"W smugach cieni" cz XX


-Głupia gęś! To ją nauczy rozumu!-Blake kiwał się na krześle.-Patrzcie ją tylko … nie piśnie ani słówka, tylko się zamknęła u siebie i nie wiadomo czy w ogóle wyjdzie. Ma za swoje …
-Jak dobrze mieć znów wszystkich w komplecie!-radował się ojciec nie zwracając uwagi na przykre słowa Blakea.
-Coś strasznego musiało się stać, że tak nagle wróciła. Bez żadnej zapowiedzi. Nie chce z nikim rozmawiać-Beatrice nerwowo spoglądała w stronę zamkniętych drzwi pokoju Phoebe, skąd dobiegał niepomierny szloch.
-Przeszkoda międy ustami a kielichem. Ktoś wepchnął łapę w jej misternie zbudowane plany. -drwił Blake podrzucając szczęśliwego synka.
-Któż znowu puka?-zdenerwowała się Emily-Jeśli coś na miarę tego szoku, ani mi się śni otwierać.
-Ja pójdę-oznajmiła Sohie, w nadziei iż spotka Briana za dzwiami.
Niestety myliła się. Wbrew jej oczekiwaniom i w nieodpowiednim momencie postanowił odwiedzić ją Albert i zapytać jak Sophie się czuje. Pannie Sullivan natomiast wcale nie podobał się pomysł odwiedzin bez uprzedzenia i niezbyt entuzjastycznie (a wręcz chłodno) potraktowała przybyłego gościa.
-Miałem nadzieję że zdążę jeszcze zobaczyć Cię w tej kusej bieliźnie-Artur oparł się o framugę drzwi.-Jak się czujesz?
-Już wszystko dobrze. Nie musisz mnie nachodzić-Sophie zmrowziła go spojrzeniem.
-Coś taka zdenerwowana? Złość piękności szkodzi!-żachnął się Albert.
-Nie wiem, czy w tej chwili  wygląd ma  jakiekolwiek znaczenie …
-Uwielbiam kiedy dziewczyny tak ślicznie układając usta wyraźnie arykuując głoski. Podoba mi się cała kobieca fizyczność i …-Albert zaciął się przyglądając się zagryzanej dziewczęcej wardze. Przełknąwszy ślinę poprawił węzeł pod szyją, tak jakby przeglądał się w lusterkach oczu Sophie, podpowiadających mu, czy aby na pewno dobrze wygląda.
-Czy uroda u dziewcząt jest dla Ciebie jedynym kryterium wyboru?-rzuciła z wyższością w jego stronę jednocześnie gęsto mrugając. „Czyżby to rodzaj niewyczuwalnego dla mnie flirtu?”-zastanawiał się  Albert.-„Lgnie do mnie, cóż za radość! Nareszcie moje działąnia są owcne, to TA chwila! Chyba właśnie zaczynam odnosić pozytywne rezultaty polowań. Ona wyraźnie zmierza prosto w zastawione  przeze mnie sidła!”
-Może nie jedynym, lecz najważniejszym!-odpowiedział jej z uśmiechem.
-Ach więc co wolisz?-postawiła na prowokację słowną zbilżając się na niebezpieczną odległość, jednocześnie kurczowo trzymając się drzwi.-Miłe i zdradliwe, czy też zołzowate acz wierne?
-Trudny wybór …-Albert przytknął palec do ust, tak jakby … myślał. Blond loczki porozsypywane na ramionach dziewczyny uniósł wiatr wpadający do domu. Sophie stała wychylając się lekko zza dzwi. Ponętna, zadziorna kokietka.-Sam nie wiem co bym wziął.
-Och, nie trudź się więcej! Podpowiem Ci i rozwieję wszelkie wątpliwości-słodko odrzekła Sophie, gestem pokazując mu, by nastawił ucho. -Dla Ciebie i tak nigdy nie będę należeć do żadnej z tych kategorii.
 Następnie dziewczyna trzasnęła drzwiami przed nosem Alberta, odcinając się od jego wilczego wzroku. Szczęście, iż nie przytrzasnęła mu palców, chociaż czy ja wiem, co było by lepsze …?
