"Frajer" rozdział XIII

Przełamałem się. Po egzaminie promocyjnym dałem się namówić na piwo, co oznaczało wymarcie systemu równomiernie temperowanego (gdyż mam nierówno pod sufitem bardziej niż zwykle), co w syntezie daje ... pijanego Huberta?
Jestem troszkę wstawiony, to fakt, ale na pewno nie tak bardzo jak Emil czy Marcin. Godzina dwudziesta a my  już po cake-walku*, gdzie substytutem ciasta była flaszka. Oj będziemy rzygać po takiej mieszance piwa z czystą.
Siedzimy na murku (cud, żeśmy jeszcze nie pospadali) , lekceważąc zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych.W głowie "kręci się, kręci, się ...  Schemat życia wciąga mnie!"**. Marcin zbił butelkę, a teraz mruczy coś dodekafonicznego. Niezidentyfikowany gibon muzyczny wydobywa się z pijackiego wnętrza, rozrywając moje bębenki w uszach. A więc pac! Walnąłem dystonującego idiotę. Niech wie, że nie każdy powinien śpiewać. Chwilę poburczał, pomachał rękami, ale zakończył na andante i stopniowym diminuendo. Emilowi cieknie ślina,. chyba bezwiednie, bo nawet się nie wyciera. Fu.
Chyba nie jestem sobą. Czuję się tak sztywno ...
-E! Hub-bert. Wweź się jeszcze napij , troszeczkę!-Emil podaje mi butelkę.
-Ja już nie chcę. Ale chyba ty jeszcze możesz.
-Malinowski-czkawka piajcka odezwała się na ostatniej samogłosce mojego nazwiska- Jak ty mmnie dopsz znasz. I jeszcze wodzisz na pokuszenie jak ten ... jak mu tam?
-Cesssssssar Ja-jaajusz Gguliusz !-podpowiada dumny ze swojej błyskotliwości, kiwający się Marcin.
-Nnie! Chyba na B!-burzy się Emil- B-było mu na imię ...
-Jan!-krzyknął Marcin pociągnąwszy porządnie z gwinta-Jaśko Sewerynn Bach!
-Co wy pieprzycie?!-wkurzyłem się w końcu.
-Hubert. Twoje zdrowie!-Emil uniósł butelkę, ale tego było już za wiele. Każde dziwactwo ma swoje granice. Alkoholizm i muzyka współczesna również. A więc w ramach podtrzymywania tej tezy wytrąciłem mu butelkę z ręki.
-Ej co jest? Koniec imprezy, czy jak? Zawsze taki rozważny jesteś?-Emilowi w złości obniżał się poziom "stanu nieważkości". Ucieszyłem się na tą myśl.
-Przesadzacie trochę.-
-Sam przesadzasz. Drzewa na działce.- Marcin wyciągnął papierosy. Niech nawet nie próbuje mnie częstować.
-To inaczej- przeginacie.
-Ciesz się, że ci tak nie mmmówimy, jak grasz trzy godziny dz-dziennie i nie dajesz nam soppokoju.
PO co ty to w ogóle rrobbisz? To nie ma sensu.- Emil ściągnął buta. Ble, chyba nie zmienił od wczoraj skarpet.
-Nie zrozumiecie mojego życia.
-Bo co? Masz nas za debili?-Marcin stłukł kolejną butelkę.
-Ach, nie w tym rzecz.-pokręciłem głową. Co ja się będę produkował, kiedy im się białko ścina.
-To co dupę zawracasz? Wal się.-Emil walnął butem w murek. Chciał zabić muchę ale nie trafił. No ciekawe dlaczego ...-Ty nie masz problemów. Nie wiesz co to życie!
-A ty niby wiesz!-prychnąłem na niego tak, że niemal się oplułem. Oni naprawdę chcą mnie doprowadzić do szału.
-A wiem!-upierał się Emil.-W porównaniu do ciebie naprawdę wiele doświadczyłem.
-Śmiesz tak twierdzić, bo nie wynoszę moich problemów poza dom i nic ci nie opowiadam. Z resztą, po co miałbym to robić? Interesuje was to, wy egoiści, przebrzydli , egotyczna padlino? Czy ty kiedykolwiek zapytałeś co u mnie i dlaczego często bywam przybity? Hę?
