"Proza zwrotu do Adresata- ubrana w prostotę autobiografia ..."

        Chciałeś się dowiedzieć ode mnie więcej. Nie wiem co dokładnie chciałbyś wiedzieć, ale domyślam się, ze po prostu chcesz znać prawdę o mnie, o tym co w sobie kryję. Na twoją prośbę kreuję opowieść  bazując na moich doświadczeniach. Postaram się zawrzeć najważniejsze wydarzenia, do dnia dzisiejszego.
                                                             *** *** *** *** ***
Ludzie mnie nienawidzili. Są prawdy niepodważalne i ten fakt właśnie do nich się zalicza. Powodem zaliczenia bezsenności, depresji i nerwicy natręctw zapewne nie była śmierć ojca, chociaż  byłoby to najlepszym wyjaśnieniem mojej nienormalności. Uparty psycholog twierdził, ze moje problemy są  wynikiem brakiem pewnego składnika w mózgu o trudnej nazwie. Ale nawet lekarz może się mylić ... Ja wiedziałam, że geneza tych nieszczęsnych doświadczeń tkwiła w braku akceptacji . Bo byłam inna  i nie wiem czy to dobrze czy źle. Nie pasowałam nigdzie.( Taki puzzelek z innej układanki.). Zawsze miałam jedno marzenie- być taka jak wszyscy ... żeby wyjść z centrum nieuzasadnionego pośmiewiska. Moim odpowiednikiem był Herkules obdarzony nadnaturalną siłą, nie potrafił wcisnąć się pomiędzy swoich rówieśników. On przynajmniej wiedział czemu jest odrzucony. Ja musiałam do tego dojść sama.
 Wychowywana pod szczelnym kloszem mamy, który miał mnie chronić od zła, wzrastałam w artystycznej wrażliwości, a powiedziałabym nawet - nadwrażliwości. Klosz był swego rodzaju Roszpunkową wieżą, z tym, że wyjściem była dla mnie szkoła a nie lina z długich,  złocistych włosów ...
 Włosy miałam faktycznie długie i złote. Czasami w świetle księżyca, kiedy była pełnia, mama podcinała je, aby lepiej rosły. Kariera muzyczna była mi zapisana od urodzenia- sławne rodzeństwo, znane nawet  poza granicami kraju wygrało ok 500 festiwali. I nikomu nawet nie przeszło przez głowę, że może być ze mną inaczej. Uczono mnie rozpoznawać instrumenty  po dźwięku. Już jako trzyletni brzdąc śpiewałam cichutkim głosikiem przy subtelnym akompaniamencie gitary, pianina na scenie a publiczność nie była dla mnie problemem. Żadnego stresu . "Ola na czym będziesz grać ?" pytała siostra - "na sksypcach"- odpowiadałam z uśmiechem. Miałam ponadprzeciętny słuch i nikt nie miał wątpliwości co do mojej skrzypcowej, świetlanej przyszłości.
    No ale jak to w życiu bywa ... Kiedyś dziecko musi iść do szkoły. Jako mała, nastawiona pozytywnie dziewczynka, nie doświadczyłam szczególnych nieprzyjemności w rodzinie.  Wiadomo, ze czasami tato nakrzyczał i postraszył ale to przecież było całkiem normalne i naturalne- z resztą zawsze było to uzasadnione i dobrze wiedziałam że jestem temu winna. Kochałam wszystkich-  (kiedyś pytana o to kogo najbardziej kocham odpowiadałam: "księdza ". Tak jakby na przekór. )Nikt mi nie mówił rzeczy przykrych, nie śmiał się z mojego wyglądu ani zachowania. Nic dziwnego, że szkoła była dla mnie szokiem. Jak wyjaśnić to, ze byłam nielubiana przez to, ze miałam wybite zęby ?  Bezskutecznie próbowałam się odgryźć, no ale skoro mnie tego nie nauczono to trudno wyczekiwać zadowalających efektów.  Walczyłam małym, wyszczerbionym mieczykiem ze słów, ale niestety każda bitwa był przegraną ... miecz ten nie posiadał chęci zadania bolesnego ciosu przeciwnikowi. Nawet gdyby taką moc posiadał, ja nie chciałabym śmiertelnie komuś tym zaszkodzić - nie mógł sie przebić przez  niewzruszoną warstwę gruboskórności ludzkiej Przestałam wierzyć w ludzi. Zaczęłam balansować nad przepaścią beznadziei. Jednak było coś co nie pozwoliło mi się poddać- wiara .
