"Frajer" rozdział V

Zamontowałem łańcuch długości 2,3 m (wysokość mieszkania). Przywiązawszy go do barierki na balkonie przymocowałem wiaderko, na końcu łańcucha. Szybko poszło. Byłem z siebie zadowolony. Potem wystarczyło wrzucić do wiaderka przesyłkę i spuścić na dół. Zastukałem w podłogę. Hmmm ... Chyba się nie skapnie, że zrobiłem właśnie pocztę balkonową i żądam od niej, by odebrała ... Nie przemyślałem tego, ale ze mnie idiota. Przecież nie wyjdzie na balkon, bo stukam w jej sufit. Ewentualnie domyśli się, że powinna ściszyć to cholerstwo. Cóż. Znów pozostaje napisać do niej. Wspaniale. Jest dostępna.
HUBERT:Wyjdź na balkon.
Dwie minuty.
Trzy minuty.
Pięć minut.
No kurde! Przecież nie będę czekał w nieskończoność ... Napiszę sms. (Dlaczego w ogóle mam jej numer?!). Zaraz sam zacznę śpiewać to głupie "Ejże ejże", bo nieźle się wkręca. UUU! Jakie to okropne. Wysłano. Dostarczono.
Dwie minuty.
Trzy minuty.
Pięć minut.
Szlag mnie trafi! No nic ... zejdę. Frajer z pewnością się ucieszy z miłej, sąsiedzkiej wizyty. Już ja ją opieprzę ...
Po chwili namysły wciągnąłem wiaderko i wyjąłem z niego słuchawki. Drogie były, ale przecież stać mnie. Poza tym, gdybym kupił jakieś dupne, na pewno kręciłaby nosem. Czy mam wszystko? Telefon jest, słuchawki są ...
No to w drogę.
Łubudubu po schodach. Pukam. Nic. Dzwonię. Nic. Frajer nie słyszy? Nagle drzwi się otwierają. Odsuwam się gwałtownie i odskakuję na bok. Z mieszkania buchnął zapach taniego wina.Smród, że ja pierdzielę ... Staram się nie kaszleć na głos, choć coś wewnętrznie mnie dusi. Za chwilę wyłania się jej ojciec i zatacza się po klatce. Nie widzi mnie. Jest tak pijany, że podłoga pod nogami mu zasuwa. Stacza się po schodach na dół. Z przejęciem obserwuję bieg akcji. Zabije się, czy wyjdzie z tego bez szwanku? O kurde, ale się toczy! Spojrzałem w dół. Ruszał ręką odganiając muchę. A więc jeszcze żyje. Poruszony imperatywem kategorycznym zbiegłem by mu pomóc. Pijak w końcu też człowiek.
-Pomogę panu-podałem mu rękę.
-Zossssstaw-w m-mmmnie!-Faber wzburzył się i odpychając pomocną dłoń, z trudem podniósł się na chwiejne nogi. Wsparty o ścianę pozwolił sobie jedynie otworzyć drzwi i poszedł w cholerę zataczając się po chodniku. Chwilę patrzyłem za nim, czy przypadkiem nic sobie nie zrobi. Żal mi go było. Organizm wyniszczony, brak opieki medycznej i postępujący alkoholizm ... Biedny człowiek, staczający się na dno, popychany przez uzależnienie ...
Ach! Miałem oddać słuchawki.
Bieg.
Drzwi były otwarte, więc wszedłem.
-Frajeeeeeeeer!-Darłem się.-Prezent mam dla Ci...
Urwałem gdy zobaczyłem to co zobaczyłem. W pierwszej chwili szok zniewolił moje mięśnie i zablokował władanie mózgiem. Nie mogłem ciału rozkazać, by zrobiło cokolwiek.
Majka była przywiązana do krzesła. Miała zaklejone usta taśmą i związane ręce. Nawet nie próbowała krzyczeć. Wystarczyło, że mocno wymalowane oczy wołały o pomoc. Frajerski kokon zaciskał pięści. Pęk nieszczęścia. Teraz to i jej było mi szkoda. Mimo, iż wyglądała jak poczwara ...
