Rozdział VII „ Zła data ,buty zmienne i świńska grypa”


-Poczekaj chwilę, zaraz ci dam !

-Wzięłaś na pewno?- spytał Łukasz.

-Tak. Jestem pewna, - Asia wyrzucała po kolei wszystko z torby. Wyciągnęła zeszyt od kształcenia i zaczęła nerwowo przerzucać strony.-O proszę, są  …- Asia podała mu dwie kartki.

-Ej źle jest! Niedobra data.

-Jak to? Przecież nie było cię dwudziestego pierwszego i siedemnastego, dobrze pamiętam- wtorek i piątek!

-Aśka, nie upieraj się tak, ja wiem lepiej kiedy mnie nie było.  Będziesz je pisać jeszcze raz.

-Nie mam zamiaru, bo jest dobrze. Patrz- w kalendarzu mam zapisane.- Łukasz wziął kalendarz i uważnie zaczął się przyglądać osobistym zapiskom Joanny S.- Wiesz ile siedziałam nad tymi usprawiedliwieniami? Dokładnie Pół godziny. Żeby uniknąć twojego marudzenia … próbowałam zmienic swoje pismo, bo wierz mi że nie jest łatwo podrobić charakter pisma twojej starej. A poza tym, nad swoim też się męczyłam, bo nie mogło być podobne do twojego, więc się teraz mnie nie czepiaj. W ogóle powinnam za to coś dostać, a ja ci to za darmo zrobiłam. To ostatni raz , pamiętaj! – Łukasz skrzywił się- O jejku masz problem. Jeśl naprawdę te daty są złe to powiesz , że się twoja mama po prostu pomyliła.

-Co jest? Czemu się tak kłócice?- Zapytała Ola, która właśnie weszła do szkoły.- spojrzała na usprawiedliwienia- Aaaaa, już wszystko rozumiem. Mam tylko jedną prośbę- nie dzryjcie się tak, bo słychac was od Muzeum Miedzi. Macie farta, jak Ksiądzyna tego nie słyszał. Ja już idę na górę. Winda jest zamknięta. Łukasz jeśli nie masz zmiennych, to ja nie wiem jak ty przejdziesz obok tej okropnej woźnej.

-Spoko Olka! Nie takie akcje się przeprowadzało. A sprawa jest prosta … schowam buty do plecaka, a jak wejdę na drugie piętro- założę je spowrotem.

-A to ty taki cwany jesteś? O, to ja nie mogę się doczekać,  muszę to zobaczyć na wlasne oczy, bo nie uwierzę J/- powiedziała Ola.

-To co … Zbieramy się?- zapytała Asia.

-No dobra ,chodźcie-  Łukasz wziął plecak i poszli razem do szatni.
                      _______________***_________________

-A buty gdzie?- krzynęła  bardzo zdenerwowana woźna.  Łukasz zatrzymał się, i powoli obrócił w stronę „strażnika zmiennych butów”- cerbera w ludzkiej skórze, o oczach jak dwie rażąco  niebieskie nakretki po wodzie niegazowanej, które w tej szkole funkcjonowały jako „bloczki z numerkami” do szatni.

- No jak to gdzie? W szatni, elegancko w reklamówce.

-A dziwne że jakoś nie widziałam że oddawałeś.

-Ale ma pani dzisiaj …pięknie ułożone włosy!- Łukasz wymyślił na poczekaniu.

-Przynieś mi te buty i pokaż, bo nie wpuszczę cię na górę
Łukasz z dobrze  wszystkim znanym, udawanym „fochem”,
powiedział do kobiety:

-Nie? Dobra bez łaski, nie pójdę na lekcje, a panu Benedyktowi będzie bardzo smutno.

-Przynieś buty!- przynagliła go sprzątaczka.
Kamosz westchnął i niechętnie poszedł do szatni ( z plecakiem). Wrócił z butami w ręce.

- I widzi pani? Nie wierzyła mi pani, że zostawiłem  je w szatni. W  A ja taki porządny i fajny chłopak jestem. Ja nikogo bym nie oszukał. Prawda, dziewczyny?

- Taaak, tak Łukasz i zawsze dotrzymujesz słowa- Asia wysmiała go.

- O widzi pani jakie fałszywe? Po prostu nie do pomyslenia!

- Idźcie już na lekcje.- powiedziała woźna i skierowała się w stronę „swojej siedziby”, była już strasznie zła i głodna.
Łukasz korzystając z okazji, wbiegł czym prędzej po schodach, z butami w plecaku. Kiedy woźna już usiadła za biurkiem nagle przypomniała sobie, że przecież uczeń nie odniósł butów. Ale zorientowała się za późno, Łukasz był już   daleko.  Machnęła  na  to
ręką … przeciez kiedyś go przyłapie i wtedy … co wtedy? jeszcze nie wiedziała co z nim zrobi, ale przecież miała duzo czasu, żeby coś wymyslić. Szybko jednak o tym zapomiała, bo zagotowala się jej woda na truskawkowy kisiel. J
   _________________________***________________________

Pod klasą stali już prawie wszyscy. Uczyli się ćwiczeń dwugłosowych. Nagle uczniowie umilkili, bo zobaczyli, że ktoś idzie .
-Eeee, to tylko Jasińska- powiedział Artur.

