"Tratwa, ponton, czy parasol?" czyli rozdział VI


- … ponieważ harmonia, to nie tylko pisanie jakichś szkieletorów, to także przedmiot praktyczny!- klasa aż zadrżała, wszyscy przesłali panu paniczne spojrzenia.
- Czy to znaczy, że będziemy musieli grać?- zapytała Ola.- Ale przecież to niewykonalne! Ja na pianinie umiem tylko rzeźbić.
Pan Osada pełen satysfakcji, która malowała się na jego twarzy, z gracją zasiadł przy instrumencie, po czym zaproponował uczniom, aby opuścili swoje ławki i podeszli do niego- z krzesełkami. Kiedy już wszyscy byli na swoich miejscach (możliwie jak najbliżej klawiatury, aby wszystko widzieć)  zaczął objaśniać  na czym będzie polegała praktyka na lekcji harmonii. Aby wykład nie wyglądał sucho, podpierany był muzycznymi przykładami, nie zapominając o wielkim mistrzu, którego nazwisko brzmiało „strumyk” ( może- tak jak strumyk, to zależy od interpretacji) po prostu BACH. Uczniowie (niektórzy z wolna, których nazwisk nie wymienię, albowiem póki co, sławni nie są ) zaczęli przetwarzać przekazywane informacje. Po głębszym zastanowieniu, nie-pianiści doszli do wniosku, że zapomnieć o „disco polo” będzie trudno, skoro do tej pory tylko tak się POGRYWAŁO, bo GRANIEM tego nazwać nie można. Tak to już jest.
- W związku z tym co wam dzisiaj powiedziałem  , mam dla was zadanko- w tym momencie pojawił się strach w oczach uczniów- „ jakby załagodzić sytuację?”- Bardzo proste!. Na czterech  akordach: Tonisi, subdominancie, dominancie, i dominancie 6 4; ułożycie ćwiczenie w prostej tonacji – c- dur także jest dopuszczalna.
 Klasa milczała. Słychać było, jak Karol czyści okulary. Asia patrzyła w podłogę- zapewne zastanawiała się nad tym co teraz będzie z biedną skrzypaczką. Piotrek już zaczął obmyślać, jak będzie wyglądać jego zadanie, zaś Łukasz szukał wymówki-  w jaki sposób dało by się opuścić zajęcia „ chyba powiem, że miałem wizytę u dentysty ”.
- Rozumiecie zadanie?- Uczniowie, jakby wyrwani ze snu nieśmiało pokiwali głowami. W Bułgarii oznaczałoby to „NIE”. :)- No to dobrze. Znikajcie na następne zajęcia.- Jedenaście razy szurnęły krzesła, również jedenaście razy odpowiedział im „do widzenia” i tyle ich widział.
                               (…)



Tydzień później, kiedy wyszedł z sali, aby jak gospodarz  witający gości z wrodzoną gościnnością, zaprosić wszystkich do środka, spostrzegł tylko jedną, na oko zbłąkana duszyczkę snującą się po korytarzu. Przetarł okulary, aby sprawdzić czy na pewno są czyste, i dopiero uwierzył swoim oczom.  Osoba, która przybyła na zajęcia nosiła nazwisko od zadomowionego drapieżcy, który niegdyś zasłynął z uratowania Europy przed epidemią, wytępiając szkodnika roznoszącego choróbsko.
- Tylko ty jesteś?- Nadal  nie dowierzał Pan Osada.
-Yhy- żadna mądrzejsza odpowiedź jej się nie nasunęła. W sumie … co mądrego można powiedzieć o tym, czego nie ma ?
-No cóż … w pojedynkę raczej nic nie zdziałamy. W tej sytuacji pozwalam ci iść do domu.
-Przykro mi, ale jestem skazana na pobyt w Legnicy do godziny 18:02, a następnie będę marznąć na przystanku w Karczowiskach jakieś pół godziny.
- A dlaczegóż to?
- „Poniewóż” nie mam wcześniej autobusu. Jestem uziemiona .
_ A może nie do końca?- tu nauczyciel zaczął rozmyślać.- Macie tam jakąś rzeczkę?
-W Zimnej Wodzie jest strumyk, który wpada do rzeki w sąsiedniej wiosce, a ta z kolei jest dopływem Kaczawy.
- No widzisz, jest rozwiązanie! Możesz szybciej wrócić do domu.
Ola wyobraziła sobie, ( bo wyobraźnię to ona ma, i to jaką bujną), że płynie po Kaczawie na krze, która za chwile ma pęknąć, przyśpieszony ze strachu ciepły oddech jeszcze pogarsza sytuację, ponieważ topi lód. Nie , żeby dbała chorobliwie o wygląd, ale w  mokrych i źle ułożonych włosach, z rozmazanym tuszem, wyglądała zupełnie jak bojaźliwe, leśne zwierzątko, nie jak rasowy kanapowiec .Co za straszna wizja! Na szczęście szybko się z niej otrząsnęła.
- Dobrze by było, gdybym miała jakąś łódź, lub przynajmniej ponton. Niestety nie mam i tu jest problem. Nawet tratwy nie umiem zrobić.
-Och, zawsze się coś znajdzie!- odezwał się niezbity optymizm nauczyciela.
-Jasne. Przecież Puchatek płynął na parasolce. Po raz pierwszy w życiu żałuję, że nie jestem pluszowym niedźwiadkiem.
Pan Osada postanowił zmienić temat.
- O moje biedne nauczycielskie serce krwawi! Dlaczego wszyscy mnie zlekceważyli? Czyżby nie kochali harmonii ?
- O nie , na pewno ja lubią , tylko wystraszyli się tej praktyki, bo nie umieją grać na pianinie. Swoją drogą to ich rozumiem, nawet bardzo dobrze. No ale w końcu jestem jedyną osobą, która nie stchórzyła   i przyszła na zajęcia jak należy.- Ola uśmiechnęła się i oparła o ławkę.
- No nic … to ty Kocie się czymś zajmij, a ja idę wykorzystać swoje „okienko”. Do wtorku kotku!
- Do widzenia !- Ola widziała, jak pan znika za drzwiami i starannie je zamyka. Przeciągnęła się po kociemu, a następnie wyciągnęła z plecaka swoją ulubioną książkę.

