Rozdział V "Złota Polska Jesień, Wagary, kraina krasnali i Burek"


-O matko, ja już tu nie wytrzymam. Znowu ta harmonia.Szczerze nie chce mi się iść.
-Wytrzymasz. Pomyśl, to tylko do osiemmnastej trzydzieści … A potem kształcenie… do dwudziestej- Ola zaśmiała się
-No to nie bardzo mnie pocieszyłaś. Ach, do tego wszysytkiego rzepka mnie boli- żaliła się Asia- Chyba znów będzie zmiana pogody.
-Coś ty! Zapowiadali że przez cały tydzień ma być ładna pogoda.     
Dziewczyny podeszły do okna. Skorzystały z okazji, że po korytarzu nie kręciła się żadna z woźnych i usiadły na parapecie. Na niebie dokładnie widoczne były cirrusy, które wolno przemieszczały się z zachodu na wschód, co rzeczywiście oznaczało, że Karolina miała rację. Najwyraźniej Złota Polska Jesień rozgościła się na dobre.
- A myślałam, że moje kolano nigdy mnie nie myli …- Asia westhnęła i zeskoczyła z parapetu. Po chwili złapała się za nogę i jęknęła- Oj, ale ja głupia jestem, po co skakałam, teraz mnie jeszcze bardziej boli. No pięknie! Ałaaaa!
- O popatrzie! Szymon idzie- Ola ze zdziwienia mało nie wypadła przez okno- A o mu się stało, że tak wcześnie? Jest jeszcze 15 minut do lekji, a on już przed Akademią.
Po chwili usłyszały znajome kroki. Był już blisko. Chyba nie poszedł do  szatni- pewnie znowu zapomniał o butach zmiennych. Ale najwyraźniej udało mu się uciec przed woźną, która  musiała być naprawdę bardzo zajęta, że go nie zauważyła. Szymona można określić jako typ człowieka o mocnym charakterze, nieprzejmującego się tak przyziemnymi sprawami jak noszenie butów zmiennych, czy też przygotowanie się na harmonię i kształcenie. On po prostu żył swoim JAZZem, a reszta stanowiła dodatek do ciekawego i przepełnionego muzyką życia.
Dziewczyny pomachały mu przyjaźnie. Kiedy  stanął obok nich, każdej „przybił żółwika”
I powiedział z niewyrażną miną                                                                          
-Słuchajcie, powiedzie facetowi, ze mnie nie będzie, bo … yyyy… wymyślcie coś! Nie mam ochoty tu siedzieć i zmulać do dwudziestej.
-O, następny. Wy się chyba umówiliście z Aśką- zażartowała Ola. Szymon udawał, że nie poznał się na tym  żarcie. Potraktował go jak wiekszość bezwartościowych słow, czyli tak, jakby to zdanie nigdy nie zostało wypowidziane.
-A ty to niby talka pilna jesteś? Ja myślę, że jakbyśmy raz zwiali całą klasą, to by się nic nie stało. Patrzcie jak dzisiaj pięnie na dworze.  Szkoda tych ostatnich ciepłych dni.
- Ale co powiecie? Przecież musicie wymyślić jakiś sensowne  wytłumaczenie.- Powiedziała Karolina- ja z wami w grupie nie jestem, ale chyba tez nie pódę na zajęcia.
-  Wkręcimy, że mieliśmy próbę do bierzmowania i tyle. To … czekamy na resztę i  idziemy.
- Dobra ,jak wszyscy idą, to ja też, chociaż wiem że nie powinnam opuszczać  harmonii, bo nic nie rozumiem.- powiedziala Ola
- Co się martwisz, kobieto? Ja też nic nie rozumiem, nie jesteś sama.- odpowiedziała jej Asia- Uważam że wagary to dobry pomysł. Ufff, będę wcześniej w domu.
-Ale nie cieszcie się za wcześnie, bo zaraz przyjdzie jakiś kujon typu Stępień i lipa będzie z ucieczki.
-Szymon Stępień to ja! Wypraszam sobie.
-Oj sorry, coś mi się pomieszało. No tak, przecież to ty masz tak na nazwisko!
- Idę obczaić czy są już w szatni- Ola wstała, poprawiła spódnicę i poszła w stronę schodów. Zniknęła im z oczu, ale tylko na parę sekund. Po chwili wszyscy rozpoznali dwa prawie identyczne tenory i towarzyszący im roześmiany, niewysoki głos kobiecy- Ola wracała z bliźniakami- Marcinem i Karolem.
-Wiecie już, że idziemy na wagary?- spytała Asia
- Ola nam już powiedziała … Ej słyszycie to?
