"Marzenie końca dekady "

Tego dnia mieliśmy wejść w nową dekadę ... Rozpocząć lata 50. Właściwie to nie byłam tym zbytnio podniecona, tak samo jaki metrem śniegu, z którego cieszył się każdy pospolity przechodzeń ... Jak dziecko.  Obdarte po wojnie szare i wyblakłe  kamienice  przypominały na każdym kroku o bladej rzeczywistości. Idąc wąską uliczką zbliżałam się do  świeżo odbudowanego rynku. Mój beżowy kapelusz mienił się w świetle na skraju wyczerpania żarówki latanii, wściekle pomarańczowej poświacie. Znów zaczęło prószyć . Głupi opad- też sobie wybrał porę- musi padać właśnie wtedy  kiedy ja idę ?!
Przed oczami obce twarze rozmywały się, i jakby nagle przestawały istnieć . Szukałam tej jednej. Ocierałam się o mokre i nieprzyjemne w dotyku  płaszcze i futra. Nigdzie cię nie było ... Nie traciłam nadziei- przecież obiecałeś, że się zjawisz. Obiecałeś ...
Ktoś rzucił we mnie śnieżką. Odwróciłam się ... To dzieciak podobny do Chaplinowskiego "Brzdąca". Otrzepałam swoje lisie futerko z porządnie ulepionej kuli- dobrze, że smarkatemu nie przyszło do głowy włożyć do środka kamienia. Powoli zaczęłam zamarzać . Moje nogi w cienkich rajstopach z wolna zaczynały mrowić z zimna, tak jakby mi drętwiały. Zaczęłam je lekko poklepywać rękami - nic to nie dało. Jedyne co mnie rozgrzewało to złość na ciebie- jak zwykle nie byłeś na czas. Nerwowo spoglądałam na świeżo odremontowany ratuszowy zegar.  W pół do jedenastej. To już dwa kwadranse spóźnienia.
Swoją drogą czy mi się znudzi ciągłe czekanie na Ciebie? Zawsze jest to samo. Ale ja jestem kobietą z klasą. Nie wypomnę Ci tego, nie skomentuję ani słóweczkiem. Po prostu nie odezwę się na ten temat, jak gdyby nigdy nic i to cię zaboli. Bo zasłużyłeś na moją pogardę, aczkolwiek nie mam zamiaru strzępić języka ... Przecież i tak się nie zmienisz.
Nasza sytuacja jest niedookreślona. Nie wiem kim dla ciebie jestem. Nigdy mi o tym nie mówiłeś. Obserwując twój olewatorski stosunek i brak szacunku do mojego czasu zapewne nie jestem dla ciebie kimś ważnym. Och jak podle się czuję. Ludzie zaczęli się za mną oglądać i to nie dlatego, ze mam ładne nogi ... Ale dlatego że stoję tu już prawie godzinę. Czyż to nie śmieszne ?
-Hej panienko! Właź do środka, bo zamarzniesz i będę cię miał na sumieniu.- zawołał wysoki brunet, na oko lat 40. Och jaki troskliwy ! No jego żona to ma szczęście.
-Nie dziękuję. Jeszcze chwilę postoję. -odpowiedziałam ze zdrętwiałymi ustami. Mężczyzna wzruszył ramionami i zamknął za sobą drzwi.
W bloku naprzeciw mnie wszystkie okna były rozświetlone. Patrzyłam jak mieszkańcy obchodzą sylwestra. W większości mieszkań po prostu domownicy siedzieli przy rodzinnych stołach. Gdzieś w głębi pokojów zapewne grały jakieś zachrypłe  odbiorniki radiowe. Ale były też takie mieszkania, w których trwała sylwestrowa impreza. W pewnej chwili do okna na parterze podbiegła ciekawska dziewczynka i przytuliła nos do szyby. Bacznie przyglądałyśmy się sobie nawzajem . Sama nie wiem czemu, ale nagle wydała mi się jakaś znajoma. W końcu znudziło się jej dotrzymywanie mi towarzystwa. Poszła sobie a ja zostałam sama.
Na niebie zabłysnęła pierwsza petarda- hit sezonu sprowadzony zza granicy. Rozświetliła niebo milionem małych iskierek i umarła wśród ciemności sylwestrowej nocy. To wszytko byłoby takie cudowne, gdyby nie pewien fakt ... Fakt, że śnieg pokrywa mnie tak dokładnie iż zaraz zamienię się w śniegowego bałwanka, a kto by z bałwankiem chciał iść na bal? Bałwanowi można ewentualnie założyć garnek na głowę, wetknąć miotłę w rękę a buzię zatkać gorzkimi węgielkami. I tak mi już gorzko w ustach, a jeśli dostanę miotłę to przynajmniej będę miała ci czym przyłożyć ...
Chyba cię zabiję ... z zimną krwią, bo trudno o gorącą kiedy na dworze -5. To miał być wspaniały sylwester. Wszystko zepsułeś. Chyba już wrócę do domu o ile nogi pozwolą  mi się poruszyć ...
Ktoś położył mi rękę na ramieniu. W pierwszym momencie wystraszyłam się, ale kiedy uświadomiłam sobie kto za mną stoi miałam ochotę wyciągnąć scyzoryk z kieszeni.
Odwróciłam się powoli." Tylko bez nerwów! Kamienna twarz i zacięta mina...". Myliłam się. to ty zabiłeś mnie pierwszy- ja bałabym się spojrzeć komuś w oczy po czymś takim. Ty z bezczelnym uśmiechem przyglądałeś się mojej rozgniewanej twarzy.