- Nie wiedziałem, żeś taka drapieżna-Sophie usłyszała za sobą  pełen uznania głos Blake’a. Na te słowa wzdrygnęła się i odwróciła w jego stronę.
-Słyszałeś wszystko?!-nagle oprzytomniała otwierając szeroko buzię.
-Prawie-Blake zaśmiał się. Jeśli Blake nie darzył kogoś drwiną, to musiał być naprawdę wyjątkowy. W tym momencie właśnie Sophie stała się jedną z niewielu osób, które dostąpiły zaczytu niskich pokłonów brata.
-Zrobiłam to, co należy.-odpowiedziała strzepując niewidzialny pyłek z sukni.
-Kto Cię tak zadurzył, iż nie jesteś w stanie spojrzeć biednego Alberta?-Blake oglądał z zainteresowaniem swoje paznokcie.
-Wcale nie jest biedny! Ostatni łajdak, bez mózgu …
-Hoho. Nie przebierasz w słowach. Jeszcze chwilę a i ja oberwę mięsem.-Blake posrapał się po głowie.
-Jeśli chcesz tego uniknąć, przepuść mnie. Ach te korytarze są takie cianse!-zaczerwieniona Sophie wymigując się od tematu poszła czym prędzej do salonu chcąc wygnać imię Fostera cisnące jej się z uporem na usta.
                                                           ***
Tego samego dnia odwiedził ich jeszcze pastor z żoną, Isabelle, oraz, jako ostatnia- Amy wraz ze swoją wnuczką. Czteroletnia wnuczka Amy, nosiła imię Layla (co w języku arabskim  oznacza "noc") od razu przypadła do gustu całej rodzinie Sullivanów. Jedynie William, nie bardzo był zainteresowany śliczną koleżanką, gdyż zająwszy jego miejsce subtelnie usunęła go z centrum uwagi. Urażony tym incydentem niezwłocznie opuścił salon. Znalazłszy kotka (który od targania za głowę, miał nienaturalnie wyciągniętą szyję) wytaszczył go z domu i pognał na podwórko, by pobyć trochę sam. Po ostatniej wizycie tego dnia wszyscy tak samo zmęczeni, położyli się o wiele wcześniej, by odzyskać siły. Jedynie niezmordowana Katherine nie spała do późna, gdyż swoje obowiązki przedkładała nad wszelakie przyjemności, takie jak dłuższy sen, chociażby.
Po upływie trzech deszczowych dni, odkąd Phoebe wróciła na łono wiecznie kochającej ją rodziny, u progu dworku zjawił się doktor Bell. Tenże lekarz zajmował się Jane od samego przyjazdu Sullivanów do Winchester. Tym razem został zawezwany, z powodu znacznego pogorszenia się stanu zdrowia matki, dlatego też przybył w trybie natychmiastowym.  Potwierdziwszy obawy zrozpaczonego Conora zdecydował się na przeprowadzenie ryzykownej operacji, mającej się odbyć dnia następnego.
 Phoebe, będąca samozwańczym więźniem własnego pokoju została poinformowana przez dziurkę od klucza o postępującej chorobie Jane  …jednakże od trzech dni głodująca dziewczyna nie dała się skusić, by zejść na dół do matki. Bezradni wobec tego faktu domownicy, nie mieli pojęcia, jak „przywrócić do życia” zbłąkaną owcę. Ostatecznie po wszytkich nieudanych próbach, przez każdego z osobna, do interwencji został wzmuszony Blake. Niechętnie przyjąwszy propozycję, poczłapał na górę. Usiadłszy pod drzwiami ciężko westchnął. „Przecież nic nie wskóram, daremny mój trud. Na próżno się wysialam … Wszakże nienawidzi mnie od zawsze”
-Odejdź Blake!-usłyszał zza drzwi, zapłakany głos-Wiem, że to Ty.
-Nietrudno się było domyślić, skoro tylko ja odwlekałem tą syzyfową pracę do końca. Jestem ostatni. I nie pójdę stąd, póki nic nie zdziałam, zapewniam Cię.
-Umrę tu!-krzyknęła zrozpaczona-I nic na to nie poradzicie.
