"W smugach cieni" cz XVIII

Iz ledwo dyszała, gdy znalazła się pod Lovely song. Pukała głośno krzycząc "Panie Foster, Panie Foster, pomocy!" Serce waliło jej coraz mocniej i mocnej.
-Panie doktorze! Jak dobrze że pan w końcu otworzył!
-Jest środek nocy-Brian przetarł oczy. Dobijanie się do drzwi wyrwało go ze snu.-Przepraszam, trochę słabo kontaktuję o tej porze. Coś się stało?
-Proszę nie zadawać zbędnych pytań, nie wiem czy żyje, a pan tutaj takie ... Za mną szybko!
-Poczekaj młoda damo! Muszę wziąć apteczkę-Brian zniknął za drzwiami i za chwilę wrócił-Daleko stąd?
-W sąsiedniej miejscowości, niechże się pan pospieszy-ponaglała go Isabelle-Napadli nas nad stawem.
-Nas?-wydyszał w biegu Brian.
-Tak. Udało mi się uciec, ale Sophie niestety tam została.-Iz poddarła sukienkę aby móc szybciej biec przez zborze.
-Sophie?! Dlaczego nie mówisz od razu?-zirytował się Brain i natychmiast zmienił tempo. Poczuł silny ból w klatce piersiowej, skurcz mięśnia sercowego, o nienaturalnej sile. Wszystkie wnętrzności zaczęły się w nim przewracać.-Boże ... żeby tylko ... Musimy znaleźć skrót!
-Nie mogę już-powiedziała Isabelle a następnie  upadając szarpnęła Fostera za rękę.
-Co ja teraz zrobię?!-Brian w jednej chwili stał się całkiem bezradny. Chciał wziąć na plecy Isabelle, żeby zanieść ją w miejsce, gdzie leżała Sophie, ale zaraz uprzytomnił sobie, że nie wie gdzie jest ten staw ...  Zdecydowanie miał mało czasu na jakiekolwiek przemyślenia, a decyzję powinien podjąć błyskawicznie. Na horyzoncie ktoś się pojawił. Z pewnością dwóch mężczyzn ...W świetle księżyca Brian rozpoznał dwie sylwetki.Albert i Lucas. Chłopcy starym zwyczajem wybrali się na nocne polowanie.
"Dzięki Bogu! Jeszcze się może udać ..."-Foster odetchnął z ulgą i rozpoczął konkretne działanie.
                                                                           ***
-Albert ze mną, Lucas zostanie przy Isabelle ... Wrócę jak najszybciej i ją opatrzę do końca. Sprawdzaj jej tętno.
Lucas pokiwał głową. Brian i Albert  równym krokiem podążyli w stronę stawu.
-Całe szczęście znam te tereny jak własną kieszeń-pochwalił się Albert-Dobrze, że trafiłeś akurat na mnie doktorku ...
W stosunku do Briana wydawał się zdecydowanie zbyt śmiały. Gdyby nie to, że Foster miał inne sprawy na głowie, zapewne skarciłby chłystka. Tymczasem zbył jego przechwałki milczeniem poprawiając otwierającą się torbę z lekami.
-Gdybym tam był, rozkwasił bym nosy tym przebrzydłym cyganom!-Albert oznajmił z brawurą-Zachowałbym honor a ...a w jeziorze utopił męską dumę mimo to iż Sophie tak nieładnie mnie potraktowała ...
-Wierzę że miała ważny powód, żeby tak postąpić- Po chwili ciszy podzielił się z nim Brian.
-O czym mówisz?-nie zrozumiał go Albert- To co zrobiła było nierozważne, zdecydowanie naraziła siebie i Isabelle. Mogę się założyć, że to był jej pomysł !
-Nie osądzaj pochopnie, z resztą nie to miałem na myśli- Zreflektował się Brian. Był bardzo spięty i nieswój.-Nie mam ochoty tłumaczyć Ci ...
-Czy sądzisz że twoje wysiłki intelektualne mogą spełznąć na niczym, bo wyjaśnianie mi czegokolwiek jest tylko syzyfową pracą?-przerwał mu młodszy towarzysz.