Gdy ogarnąłem się nieco, kierowany współczuciem zabrałem się do uwalniania usidlonej. Szponiasty nieźle ją załatwił. Najpierw odwiązałem jej nadgarstki, potem zdjąłem linę z bioder. Na koniec zostawiłem taśmę na ustach, bo to zawsze najbardziej boli ... Bałem się ją oderwać. Gdy jednak zdecydowałem się na to, sprawnym ruchem zerwałem taśmę. Majka nawet się nie skrzywiła.
-Co on Ci zrobił?!-klęczałem obok niej z wytrzeszczonymi oczami.
Majka wstała bez słowa i udał się do swojego pokoju. Po wyłączeniu muzyki wróciła do przedpokoju z założonymi rękami.
-Dziękuję-odpowiedziała sucho patrząc w podłogę. Było jej wstyd.
-Nic z tego nie rozumiem.-wyznałem  marszcząc brwi. To wszystko dla mnie było jedną wielką zagadką.
-Lepiej żebyś nie wiedział.-uciął Frajer oglądając siniaki na rękach.
-Nie miałem pojęcia, że aż taki z niego potwór, przepraszam, że się z Ciebie śmiałem.-za radą mistrza judo, przyznałem się do błędu. Chyba pierwszy raz w życiu ... I czułem się z tym jakoś lepiej.
-Przeprosiny przyjęte.-Majka zaczęła zbierać potłuczone szkło-Nie mogę obwiniać za to mojego ojca. Tylko jego alkoholizm.
-Jesteś zbyt wyrozumiała. Jeszcze trochę, a zrobi z Ciebie to, czym sam jest ... Będziesz śmieciem.
-Już jestem. Tak odbierają mnie wszyscy.
-Nie robiliby tak, gdyby twoje problemy z ojcem zamykałyby się wyłącznie na kłótniach z ojcem. A do tego dodatkowo dochodzi pół kilo tapety, twoje lumpy i ...
-Jesteś niemiły-podsumowała mnie, zamiatając ziemię z doniczki na szufelkę.
-Ale to prawda co mówię. Tyle razy Cię proszę, żebyś ściszyła to cholerstwo a Ty dalej, na przekór. Sama sobie szkodzisz.
-Nie wiesz jak jest naprawdę.-spojrzała na mnie wrogo, wyrzucając potłuczone szkło do śmietnika, stojącego obok mojej nogi.
-A jak jest?-dopytywałem. Byłem po prostu ciekawy.
-Coś się taki troskliwy zrobił?-drwiła ze mnie zbierając liny-Może napiszesz na statusie na fejsie, że frajer to szmata, ma ojca pijaka, który wiąże swoje dziecko dla zabawy, bo nie ma mózgu?
-Jak to nie ma mózgu?-zdziwiłem się. Mówię tak często o pustych laskach, ale w żartach. A ona nie żartowała ... Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć ją w innym świetle. W mroku.( I to nie dlatego, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy, było ciemno.)

-Alkohol przeżarł mu komórki ... -wyjaśniła po chwili widząc mój szczenięcy wzrok. Wyglądałem jak zbity pies,  gdyż niespodziewanie przygniotło mnie jej nieszczęście. Nie panowałem nad tym.-Ojciec często wpada w szał. Czasami jego wybuchy udaje mi sie złagodzić włączając jego ulubione piosenki, które Cię tak drażnią ... a że jest trochę przygłuchy, więc muszę włączać muzykę bardzo głośno.  Jest to jedyny sposób na ujarzmienie ojca. Niestety bywa tak, że gdy za dużo wypije ... nawet to nie działa. I dzieją się rzeczy właśnie tego typu, jak dziś.
-Przykro mi.-splotłem nieporadnie ręce za sobą.
-Idź już. On zaraz wróci i jeszcze Ty dostaniesz.-wyprosiła mnie, wypychając poza próg niezbyt gościnnie i zamykając drzwi przed moim nosem. Miałem mieszane uczucia. To wszystko było takie dziwne i straszne.  
Czy to, co mnie tak zniewala teraz  to strach? Strach przed czym? 