Wszyscy zaczęli nasłuchiwać. Pod kimś nieźle skrzypiała podłoga. ( Ciekawe czy też się uginała? )Kroki stawały się coraz  bliższe. Nikt z klasy nie był zdziwiony, kiedy okazało się, że należały one do Łukasza.
Do lekcji zostało pięć minut… co robić? Gdzie teraz iść? Na szczęście przecież przyszedł klasowy „Pomysłowy Dobromir”. Co prawda, to prawda- żaróweczki to się u niego często świecą nad głową- ale  nie tyle  z fascynacji „Dobromirem”, co z  zamiłowania do elektryki. Ciekawre skąd on bierze wszystkie swoje pomysły? Czy nie ogląda przypadkiem za dużo „Fineasza i Ferba”?
- Słuchajcie … - zaczął – schowamy się teraz wszyscy w toaletach, żeby nas nikt nie zobaczył.  My do męskiej, wy do damskiej. Ja wam wyślę sygnał kiedy wyjść, dziewczyny. Potem zbierzemy spóźnialskich i zwiewamy ze szkoły. I co? Git plan , nie?- 
-No to co ty tu jeszcze robisz? Idziemy Łukasz!- Asia pociągnęła  Łukasza za rękaw i wszyscy poszli w stronę toalet. Kiedy  już klasa się schowała, dziewczyny po chwili zorientowały się, że przecież w każdej chwili do łazienki może wejść nauczyciel, nie mogły się powstrzymać od śmiechu. Zaczęły się nudzić, więc postanowiły poprawić makijaż. Kiedy skończyły się malować usłyszały sygnał Łukasza, więc wyszły.
                   ============***===========
-Ej no nie wiem. Nie po to jechałem tu z Lubina, staciłem duzo czasu i  kasę na bilet, żeby teraz tak po prostu sobie pójść. Ja idę na lekcję- uparł się Piotrek.
- Ja też idę, a wy róbcie co chcecie- powiedział Krzysiek                                    
-W sumie … chyba macie rację. Może ja też pójdę na ta harmonię?-zawahał się Artur
-Ludzie, co z wami? Naprawdę nigdy nie opuściliście lekcji? Ja was nie rozumiem. Ok., nie to nie. Miłej harmonii. Ja lecę.
-poczekaj, ja tez idę – krzyknał Szymon. Pobiegł za nią, a po chwili Łukasz zrobił to samo.
-Chodźmy, co będziemy tak tu stać?- powiedział Piotrek i wszyscy chłopcy poszli za nim na górę. Ola została sama,  przez chwilę zastanawiała się, czy może jedak pójść na lekcje. Zobaczyła za oknem oddalającą się trójkę wagarowiczów. Na dziedzińcu był niemały ruch. Na koniach przed akademią siedziało dwóch pięciolatków. Niektóre dzieci biegały w kółko,  inne tańczyły i  śmiały się i skakały, bądź próbowały wdrapać się na scenę, ktorej jeszcze nie złożono po koncercie a wszystko to było tak kolorowe, że aż miło było było popatrzeć. Przez barwny tłum  zaczęła  przebijać się jedna osoba, która jako jedyna ze wszystkich zebranych na dziedzińcu  młodych ludzi odnalazła  cel i miejsce w całym swoim zabieganym życiu  i postanowiła zmierzać prosto do niego  . Miejcem do którego szedł ten człowiek była oczywiście Akademia Rycerska. To Mateusz, który wyrózniał się nie tylko pewnością siebie ale i wielkością . Gdy minął „krainę krasnali” znalazł się tuż przed ciężkimi, starymi drzwiami.
Ola czekała, aż Mateusz wejdzie na górę. Kiedy tylko zobaczyła go na schodach pomachała mu przyjaźnie.
-cześć- przywitał ją Mateusz.
-Cześć. Słuchaj nie wiem co robić. Część klasy poszła na wagary.
-Hmmm … no to nie wiem. Mogę zadzwonić po starego, żeby przyjechał wczesniej i wrócimy zaraz do domu.
-Ale co mu powiemy? Przeciez nie będziemy kłamać.
- W takim razie podjęcie decyzji zostawiam Tobie.
Przez chilę milczeli. Ola przerwała ciszę:
-Dobra idziemy na tą harmonię, no trudo- w najgorszym wypadku zasnę. A może coś zroumiem z lekcji? Przynajmniej nie będę musiała nadrabiać.
-Ok., masz rację. To chodźmy szybko, bo już jesteśmy spóźnieni.
Wbiegli po schodach. Przebiegli przez korytarz i weszli do klasy. Ola usiadła w pierwszej ławce, tym razem sama, bo Asi nie było.
Z lekcji uczniowie zapamiętali dwie rzeczy: „ Nie krzyżujemy głosów ze względu na przejrzystość ruchu głosów:”  oraz „Jest wiele psów na świecie, które wabią się burek” :)

Komentarze

Popularne posty