Potem pojawił się drugi problem. N ie mogłam tego zrozumieć przez dłuuugi czas, a kiedy już się obudziłam było za późno; otóż ... Rodzice i rodzeństwo uczyli mnie jak żyć w prawdzie i szczerości. Cóż ... nie powiedziano mi jednak, że takie zalety nie są cenione poza  moim prywatnym podwórkiem. Jak wszyscy wiem światem rządzą pewne nieścisłości do których należy się dostosować, inaczej ląduje się na marginesie społecznym. Ja tego nie wiedziałam. Kiedy mama mówiła "Olu, trzeba mówić prawdę" dla mnie zdanie to stawało się świętością. W rzeczywistości oznacza to : "Tak, prawda jest ważna, ale czasami  mile widziane są inne zachowania których wymaga od ciebie społeczeństwo. Jeśli komuś noga się powinie, coś przeskrobie lub oszuka zachowaj to dla siebie- jak by cie tam nie było. Co z tego, że ktoś cie prosił o to, ze masz takie rzeczy zgłaszać. Trzeba być lojalnym wobec ludzi. " Ale jak tu być lojalnym wobec jednych nie będąc lojalnych wobec drugich ? Przecież to bez sensu.  I ten sposób wartości, które uważałam za zalety stały się moimi wadami ... sprzeciwianie się bezmyślności ludzi i głupocie głoszonych przez nich "prawd" stworzyło mi wielu wrogów.  Co prawda, gdy moja mama dowiedziała się o moim zachowaniu, zaczęła mi tłumaczyć owe "nieścisłości rządzące światem" , ale zanim zrozumiałam o co chodzi było już za późno. Mimo iż z otwartymi ramionami chciałam przygarnąć cały świat, moje próby okazały się bezskuteczne. Wszyscy mieli mnie za smarkulę, której nie można lubić. Wiesz, że w takiej sytuacji jedynym wyjściem byłoby zmienić środowisko. Taka ewentualność nie wchodziła w grę, wiec zamknęłam sie w sobie. Grałam w samotnika każdego dnia stawiając się coraz bardziej smutnym dzieckiem. Nikt nie wiedział co mi jest. I potem to już wiesz, że był ten nieszczęsny psycholog i tabletki bardziej kolorowe niż moje życie...
   Potrzebowałam przyjaciela. Kogoś kto zaakceptuje mnie taką, jaka jestem. W dalszym ciągu nie pasowałam do moich koleżanek i kolegów, bo byłam bardzo utalentowaną i wierzącą dziewczynką, z głową jasną od blond włosów i poezji. Niezrozumienie przez świat wyraźnie zaczęło działać mi na nerwy, może dlatego stałam się wrednym stworzeniem, chociaż poza domem starałam się tego nie uzewnętrzniać .
 Pewnie dziwi cię to wszystko bo kiedy chodzimy razem (tak chodzimy ze sobą nie da sie tego ukryć- przecież nie raz idziemy razem na przystanek, czy do szkoły :D) śmiejesz się, że nie mogę przejść nie mówiąc komuś "cześć"(a wiedz, ze bardzo lubię z Tobą spacerować, szczególnie wieczorem, w blasku księżyca) . I tu rodzi się pytanie ----> skąd to się wzięło, skoro nie miałam przyjaciół. Co tak bardzo mnie zmieniło? Co mogło się stać, że w tak krótkim czasie otworzyłam sie i zyskałam tylu serdecznych znajomych, bez których nie wyobrażam sobie życia. Osoba która miała na to wpływ to właśnie Ty.
 Rzucę niewinną datą : 2 czerwca 2009 roku. Na pewno nie pamiętasz co wtedy było, w sumie nawet mnie to nie dziwi- bo pewnie już zapomniałeś co było wczoraj ... Otóż tego dnia mieliśmy sprawdzian z literatury. To była deszczowa i ponura sobota. Miałam dobry humor na przekór pogodzie, a zdziwienie z tego powodu było uzasadnione, ponieważ, jak ci wiadomo, miewałam częściej zły nastrój ...  jakoś o 10 wyjechałam z domu samochodem z moją mamą i jej przyjaciółmi z Niemiec. Bernard zawiózł mnie pod szkołę i pojechał razem z moją mamą i swoją żoną na rynek, gdzie kwiaty w doniczkach uginały się pod ciężarem kropel przezroczystego deszczu.