                                 ***
(…)Osoby, którym wydawało się, iż wieczna ucieczka jest sposobem na życie,  w końcu doszły do wniosku, że tak na dłuższą metę jest to uciążliwe. Po dwóch tygodniach prawie wszyscy zdali ćwiczenie. Okazało się nawet, że to nie  takie trudne. Na następne zajęcia przyszło zaledwie czterech uczniów. Zadowoleni z ocen dumnie siedzieli w swoich ławkach, a tymczasem pan obmyślał, jak by tu popsuć im stopnie.
-Tak nie może być.-  powiedział pan Osada i cmoknął z niezadowoleniem.-ja wam za dobre stopnie daję. Coś tu trzeba zmienić, jakieś gorsze oceny wpisać.- przewertował dziennik, zdjął okulary i zapytał-  Chcecie nowy temat, albo wolicie się czymś zająć sami? Co o tym myślicie?
- Możemy się czymś zająć- zadecydował Piotrek
-Tak tak, ja też uważam, że to dobry pomysł. Onegdaj Piotrze myliłeś się, jeno ja nie jestem pewien kiedyż to było.- przytaknął mu Krzysiek
-Dooobrze, tylko musimy jakiś mądry temat wymyślić, żeby później nikt się nie czepiał … O, ten będzie dobry- i zajął się wpisywaniem do dziennika.-A wiecie, ze co trzeci człowiek to Chińczyk?
- To prawda, coś o tym wiem- mam chińskie korzenie- pochwalił się Łukasz
-A niby jakie? Parę paczek imbiru w szufladzie?- Ola uniosła głowę i wyprostowała się- A tak w ogóle to słyszeliście, że Chińczycy sprzedają czyste powietrze w puszkach ?
-No co ty, ja już to dawno wiedziałem- Łukasz rzucił jej krzywe spojrzenie
- A skąd wiedziałeś? Imbir ci to powiedział?- odparła i na tym postanowiła zakończyć. Zatopiła się w lekturze. Piotrek i Krzysiek już dawno się uczyli i nie zwracali na niego uwagi. Łukasz fuknął ze złości i zaczął nucić pod nosem, bo nie chciało mu się uczyć. Asi nie było i nawet nie miał kogo podenerwować.
-A co się dzieje z Sandurą? Dawno go nie widziałem. Przekażcie mu, że jest poszukiwany.
Po chwili milczenia dodał- Czy macie jeszcze dzisiaj jeszcze jakieś zajęcia? Tak? W takim razie posiedźcie tu do … a niech stracę – szóstej, a potem możecie iść na następne lekcje.- powiedział nauczyciel, a następnie włączył laptopa i do końca lekcji się zza niego nie wychylał… no może raz, kiedy rozmawiał przez telefon z córeczką :)

Komentarze

Popularne posty