-Cześć!- krzyknęła Joasia J.

-Oooo witamy panią serdecznie po tak długiej nieobecności. A co się stało że jednak zaszczyciłaś nas swoją OBECNOŚCIĄ?- zaciekawił się Krzysiek, który na chwile oderwał wzrok od książki.

-Nie, niech lepiej nam powie, gdzie była, jak jej nie było- Szymon kopnął śmiejącego się Kamosza. Łukasz zaczął słuchać.

-No w domu, chora byłam- odpowiedziała Asia

-Jaaaasne, tak się tylko mówi- zadrwił  niej Piotrek- A jaka jest nieoficjalna wersja? Mów, my się nie wygadamy, możesz nam zaufać!

- No przecież mówię prawdę … byłam chora

-Ponad trzy tygodnie? A może to świńska grypa?- zastanowił się Karol

-Ty, nie świńska, tylko Jasińska- podpowiedział mu brat ksero.

-Chłopaki, dość ! to przestaje być śmieszne.- wtrąciła się Ola

- A co to, Asia się na żartach nie zna?- zdziwił się Artur

-Znam, ale sa pewne granice- oburzyła się Joanna

-O ja nie mogę, obraziła się!- Załapał Marcin Fedko.

-Asiunia, nie martw się, ja cię pocieszę-  powiedział Łukasz, klasowa wizytówka i maskotka (niezłych rozmairów) zarazem.

-Nie dzięki, już mi przeszło- odpowiedziała mu z niesmakiem

-Na pewno? Bo wiesz, jakbyś …

- Dobra  dobra, nie trzeba, naprawdę !

- A wy już się kłócicie … no i po co?- Ola podeszła do drzwi numer 223 i nacisnęła klamkę. Jasność wnętrza oślepiła wszystkich koczujących od pół godziny na korytarzu. A w świetle klasy był Pan Benedykt. Naturalnie, zaprosił wszystkich do środka na kolejną ciekawą lekcję.
      ___________________***__________________



- O, pan Kamosz Łukasz! Czemu pana nie było na ostatnich zajęciach?- Nauczyciel popatrzył na lekko zmieszanego ucznia.

- A to może Asia powie, oddaję głos pani z numerem 8.- Łukasz zabrał Asi numerek z szatni i zaczął nim podrzucać.

-Co, ja? No to … Mieliśmy… zebranie w… szkole. Szymon też. Mamy usprawiedliwienia.

-To dajcie…-  Asia S. wstała, podeszła do biurka i podała panu dwie kartki. Pan Ksiądzyna popatrzył uważnie na usprawiedliwienia i po chwili odhaczył nieobecności. Po tradycyjnym odpytaniu z gam, interwałów, akordów (które wyjątkowo dzisiaj nie wychodziły i z tej okazji wyciagnął zza tablicy kartę z baranem- naszym kolegą) i czworoboczków, zwrócił się do klasy:

-Kochane rybeńki! W domeczku …

-Lubię domek… a może byśmy już poszli?- wtrącił marcin Fedko

- W domeczku nauczycie się ćwiczonek od 31 do 36 włącznie.

-Proszę pana, a czemu tak dużo?

-Kotek, a chcesz bonusik, jeszcze pięć?

-Nie no, skądże znowu, nadgorliwa nie jestem.

-Wiemy co jest zadane? … To możecie iść.

- Do widzenia!

-Do widzenia, patafiany, jak się nie przygotujecie, to dostaniecie dwa razy tyle. Rozumiemy się?

-Nauczymy się, nauczymy- w imieniu klasy obiecała Asia Stępień

-No, żebyście mnie  mnie nie zawiedli. Pan Łukasz tyle razy obiecywał, a dziś znowu się popisał.

-Proszę pana, ja zaśpiewałem dzisiaj wyjątkowo ładnie!

-Bodaj byś ty się obsikał, panie Kamosz.
-Ale, że co???

-Ty gadzie dobrze wiesz, co.

-Życzę panu miłego weekendu!

-I nawzajem gamoniu. A w poniedziałek masz być choćby nie wiem co … Nawet z głową pod pachą, z truną na sznurku! Piszemy wszyscy sprawdzianek, a jak kogos nie będzie, oj to  ręka, noga …

- Mózg na ścianie!- dokończył Łukasz.

Komentarze

Popularne posty