-Syzyf sam skazał się na ten los.-ze spokojem zauważył Brain, nie dając ulec prowokacji- Trajkoczesz jak ...
-Ciesz się, że idę tam z Tobą!-oburzył się Albert przeskakując chaszcze.-Wcale nie musiałem tego robić.
-Dzięki Tobie mogę uratować dwie osoby ...-wysapał z trudem Foster.
-To drwina?-Albert zacisnął pięści.
-Rozbawiasz mnie.-Brian zaśmiał się, co rozluźniło go nieco.- Powiedziałem że jestem Ci wdzięczny, a Ty wszytko obracasz przeciwko sobie. Naprawdę chcesz mnie zmusić do tego bym był niemiły?
-Nie jesteś do tego zdolny. Pieprzony optymista!-fuknął Albert.-Widzę Ją!
Brnąc przez piaszczyste wybrzeże dotarli do Sophie. Leżała na brzuchu z rozrzuconymi  bezwładnie rękami. Miała na sobie tylko bieliznę. Obok niej leżały strzępki sukni. Jej wątłe ciało sponiewierane na brzegu świeciło swoją bladością i bezbronnością. Ze zranionej twarzy ciekła powoli krew.Ten widok poruszyłby każde, nawet najzimniejsze serce, choćby było z lodu. Albert na wskroś przeszyty najgorszymi przeczuciami z wrażenia oparł się o stojącą na brzegu łódź. Brian ze łzami w oczach uklęknął przy niej i dotknął jej szyi.
-Żyje-odetchnął z ulgą sprawdziwszy puls.-Opatrzę ją, ale musisz mi pomóc.
-Mów co mam robić-rzekł ze spokojem.
-Przede wszystkim rozpal ognisko, bo słabo widzę ranę.-wydał mu polecenie lekarz.
Albert nazbierał patyków i wzniecił ogień. Płomień oświetlił wszystkich troje. Dopiero wtedy Brian zobaczył,  że pod zimną maską opanowania Alberta ... kryje się panika.
-Uspokój się! Zrobię wszytko co w mojej mocy-Brian ułożył dziewczynę na plecach.
-Ona chyba tego nie słyszy-Albert dorzucił trochę chrustu do ogniska.
-Ta uwaga była do ciebie-szepnął z uśmiechem Foster oczyszczając ranę.
-Kretyn!-zdenerwował się Albert gniewnie zakładając ręce.
Brian pracował sprawnie. Wprawnymi ruchami zakładał opatrunek nieprzytomnej Sophie. Jego oczy błyszczały w ciemności jak u żbika, ale nie było to dzikie spojrzenie, a raczej ciepłe i pełne troski. Szybko zatamował upływ krwi dokładnie uciskając miejsce powyżej zranienia. Okrył ją swoim surdutem, którym kiedyś tak wzgardziła ...Kiedy skończył poprawił jej włosy i na oczach Alberta złożył pocałunek na jej policzku.
-To nie jest śpiąca królewna i nie zbudzisz jej tym! Myślisz że by nie oponowała, gdyby była przytomna?!-zdenerwował się zazdrosny Albert.
-W tamtej chwili nie miała nic przeciwko-Brian podniósł zalotnie jedną brew.-Wykorzystałem stan jej nieświadomości ... to takie złe?
"Nic o mnie nie wie... przecież nie odważyłbym się, gdyby była świadoma ..."
-Sądzę, iż nie chciała by tego. Jesteś zbyt nachalny.-Albert rzucił kamieniem do jeziora.
-Nigdy nie byłem nachalny. -zaprzeczył Brian-Kiedy kobieta prosi mnie bym odszedł nie zostaję wbrew jej woli.
-Twierdzisz że TO było zgodne z jej wolą?-twarz Alberta poczerwieniała.
