"Dwa tygodnie"-część II

-Naprawdę nie chcę cię tu samej zostawiać, kiedy widzę cię "w stanie rozkładu " ...
-Nic mi nie będzie. Po prostu mam już nauczkę. Już nigdy się nie zakocham!-wykrzyczałam ostatnie zdanie po czym w dramatycznym geście opadłam na łóżko i zaczęłam płakać w ukochaną poduszkę.
-Akurat!- prychnęła Julka wrzucając do torby kilka bluzek. Upchała tylko według starej receptury flejtuchów o wdzięcznej nazwie " na odwal się"  i zapięła wyładowaną torbę, pękająca w szwach od przeładowania.  A kto by pedantycznie składał ciuchy, skoro i tak zaraz je wyjmie. Nie zaśmiecajmy życia zbędnymi zajęciami- oto jej dewiza życiowa.- Jak znam ciebie i życie, to zaraz ktoś się znajdzie.  Jesteś farciarą, Klara. Kto zdaje na 5 egzaminy nic się nie ucząc? Miałaś świetne notatki, a nie widziałam, żebyś kiedykolwiek do nich zajrzała? Hmmm? No kto?
-Ktoś kto uważnie słucha na wykładach- zgasiłam ją jak żarówkę stuwatową maleńkim pstryczkiem.
Julia pokręciła głową z niezadowoleniem.
-Może Michał Cię pocieszy. Ja już nie potrafię. Zaraz zadzwonię, żeby przyszedł, bo nie mam już do Ciebie siły.
-Ach! Szkoda, że jednak nie przyjdzie- odezwał się we mnie dobrze znany Julce  mój najdroższy pesymizm z nutką sarkazmu.
-Chcesz mieć łóżko wodne?
-Co?- nie zczaiłam aluzji. Uniosłam zapłakaną twarz z rozmazanym makijażem. Czarne smugi od tuszu zapaćkały pole powierzchni zapadniętych ze smutku policzków. Wyglądałam jak worek nieszczęścia.
-No to przestań w końcu beczeć, bo zaraz odpłyniesz w krainę niekończącej się rozpaczy wodnym łóżkiem wypełnionym łzami. 
-Bardzo śmieszne ... -skrzywiłam sie, jak bym połknęła kwas cytrynowy.
-W tej chwili się ogarnij. Uwierz mi że nie warto ... Ktoś kręci się pod naszym oknem
-Pewnie twój bagażowy.- mruknęłam i obróciłam się do ściany
-Jestem silną kobietą. Sama noszę swoje torby. Ponadto szczęśliwą kobietą. Mam wszytko czego mi trzeba.
- Taaa. Wszystko. Spakowałaś całą zawartość szafy i nie zostawiłaś ani jednej skarpetki. Doprawdy, masz wszystko. Jedziesz do Norberta a nie na paryski wybieg.
-Nie zepsujesz mi humoru tylko dlatego, ze  tobie nie dopisuje. -Julka spojrzała na zegarek- No cóż. Na mnie już pora. Trzym się mała i nie przejmuj idiotą !- powiedziała na pożegnanie, podniosła walizkę i wyszła z mieszkania tradycyjnie trzaskając drzwiami. Zostałam sama. "I co teraz?" zastanawiałam się. Po chwili udałam się do łazienki. Moje odbicie w lustrze prawie przyprawiło mnie o zawał. Odruchowo walnęłam pięścią w szklaną taflę , po czym przeraził mnie widok mojej krwi. Na szczęście bandaż miałam pod ręką. Szybko przystąpiłam do tamowania. Kiedy już wszytko ogarnęłam, pozbierałam kawałki lustra z podłogi, umyłam twarz i wróciłam do pokoju. Śmieci wylądowały w koszu. "ale narozrabiałam. Jak dziecko!" -Skarciłam samą siebie.  W oknie pojawiło się rażące, lutowe słońce. Podeszłam do niego, żeby zasłonić żaluzję. Na zewnątrz stał Daniel. Zmieniłam zamiary. Otworzyłam okno. Zauważył mnie.
-O! Mieszkasz tutaj ?-zdziwił się.
-Czeko szukasz ? -zapytałam
-Zgubiłem telefon w śniegu- Daniel podrapał się po głowie.
-Podaj numer to zadzwonię- zaproponowałam radośnie
-781009786
-Dzwonię!-Krzyknęłam z nieznanym mi entuzjazmem,
-Widzę go!- już po chwili czyścił telefon z natrętnego opadu atmosferycznego- Dziękuję! O cholera ...  Cały mokry.  Klara?
-Hmmm?
-Strasznie mi zimno Wpuścisz mnie?
-Przecież prawie cię nie znam. Nie wpuszczam obcych mężczyzn do domu
-Daj spokój. Przecież jestem kumplem Michała. Nic ci nie zrobię.
-Właściwie to ... za chwilę wychodzę- skłamałam i natychmiast poczułam się jak ostatnia idiotka.- Możesz wpaść jutro- dodałam trochę mniej oschle i odcięłam się od niego zamknięciem szyby i zasłonięciem żaluzji.  Daniel zniknął mi z oczu. W pokoju zrobiło się jakoś ciemniej i znowu jakoś smutno ...

Komentarze

Popularne posty