzekła Phoebe zdławionym głosem i ukryła twarz w dłoniach.
Sophie natomiast rzuciła się do drzwi. Jedyne co teraz mogła zrobić, to pożegnać się z matką, póki jeszcze Jane była świadoma. Wchodząc do pokoju, w którym leżała Jane usłyszała lament dobiegający z jadalni.
-Mamo, kocham Cię-szepnęła klękając przy jej łóżku. Wtulając się w jej pościel czuwała, oczekując najgorszego. Od tej pory, aż do ostatniej minuty życia matki, była przy jej łóżku. Płakała modląc się za jej duszę razem z pastorem.
 Gdy wszystko już się dokonało dom przybrał się w czerń. Wszyscy założyli żałobne ubrania. Jedynym pocieszeniem dla nich było to, iż zdawali sobie sprawę z tego, że matce jest teraz lepiej. I już nie musi cierpieć.
    Na pogrzeb Jane przybyło wiele osób. Na ten dzień przybyło wielu jej dawnych przyjaciół z Londynu. Wszystkich  ich opacznie zawiadomiła Emily. Pogrążeni w smutku odtąd już do końca miesiąca zmagali się z każdym kolejnym dniem przynoszącym im świadomość bolesnej utraty.
-Nie mogę sobie wybaczyć, iż nie pochowaliśmy jej w Londynie-rzekł Conor któregoś dnia.-Ona tam by chciała, jestem tego pewien ...
-Jej już wszystko jedno-odpowiedział Blake patrząc w sufit.-Ojcze, musimy żyć dalej.
-Wiem synu. Tylko ...ciężko mi bez niej.
-Powinieneś się na nowo zająć swoją pracą. To pomoże przezwyciężyć Ci ból-powiedział Blake ze łzami w oczach. Tak naprawdę, to właśnie najstarszy syn Jane najbardziej przeżywał jej odejście. Nikt inny tak za nią nie tęsknił, jak on. Nawet ojciec.
-Dzieci moje drogie ... Mam nadzieję, iż niedługo znów będziemy mogli wrócić do Londynu i zacząć życie od nowa.
-Ale jak to?-zdumiał się Matthew-Chce pan znowu kupić Rainbow Connection? Za co?!
-Moja firma dostatecznie bardzo odbiła się już od dna. To tylko kwestia miesiąca czasu, kiedy zyski będą tak obfite iż siedzibę będę mógł przenieść do Londynu.
 Wieść o tym zszokowała wszystkich. Sophie patrzyła na ojca wielkimi oczami pytając w duchu : "Jakże to? Tak nagle..." Zdążyła się już bowiem przyzwyczaić do Winchester i wcale nie było jej śpieszno stąd wyjeżdżać ...





Komentarze

Popularne posty