-Jak grochem o ścianę-szepnął Brian, po czym dodał głośniej- Jeśli jej nie wypaplesz, niczego się nie dowie. Traktujesz mnie, jakby to, co czuję, nie miało żadnego znaczenia. Ale jestem człowiekiem z krwi i kości ... i mam takie samo prawo do uczuć jak i Ty.Ech, Albercie ...Boli mnie twój egoizm i zaborczość. Powinieneś mieć do mnie jakikolwiek szacunek ze względu na mój zawód i wiek przede wszystkim.
-Jestem przekonany, że jedziemy na tym samym wozie-nie ustępował Albert.-Poza tym w tej rywalizacji nie masz żadnych ustępstw czy przywilejów. I Ciebie by odrzuciła ...
-To bardzo prawdopodobne, że mnie nie kocha i nie mam jej tego za złe. -Brian chwilę milczał a potem dodał zdławionym głosem.- Miłość to dobrowolna deklaracja zawierzenia. Nie mam zamiaru wpływać do oporu na kogoś, kto jej nie chce ode mnie. Mogę mieć nadzieję, że kiedyś stanie się to o czym marzę i uzyskam wzajemność, po cichu starając się o jej serce ....powoli, uczciwie i bez podstępów. Jako lekarz jestem w stanie dotrzeć do najdalszych zakątków ludzkiego ciała, ale na pewne rzeczy, związane z duchowością po prostu nie mam wpływu, bo są ukryte zbyt głęboko.- Albertowi zdało się, że po policzku Briana spływa łza. Usta Alberta bezgłośnie wyszeptały "Ale z niego mięczak! Panienka!"-Ty też powinieneś to zrozumieć ...Jestem w stanie dla jej dobra, zrezygnować z tego, czego sam skrycie pragnę. Znasz wartość słowa: poświęcenie?
-To idiotyczne-Albert złamał gałąź- Takie zachowanie godne jest kobiety. Mężczyźnie trzeba walczyć o swoje. Jesteś za miękki.
-Możemy do tej rozmowy powrócić za parę lat, kiedy zdobędziesz trochę doświadczeń. Zawsze służę dobrą radą ... Chciałbym być lekarzem dusz tak zapartych jak twoja. Twoja jest wyjątkowo interesująca, bowiem siedzą  w niej  trzy Z.
-Hę?-Albert podniósł wzrok z nad struganego patyka-Co masz na myśli mówiąc "trzy Z"
-Złość, zawiść i zazdrość. Twoje zmory-odpowiedział mu z przekorą.
-Czy ty przypadkiem nie miałeś się zająć kimś jeszcze?-zapytał niegrzecznie.
-Właśnie się zbieram ...-oznajmił Brian i wstał z piachu.-Pilnuj jej. Kiedy tylko odzyska przytomność pomóż jej wrócić do domu.
-W TYM możesz na mnie liczyć-Albert otrzepał spodnie.-Następnym razem uważaj na zbyt śmiałe gesty. Ona będzie moja.
-Cóż ... życzę Ci szczęścia. Niełatwe zadania sobie stawiasz-Brian wzruszył ramionami i odszedł.
W duchu jednak czuł, że jego usunięcie się w cień nie oznacza oddania wieńca zwycięstwa komuś takiemu jak Albert, ot tak po prostu ... Amor vincit omnia*
*łac-miłość wszystko zwycięża.
                                                                          ***
Około czwartej zaczęło świtać. Klucz żurawi zerwał się i wzleciał wysoko w niebo. Obłoki na wschodzie przybrały przyjemną, pomarańczową barwę. Albert pogodził się w końcu z myślą, że Sophie zawdzięcza życie Brianowi. On nie dał by rady jej pomóc ... Czuł, że jest to dla niego pewien rodzaj porażki, ujma na jego męskości. Przegrał z tajemną medycyną i Brianem Fosterem. Ale przecież to nie był błąd, którego nie był w stanie naprawić ktoś tak pewny siebie jak Albert.
Jego postać mieniła się w złocie wschodu. Wyglądał uroczo krzątając się na wybrzeżu. Gdy Sophie odzyskiwała przytomność akurat dogaszał ognisko.
-Kim jesteś?-zapytała Sophie budząc się.
