"Frajer" rozdział I

Tej nocy mama płakała. Wiem,że od dawna to robi ukradkiem, ponieważ każdego ranka, gdy  jako mały brzdąc wbiegałem, by ją obudzić, spostrzegałem na jej poduszce nieśmiertelne czarne plamy, których wciąż przybywało. Ślady na poszewce symbolizowały resztki drogiego tuszu, którego nazwy nie pamiętam. Cośtam niu jork, zdaje się... Z resztą- czy to ważne? Plama jest plamą, rozpaćkanym plackiem, czarnym jak diabli.
 Mama nie dba o czystość, dlatego też pościel w naszym domu nie  jest  prana często.(Ja także odnoszę z tego korzyści i to niemałe- dzięki temu mogę sporządzać dokładne obserwacje). Mama tłumaczy mi zawsze, że jej, jako artystce, nie godzi się nadawać zbyt wielkiej wagi sprawom przyziemnym. Podobno są rzeczy ważniejsze. Podobno ...
 Ja osobiście uważam, że żyć w takim syfie na kółkach, na dłuższą metę wcale nie jest przyjemnie.  Cholera mnie bierze, gdy wieczorem otwieram drzwi od kuchni, a wszystko to, co powinno być w lodówce, leży na kredensie. Ponadto (z racji tego, że zmywarki nie mamy) naczynia spadają z misternie ułożonej sterty w zlewie, gdyż woli jeść bezpośrednio z paczki, niż "pięćset razy dziennie myć talerze". Bodaj by w tym prawda była, byłbym zadowolony ... Tu i Salomon miałby problem, bo choć woda w kranie jest, ma się rozumieć, to wlać nie ma w co, bo wszystko brudne (bo co? W pustej donicy mam zmywać gary?!) Dopóki ja nie ubiorę tego obleśnego (różowego!) fartucha i nie zrobię z tym porządku, to o uwolnionym zlewie nie ma mowy... Dwa razy bodajże, zrobiłem jej o to awanturę. Za drugim razem, widząc łzy w jej oczach, wycofałem się. I już więcej nie wróciłem do tematu. Bo TEORETYCZNIE ... cóż to takiego, że nie jest pedantką? Jest dobrą kobietą, żyje na uboczu, nikomu nie zawadza. Postaram się zrozumieć w niej tego bałaganiarskiego chochlika. Choć bywa nieznośny. I to bardzo.
Tak właściwie, to każdy chciałby mieć taką matkę. I żonę. Wiem jaka jest wspaniała (mimo syfiastej natury, rzecz jasna!). Wszyscy to wiedzą. I może dlatego właśnie nikt nie ma odwagi by zrobić krok w jej stronę
. Matka często mi powtarzała, że " mi oleju brakuje" ...a gdy kiedyś (gdy miałem 10 lat) wróciłem z butelką "kujawskiego", śmiertelnie się na mnie obraziła, gdyż "nie traktuje jej poważnie i z należytym szacunkiem". Tak. Jestem prawie tak żałosny, jak ... Frajer. Od razu wyjaśnię, że nie mam tu na myśli zwykłego określenia, tylko konkretną osobę ... Frajerem u nas (tzn. na osiedlu) wołamy na dziewczynę, która ma na nazwisko Faber (ktoś się przejęzyczył i zamiast "B", wrypał "J" i tak już zostało). Jest tak wieśniacka, że "Frajer" przywarło do niej bezpowrotnie. Ubiera się w jakieś stare lumpy, nakłada zbyt dużo fluidu  i dzień w dzień całe podwórko jest zmuszone słuchać jej dupnej muzy, rozdartej na cały regulator, gdy jest wściekła na ojca... Tak szczerze powiedziawszy, czasem mi jej żal ... Gdy wychylam się przez balustradę balkonową i w dole rwąc włosy z głowy krzyczy Majka (Maja Faber. Nikt tak na nią nie mówi, nawet jej ojciec) to chwyta mnie coś za gardło. Za nic nie chciałbym, aby we mnie rzucano jajami ... a to ulubiona zabawa moich kumpli z bloku. Przez to Frajer musi chodzić tylko w nocy, bocznymi ulicami. Za każdym razem, gdy ojciec ją przyciśnie i Frajer nie ma odwrotu zapieprza przez podwórze między garażami, tak, by jak najmniej jajowych pocisków trafiało w kiczowate ciuchy. Nigdy nie byłem tak brutalnym psycholem, by zużywać zasoby lodówki, na tak "szczytny" cel, ale  też sam nie potrafiłbym jej osłonić. To wstyd przecież ... Zniszczyłbym sobie reputację i palcami wytykaliby mnie na dzielni.. Y! O kim ja mówię ... ?! Chyba mnie do reszty posrało. Tak w ogóle to się jeszcze nie przedstawiłem. Jestem Hubert- z niemieckiego- człowiek o jasnej duszy (Jak widać moja matka ma fantazję)