 Zostawili mnie w jednym z moich najukochańszych miejsc- w akademii rycerskiej, jaśniejącej od nowych czerwonych dywanów i artystycznych dusz. Z uśmiechem na twarzy weszłam do tak dobrze znanego mi budynku w który spędziłam większość swojego życia. Sprawdzian poszedł mi dobrze- co z tego że Moniuszkę "pochowałam w Krakowie? :) Moja praca mimo to była bez większych zarzutów. Wyszłam z sali i usiadłam na parapecie . w tej szkole było to zabronione, ale w sobotę woźna przymykała na to oko :) Na korytarzu było parę osób z mojej klasy. Był Szymon, była Asia ... I czekaliśmy aż wszyscy skończą. Wyszedłeś triumfalnie z sali (ach ta Twoja pewność siebie). Praktycznie nie wiedziałam o Tobie nic. Z tego co głosił ciemny lud, byłeś osobą, zimną i nieprzyjazną, o wrogim spojrzeniu, dość wyniosłą i zbyt dumną (Czyżbyś był odpowiednikiem Darcy'iego? <3 )  Nie wiem co za kretyn wymyślił ci ten stereotyp, ale nie przejmuj się- przecież ja miałam podobny ... Stereotypy tworzą prości ludzie, którym nie chce się wejść wgłąb człowieka, poznać jego duszę. Ograniczeni przez lenistwo zatrzymują się tam gdzie zaczyna się wysiłek, nawet ten intelektualny.
I wtedy zdarzyło się coś niezwykłego. Przekonana o tym, ze nikt nie może ( a szczególnie chłopak) zwrócić na mnie uwagi i żywo się mną zainteresować, doświadczyłam serdeczności z twojej strony. Nie ukrywam że był to dla mnie szok. Czemu to zrobiłeś? Jak wytłumaczyć ten ludzki odruch w nieludzkim świecie? I czemu podszedłeś akurat do mnie ? Wiem, że nie zasługiwałam zna żaden z twoich uśmiechów ani na żadne ciepłe słowo wypływające z przyozdobionych delikatnością ust. W jednej chwili zburzyłeś mój światopogląd tak misternie zbudowany z pesymizmu.  Od tej pory stałeś się dla mnie kimś naprawdę ważnym. Ktoś, kto zrzuca zasłony przysłaniające okno na świat musi być wyjątkowy.  Zrobiłeś to tak subtelnie ... W moich oczach odbiły się barwy dotąd mi nieznane- "popatrz ... nie wszyscy ludzie są tacy jak myślisz ." Turkusy dobroci, lazury koleżeństwa, szmaragdy przyjaźni ... Tak nagle mogłam namalować obraz, nie ograniczając się wyłącznie do skali odcieni szarości!
 I w pewnej chwili, odprowadzając cię wzrokiem, kiedy twoja postać ginęła w mrokach bramy dziedzińca akademii rycerskiej, zdałam sobie sprawę z tego że stałeś się dla mnie kimś bardzo drogim ... na miarę diamentu. Dałeś mi się odkryć. Poznałam tajemnicę o Tobie znaną tak niewielu osobom. I co z nią zrobiłam? Po pierwsze nie wiesz ile ludzi teraz wie, że jesteś inny niż im się wydawało. Po drugie ... Przełomem był mój wniosek- skoro masz na mnie tak ogromny wpływ, to chcę wiedzieć o Tobie wszystko- znać każdą kratkę na Twojej koszuli, zgadywać każdą Twoją myśl, liczyć i obserwować każdy twój krok. Wiedziałam, że życie zestawiło nas na zasadzie kontrastu. Lubię kontrasty i może dlatego zaczęłam się tobą interesować ... Tobie też podoba się połączenie błękitu i pomarańczy ?
   Nie wiem jak to się stało ale w końcu się w Tobie zakochałam. Ktoś mi zrobił jajecznicę z mózgu. Białko się chyba ścięło. Mimo iż wiedziałam, że to się nie uda, trwałam w nadziei, że może jednak, kiedyś ...