-Jak to? Nie poznajesz mnie?-zdziwił się chłopiec-To ja, Albert.
-Chyba kojarzę ...-Sophie podniosła się na łokciach-Nie pamiętam co się wczoraj wydarzyło.
-Ech-westchnął Albert siadając obok niej.-To długa historia.Głupi zwyczaj puszczania wianków na wodzie. Isabelle i jej słowiańskie korzenie ...
-Ale co się stało w związku z tym?-upierała się Sophie. Ciekawiło ją skąd wziął się opatrunek na jej głowie i tyle krwi na piasku obok niej.
- Była noc świętojańska ...  Przepłynęłyście ten staw łódką a po drugiej stronie napadli was cyganie.
-O matko! Jestem prawie naga!-zauważył nagle Sophie i przeraziła się mocno.-A co z Isabelle?
-Nie bój się. Jest bezpieczna.-odpowiedział jej Albert.
Sophie przyjrzała się sobie. Miała na sobie surdut ... Czarny, elegancki, z szarymi guzikami. Takie odzienie nosiła tylko jedna osoba.
-Ten surdut ...-zaczęła i spojrzała na Alberta oczekując jakichkolwiek wyjaśnień-Brian tu był?
-Yhym-mruknął z niechęcią w odpowiedzi-Chyba nie sądzisz, że potrafiłbym zrobić Ci taki fachowy opatrunek...
Sophie przez chwilę nie słuchała tego, co miał jej do powiedzenia natarczywy chłopiec. Patrzyła tępo na spokojne jezioro,  nie próbując nawet ujarzmić rozszalałego umysłu. "Brian wie o wszystkim i na pewno mnie teraz nienawidzi!!! Isabelle z pewnością opowiedziała mu, jak nierozważnie się zachowałyśmy . Jestem od niej starsza a tak nieodpowiedzialna. Ogarnia mnie tak wielki wstyd ... Jak mogłam się zgodzić na kaprys Isabelle?! Co mnie podkusiło, żeby podpłynąć na drugą stronę? Jestem idiotką! Straciłam w oczach Briana. Do końca życia już będę przeklęta przez to wydarzenie. Nawet jeśli Iz miała rację, co do uczuć Briana, to i tak straciłam wszelkie szanse.Wszystko przekreśliłam tą głupotą a już myślałam, iż mogę liczyć na wzajemność ... Nigdy sobie tego nie wybaczę!"
-..Ale to JA byłem tu z Tobą przez całą noc. Ja!-dokończył swój wywód chaotycznie wymachując rękami.
-Hmm w takim razie dziękuję.-Sophie zagrzebała zmarznięte stopy w wilgotnym piasku.
-I tylko tyle?-oburzył się Albert.
-A co byś chciał ode mnie?-zirytowała się Sophie-Jestem Ci wdzięczna. Bardzo. Mam ci się rzucić na szyję?!
-Nie mam nic przeciwko.-Albert przysunął się do niej.
-Znam kogoś, kto zrobiłby to z miłą chęcią, aczkolwiek to nie jestem ja. -odpowiedziała mu chłodno-Za wiele ode mnie oczekujesz, a nic o mnie nie wiesz ...
-Jak dla mnie wystarczy, że jesteś piękna i złośliwa-Albert wyszczerzył zęby jak wilkołak.
-Nie wiem co Isabelle w Tobie widzi-hrabianka przewróciła oczami-Amor caecus* ...
-Co Ty mówisz?-zdziwił się Albert.-Nie zrozumiałem.
-No widzisz. Jak mamy się porozumieć, skoro nie ...
-Dobrze dobrze-przerwał jej Albert-Chodź, odprowadzę Cię do domu. Dalsze dyskusje i docieranie do Ciebie są pozbawione sensu. Spróbuję kiedy indziej i na pewno mi się uda.
-Jesteś nieziemsko przystojny, a taki zuchwały ...-Sophie pokręciła głową. Ścisnąwszy przydługi na nią surdut ruszyła za zrezygnowanym Albertem.
*łac.-miłość jest ślepa.

Komentarze

Popularne posty