Ja. Przecież. Niczego. Się. Nie. Boję ...
Nieśpiesznie udałem się do mieszkania. Położyłem swoją ciężką łapę na klamce, ale nie miałem sił, by ją nacisnąć. Czuję się jak wypompowany balon. Mokry flak leżący na podłodze. Tylko nie depczcie! Nie wiem co się ze mną dzieje. Jakbym gdzieś w środku umierał. I to ma być "człowiek o jasnej duszy"? Wiem, że jestem w środku ciemny, jak gorzka czekolada z Lindta. GORZKA. Mam na imię Hubert- całkiem niesłusznie ... 
-O, gdzie się podziewałeś?-zapytała widząc jak wreszcie wchodzę.
-Byłem u ...-chwilę się zawahałem, czy jej powiedzieć. Była jedyną osobą, która bez śmiechu by wysłuchała czegokolwiek na temat frajera.  (Kto Cię zrozumie lepiej niż twoja matka ?).Jest wrażliwa. Bardzo wrażliwa.
-No? U kogo?-Matka wyciągnęła pudełko z szafki. Miała ręce całe w farbach. Tęczowe palce  i czarne paznokcie.
- Ach nieważne.-rozmyśliłem się przekraczając próg kuchni. Od tej pory obserwowałem ją z lekkim dystansem. Uwielbiam, kiedy robi herbatę, ponieważ nikt inny na świecie nie zaparza jej lepiej, niż moja mama. Wyglądała, jakby nie zastanawiała się ile czego sypie ... Jedna, dwie, trzy i pół do dzbanka ... Cukier już jest. Potem soku  pomarańczowego, bądź malinowego (zależnie od humoru) tak na oko, ale zawsze wiedziała ile. I dwie torebki. Trzymała je krótko (Tzn, nie to że były jej posłuszne jak dwa małe pieski, chociaż może to też ...) aby herbata nie była za mocna. Miesza miesza... Na końcu łyżeczkę amaretto. Mama czuła mój wzrok na sobie i świetnie zdawała sobie sprawę z tego, o czym teraz myślę. Bo to, że jej syn o czymś intensywnie myślał, było oczywiste.
-Piękno tkwi w proporcji. Wiedzieli to już starożytni Grecy-objaśniła mi, wyciągając parujące torebki.
-Chyba masz rację.-odpowiedziałem jej, patrząc w okno.
-Smutny jesteś dzisiaj. Coś Cię trapi? -odezwała się jej empatia.
-Ach nie, zdaje Ci się-skłamałem. Jednak  naprawdę nie potrafiłem powiedzieć jej o Frajerze.
-Może pograj na saksofonie. To Ci zawsze poprawia nastrój.
-Hmmm to dobry pomysł-przyjąłem propozycję z aprobatą i poszedłem do siebie.
Nie szło mi w ogóle. Odłożyłem saxa do futerału. Chwilę przeglądałem się w jego pozłacanej powierzchni. E, nawet przystojny jestem. Ja mam takie duże i brązowe oczy?! Od kiedy? Ech, muszę się ogolić. Włosy ok, bo niedawno byłem u fryzjera. Ale za to daaaaawno nie wiedziałem się w lustrze. Nigdy nie interesowała mnie moja facjata, a lustro od zawsze kojarzyło mi się z próżnością. Nie chciałem powielać schematu macochy śnieżki ... Jeszcze bym się w sobie zakochał. Haha, dobre. Pośmieję się sam z siebie, może mi przejdzie ta zawiecha. Nieźle się zmuliłem. Gorzej niż Kacper na imprezie. Na niego to nie lecą. No rejczel, on to nie ma brania, bo ... podobno nie ma tego CZEGOŚ. A tak przynajmniej mówiła Lucky. Uch, Lucky! Że też i ona musiała mi się przypomnieć ...
Wypiłem trzy kubki herbaty,Siedziałem ze zwieszoną głową bezczynnie do północy. Ktoś mnie chyba zgasił. Jak palącą się świeczkę przykrywa się korcem, to gaśnie, prawda?




Komentarze

Popularne posty