-Hmm czyżbyś była aż tak bezlitosna, aby zmuszać nas do pożeganania dwóch osób z naszej rodziny w jednym czasie?-zapytał gniewnie-Co Ty robisz, do cholery?! Matka umiera, a Ty przygryzasz pościel i myślisz tylko o swoim nieszczęściu.
-Cóż to za straszne słowa?-przeraziła się Phoebe-Nie masz serca.
-Dla Ciebie, nie będę wzniecać płonnych nadziei. Mówię prosto z mostu, nie potrafię ukrywać takich rzeczy. Po co miałbym Cię okłamywać? Dobrze wiesz, że źle z nią …
-Ona będzie żyła-powiedziała z nadzieją Phoebe.-Bóg jej nie zabierze. Jeśli miałby kogoś uśmiercić, na pewno mnie. Zasłużyłam sobie.
-Myślisz, że znasz Boże zamiary lepiej niż On sam?-zakpił z niej starszy brat-W zyciu często wiele rzeczy, dzieje się nie po naszej myśli i kto jak kto ale Ty powinnaś o tym wiedzieć. Dlatego właśnie znalazłaś się z powrotem tutaj, taszcząc przez cały ten czas poczucie winy na barkach. Gdybyś tam została, gdziekolwiek byłaś, żyłabyś  w dostatku nie oglądając się za siebie. Prawda jest taka, że nic nie dzieje się bez powodu. Jesteś tu, by naprawić błędy i pożegnać się z matką.
-Pójdę do piekła.-Phoebe podeszła do drzwi, lecz ich nie otwarła.
-To jeszcze nie takie pewne. Może nie wszystko stracone. Tylko wyjdź z tego pieprzonego pomieszczenia i pozbieraj to, co potłukłaś. Myślisz, że nam jest łatwo? Tak nas urządziłaś, że wciąż potykamy się o to, co po sobie zostawiłaś. Nie mam już do Ciebie siły. Wszyscy proszą, byś w końcu wyszła z tamtąd a ty dalej w zaparte. Jeśli nie wiesz jak się obsługuje ten cud techniki, to po krótce Ci wyjaśnię …Wystarczy, że naciśniesz klamkę i popchniesz drzwi. To łatwe.
-Nie potrafię wam spojrzeć w oczy-Phoebe przytuliła policzek do zimnego drewna dzielącego ją i Blakea.
Blake chwilę milczał. Tak naprawdę, w głębi serca, już dawno jej wybaczył, ale jej zachowanie, ukrywanie się w pokoju, brak posłuchu i nieustanna rozpacz doprowadzały go do szału. Poczuł się jak wtedy, gdy jeszcze nie znał Emily. Jak młody buntownik, niezależny człowiek, wyniosły i dumny. Rozważywszy korzyści płynące z przebaczenia odezwał się tymi słowami:
-W tym domu istnieje jedna niepisana zasada. Jeśli ktoś trzy dni spędza w zamkniętym pokoju, w ramach rekompensaty uzyskuje przebaczenie i pozwolenie na to, by mógł zostać tu już na zawsze. Tęskniliśmy za Tobą. I bardzo chcielibyśmy Cię w końcu zobaczyć.
-Tę zasadę musiał wymyślić ktoś, kto mnie jeszcze wciąż bardzo kocha-wychlipała wzruszona Phoebe.
-Ja ją wymyśliłem-Blake wstał z podłogi-Pomimo, iż jesteś jędzą i straszną zmorą, zawsze będziesz moją siostrą. Nigdy Ci tego nie mówiłem, a mam nadzieję, że nikt tego nie usłyszy… ale kocham Cię Phoebe, tak samo jak Sophie i Chestera.- i za chwilę dodał z uśmiechem- No … jego może trochę mniej.
Kiedy zapłakana Phoebe w końcu otworzyła drzwi, rzuciła się na szyję Blake’owi.
-Błagam, zapomnij o tym co Ci powiedziałem. No już, dość, zostaw mnie-bronił się starszy brat, próbując ją odgonić jak wredną muchę-Zniszczysz moją reputację!
 Ale ona już go nie słuchała. W jej głowie pozostały ciepłe słowa, jakimi je poczestował pierwszy raz w życiu. I nie chciała, by Blake kiedykolwiek zmienił zdanie.
                                                                         

Komentarze

Popularne posty