 Mówiłem o matce ... to czas wspomnieć o ojcu. Wiem tylko tyle, że jest monterem i naprawia ludziom modemy i telefony. I że matka go nienawidzi i nigdy nie pozwoli mi go spotkać. Tyle razy psułem internet, i zapraszałem panów monterów, niestety matka milczała jak grób i chyba się nie dowiem, który z nich to on. Głupia nie jest, zdawała sobie sprawę z tego, że awarie neta w naszym mieszkaniu nie były przypadkowe. I miała również świadomość, iż ja potrzebuję swojego taty. Choćby miał być takim chamem jak ojciec Frajera. (czemu Frajer, a nie Frajerka, to też nie pojmę ...) Ale nie mogła ustąpić. Taka była oficjalna wersja. "Nie mogę i już". Mnie się zdaje iż po prostu NIE CHCIAŁA ... A teraz leży przed telewizorem i gapi się tępo. "Moda na SUKces". Gorszej chały nie mieli ...
-Wynieś śmieci-po chwili słyszę rozkaz znad mega paczki chipsów, której zawartość wrzucano obojętnie do matczynej paszczy.
-Przecież nie dbasz o to.-zauważyłem, starając się nie zwariować, słysząc jej chrupanie, głośniejsze od serialowych dialogów. Mam fobię na tle ciamkania, chrupania, mlaskania, siorbania ... Chyba podmienili mnie w szpitalu, bo kompletnie tu nie pasuję ...
-Ale już nawet nie mam gdzie tego wrzucić. Będziesz musiał wziąć drugą reklamówkę, na śmieci spoza śmietnika, bo ...
-Jaaaaaa p...ierdzielę. Mamo, tak nie można!
-Komentarze schowaj dla siebie. I żadnych wulgaryzmów-matka rzuciła na podłogę pustą paczkę-Zabierz też to po drodze.
-Oczywiście-odpowiadam w końcu z wymuszoną grzecznością, choć czuję wybuch na miarę Czarnobylu kotłujący się pod czaszką. Tłumię eksplozję cicho zamykając drzwi i biegnąc po schodach. Powtarzam w myśli "moja matka jest wspaniała. Jest wspaniała. Naprawdę wspaniała", powątpiewając w swoje słowa. Na całe nieszczęście wpadam na Frajera. Jednocześnie słyszę znajomy śmiech za plecami. Emil. Człowiek o imieniu pochodzenia hebrajskiego oznaczające rywala, zazdrośnika. I taki właśnie był ten mój sąsiad. Był, jest i będzie.
 A więc, założywszy psychiczną kamizelkę kuloodporną, czekam aż Emil zacznie bez skrupułów ciskać we mnie sprośnymi komentarzami, jak to bywa, gdy przypadkowo znajduję się w otoczeniu Frajera.
-Z dziwką się umawiasz?-nie oszczędził i tym razem uśmiechając się obleśnie.
-Daj spokój, to już jest nudne-rzucam malkontencko spoglądając spode łba. W tym czasie przestraszone frajerskie dziwadło ucieka, unikając spotkania trzeciego stopnia z białkiem  ...i żółtkiem, co ma więcej białka niż białko.
-A ty co? Obrońca słabszych?-Koleżka "Marcin pojawiający.się.nie.wiadomo.skąd" pluje przede mną. Jego imię pochodzi od boga wojny. Mars istotnie musiał być jego przodkiem ...
-Zostawisz tego plastyka w spokoju?-zapytałem spokojnie-Co on ci przeszkadza? Niech się w samotności fluiduje ...
-Co ćpałeś?-zaśmiał się Emil-Koniecznie musisz zmienić dilera. A skoro jesteśmy w temacie, mamy świeżą dostawę. Cho zajarać!
-Czy ja kiedykolwiek dałem się namówić?-powiedziałem otwierając kosz na śmieci-ale wy naiwni jesteście ...
-Świrus!-oburzył się Marcin i kopiąc w śmietnik.-Spieprzamy stąd, póki nas TYM CZYMŚ nie zaraził. Nie wie co traci ...
-Ja tylko zyskuję.-wrzuciłem śmieci do kosza z trzaskiem go zamykając.
-Na pewno nie kumpli-Emil odwrócił się. Marcin przybił mu piąchę, a kiedy dobrze siadło  kurzą piachem przed i za sobą przyprawiając mnie o kaszel. Zaraz słyszę  muzyczną tandetę z pokoju Frajera.Czyli wszystko w normie.On ją wkurzył, ona go wkurza w zemście, więc jej się dostanie. Najpierw sama reprymenda. Potem, gdy Frajer zgłośni muzę  będą krzyki jej ojca, huk spadających krzeseł i parę siniaków.
A jednak nie tym razem zdarzyło się coś innego...


Komentarze

Popularne posty