-Koledzy z pokoju przestawili mi zegarek o godzinę ... pomóż mi wymyślić zemstę, co?
Milczałam. Jak by mi ktoś zakneblował usta. Przecież nie skłamię i nie powiem ze się nie gniewam. Nie znoszę kłamstwa. tak samo jak i tej sytuacji. Kretyn z ciebie.
Dotknąłeś mojej dłoni i tym samy pohamowałeś chęć uderzenia cię w twarz.
-O nie! Masz ręce jak lód. Jak ja mogłem do tego dopuścić. Strasznie mi przykro ... Co ja narobiłem  ?! Na dodatek nie masz rękawiczek. Weź moje. Chodźmy do środka. Za długo tu stoisz.
"No w końcu mądra, męska decyzja. Ja mam cię wychowywać ?!"miałam ochotę to wykrzyczeć.  Wziąłeś mnie pod rękę i poszliśmy do umówionego lokalu. Bal już dawno się zaczął.
                                                                                ***
Zdjęłam okrycie. Sam przyznałeś że sukienkę miałam nieziemską- uszytą z delikatnego materiału, w moim ulubionym kolorze, stworzona idealnie dla mojej figury- mocno ściśnięta w talii i opływająca na biodrach ...
Sala była ogromna. Mieściło się w niej około 300 osób. Na końcu sali była ustawiona scena- muzycy śpiesznym krokiem przemierzali ją w tę i z powrotem. W blasku reflektorów błyszczały instrumenty- złota trąbka, smukły saksofon, wdzięczny klarnet i stare, przedwojenne pianino. Lokal był pięknie przystrojony- wszędzie wisiały kolorowe dekoracje i lampy dające nieostre światło. Kiedy spojrzałam w górę zorientowałam się, że stoimy pod jemiołą. Zawstydzona podałam ci moje futerko do powieszenia, aby odwrócić Twoją uwagę od haniebnego faktu :). Na szczęście nie zobaczyłeś wstrętnego półpasożyta- nie miałam pewności jak zareagujesz na jego obecność.  Gdy odchodziłeś z moim futrem odsunęłam się na bezpieczną odległość, cały czas bacznie cię obserwując. Za moment już byłeś z powrotem przy mnie.
Właściwie, to już ci wybaczyłam. W Końcu to ja cie zaprosiłam na ten bal a nie ty mnie (przecież nie miałam z kim iść) a to, ze się zgodziłeś to tylko z twojej dobrej woli niczego więcej ... Tak. Przyznaję że mi się podobasz inaczej bym cię nie zaprosiła. Masz tylko ten irytujący zwyczaj spóźniania się, ale tak poza tym ...  jesteś całkiem w porządku. Inaczej nie zwróciłabym na ciebie uwagi.
-Ola!- Krzyknęła Weronika. Już za chwilę była przy mnie. Właściwie to przyszłam tutaj dla niej. Czego się nie robi dla przyjaciół?  Nie cierpię bali i wiedziała o tym dobrze, ale przecież miała tam grać z zespołem przez cały wieczór- trudno było odmówić. Lubiłam słuchać kiedy gra- miała taki miękki i ciepły dźwięk- tylko pozazdrościć.
 -Jak przed występem? Stresujesz się?-zapytałam serdecznie. Nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo zawołano ja na scenę. No tak- gdybyśmy przyszli wcześnie to pogadałabym z nią chwilę.
Muzyka w jednej chwili wypełniła całą salę. Przyjemny walc dotarł do moich uszu. Przypomniało mi się, że przecież mnie kroków tego tańca. Mogliśmy śmiało wejść na parkiet. Ale ty stałeś i patrzyłeś mi w oczy.  Moje serce aż rwało się do tańca, ale ty stałeś nieruchomo. Chyba trzeba cię obudzić.
-Coś nie tak?-spytałam-
-Nie ... po prostu ... nie mogę ...
-Tusz mi się rozmazał, czy mam szminkę na zębach? -sprowokowałam do kontynuacji wypowiedzi i uśmiechnęłam się szelmowsko.
-Pięknie wyglądasz. Dlaczego nigdy wcześniej ...
-A może zatańczymy?- przerwałam ci. To nie mogło być takie łatwe.
Skinąłeś głową po czym  weszliśmy na parkiet obok sceny. Przyciągnąłeś mnie do siebie. Moje dłonie poddały się i ułożyły tak jak właśnie ułożyć się powinny. Plecy miałam bardzo wyprostowane. Delikatnie zacząłeś prowadzić w tańcu. Piękne obroty i lekkość kroku sprawiały, że zaczynałam być zadowolona, że mogę  być tu z Tobą. Na chwilę udało mi się zapomnieć o bolesnych szkodach jakie uczyniła mi wojna.
Wszystko zdawało się być piękne i proste jak kroki walca. Taniec się skończył. Spuściłam wzrok. Powoli mnie do siebie przygarnąłeś. Wtuliłam twarz w biel Twojej miękkiej koszuli.  Poczułam dotyk twoich warg na moich włosach i melodyjny szept ... To właśnie wtedy powiedziałeś, że mnie kochasz. I staliśmy tak niewzruszeni, nawet nie zauważyliśmy kiedy wybiła dwunasta i nastał rok 1950.  Świat dla nas przestał istnieć. Tak na chwile byliśmy tylko my  i zadowolony Pan Bóg ...

Komentarze

Popularne posty