Nie uważam tego za mój błąd życiowy, choć można by tak na to patrzeć- przecież tyle czasu straciłam wzdychając do Ciebie, czekając na Ciebie na przystanku ( czasami wychodziłam pól godziny wcześniej specjalnie, żeby Cię spotkać)  jak wierny pies (a raczej suka, ściślej ujmując) wylewając żale na papier w postaci wierszy przesiąkniętych dramatyzmem. Ale nie mogłam ci tego powiedzieć wprost- bo bałam sie odrzucenia osoby, która poza kochającą rodziną obdarzyła mnie akceptacją jako właśnie jedn z pierwszych. Nie wiem czy nie przesadzam, ale czasami człowiek sobie coś wymyśli i trudno jest mu wybić to z głowy . A szczególnie głowy zakochanej. Żaden młot nie jest w stanie przebić się przez warstwę tak silną jaką jest uczucie. ;)
Następnie dowiedziałam się o istnieniu twojej dziewczyny. No był to cios na miarę sama nie wiem czego ... Wiadomość o zerwaniu z nią, była dla mnie takim kopnięciem nadziei. Ale przecież nie mogło być tak łatwo. W klasie pojawiła się istota o wdzięcznym, rzadko spotykanym  imieniu i radzę na tą kwestię spuścić zasłonę milczenia. W końcu i tak okazało się, że nie było sensu zawracać sobie nią głowy. A kiedy już miałam pewność, że nie jesteś nią zainteresowany postanowiłam rozpocząć działania mające na celu uświadomienie ci mojego zauroczenia ... Momentami wydawało mi się, że rzeczywiście też chciałbyś tego co ja ( np te teksty typu- a mnie nikt nie kocha, nie mam dziewczyny i jest mi smutno, mój status związku jest jasny- "samotny" ) ale chyba się przeliczyłam. Wczoraj to już naprawdę sięgnęłam szczytu swojej odwagi, ale czy ty to zrozumiałeś? Kiedy żaliłeś mi się, ze masz zimne dłonie ... Kazałam ci je pokazać . A kiedy ujęłam Twoją dłoń, myślałam, ze coś poczujesz. Poza ciepłem mojej ręki raczej nie poczułeś nic-  przynajmniej nie wymalowało ci się nic szczególnego na twarzy ... chyba, ze masz aż tak tajemniczą twarz.  Wiedz, że kiedy coś do mnie mówisz zawsze obserwuję twoje wargi poruszające się w rytm słów- tak jakby pływały w przestrzeni  bogactwa języka Polskiego.   Jednak najbardziej fascynują mnie  twoje oczy- dwa błękitne jeziora z czarnymi wyspami źrenic po środku, w które ukradkiem acz bezczelnie i często zaglądam, żeby odczytać prawdę płynącą z Twojego wnętrza.
 Kiedy uczysz mnie czegokolwiek, chłonę wo wszystko najlepiej jak umiem. Może dlatego jesteś jedną z niewielu osób, których wolę słuchać niż sama do nich mówić. Uwielbiam z Tobą tańczyć- wtedy czuję, że jesteś taki bardziej mój, chociaż wcale mój nie jesteś.
Mówisz, że szukasz dziewczyny. Nie prawda, że nikt cie nie kocha. Mówią, że najciemniej pod latarnią. Ale ty chyba mnie nie szukasz, a nawet jeśli szukasz właśnie mnie, to nie wiesz, że to MNIE chcesz odnaleźć. Może paradoksalnie powinnam usunąć się w cień, żebyś mnie zauważył ?
Nie lubię kłamać (tak jak i TY). Teraz też nie chcę tego robić. Powiem wprost: Kocham Cię. Tak po prostu- nie : za wszystko, lecz: mimo wszystko. Nie oczekuję od Ciebie współczucia, bo nie taki jest cel mojej wypowiedzi. nie chcę cię też do niczego zmuszać. Chciałam tylko, żebyś wiedział, ze byłeś i jesteś dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym. Ja mogę jeszcze na Ciebie poczekać. Ostatnio wyobrażałam sobie nasze rozstanie, które przecież nastąpi niebawem. Obiecałam Weronice, że zrobię ci scenę z płaczem pod pewnym warunkiem. Ale chyba nie mam na co liczyć. Z resztą boję się twojej reakcji ... Jeśli jednak mnie odrzucisz ? Co wtedy?
Mimo wszystko chciałabym, żebyś wiedział, że zawsze będziesz tym pierwszym. Chcę ci powiedzieć : dziękuję ...



Komentarze

Popularne posty