-Dupa tam! Co mnie to? Jesteś pusty jak ta butelka co się właśnie rozbiła na asfalcie.-to ci poeta z niego ... Marcin, normalnie jestem w szoku. No śmiało. Spruj mi jeszcze.- Jesteś gównem. Parszywym gównem. I nawet się nie bronisz.
Marcin szturchnął mnie.
-E co jest? Żyjesz?
-Mówcie dalej. Przynajmniej dowiem się jak mnie widzicie.
-Zrozumiałbyś nas, gdybyś kiedykolwiek stanął na naszym miejscu.
-Suhaj koleś. Nie wygarniesz mi tak łatwo, bo wiem co to głód i niespełnienie. Mój ojciec, którego nigdy w życiu na oczy nie widziałem, żeni się z jakąś potworą i ma w dupie moją matkę. Poprztykaliśmy się w zespole i teraz ze wszystkimi mam na pieńku ...Poza tym jeśli nie dostarczę pokłóconej ze mną dziewczyny do Skandynawii na czas mogę się pożegnać z życiem. A jesteśmy pokłóceni, bo dostałem od niej perfidnego kosza parę dni temu. No masz rację. Moje życie jest zarąbiste i wspaniałe!
-Pieprzysz. Mógłbyś mieć każdą, bo wszystkie się do ciebie ślinią, a ty oczywiście musiałeś wybrać jedną jedyną na świecie, która ci potrafiła powiedzieć "nie". Myślisz że to nas nie boli, że wokół ciebie laski latają a do nas nawet jednego, złamanego lachona? Nawet pół by nie podeszło ...
-Ogarnij Emil.  To mówi ktoś, kto ma dziewczynę!
-Y-Y. Zrywam z nią- Emil zaciągnął się.-Może jutro. W ostateczności pojutrze.
-Co? Jaja se robisz? Nawet nie zdążyłeś nam jej przedstawić!-Zdziwił się Marcin.
-Ale z was bachory. -wyśmiał nas-Miałbym skrupuły, gdybym ją kochał. A to dla mnie tylko  pocieszanka-przytulanka. Była zakompleksiona, to przynajmniej mogłem po niej jeździć, a tak to ani tu się pośmiać ani jej zdołować.  Mała franca  się z niej zrobiła. Zaczęła się buntować.Że ona niby wielka pani, ma swoją wartość i takie tam. NIE DO ZNIESIENIA. A kiedyś była inna. Taka elastyczna, wszędzie pasowała.
-Tak się chyba nie powinno traktować dziewczyn-powiedziałem z powagą.-Jak ona mogła z tobą tyle wytrzymać?
-Synek ... z tobą to by niewytrzymała i pięć minut, więc ... się nie mądruj.-Emil walnął mnie ciężką łapą w geście przyjaźni.
Dałem za wygraną. Nie będę się z nim już walczył, skoro jest tak pewny siebie to mu nie przegadam ... Co nie oznacza, że Emil ma rację. Albo, że kiedykolwiek ją miał. Nie doszło do potrójnej koniunkcji (jak  31 maja b.r. przy spotkaniu księżyca, Saturna i Spiki) choć miałem na to skromną nadzieję. Skoro tak właśnie chcecie niech nasze światy po prostu pozostaną w stałej odległości, jak dotychczas -dziesięciu milionów lat świetlnych i ani kilometra bliżej. Zawsze będę dla was ufokiem, muzycznym dziwolągiem z przydomkiem "Diabolus in musica"***, albo jak Gonzo samotny wśród muppetów- nienależący do żadnego z gatunków.**** A wy po kres waszych dni będziecie mi prawić morały o doświadczeniu życiowym. Może i jestem niedojrzały., przyznaję się do tego bez bicia, ale z tego co widzę, to i wy nie przerastacie mnie zbytnio. Jedziemy na tym samym wózku. I wyjedziemy nogami do przodu jak tak dalej pójdzie ...
-EEE!-Marcin stanął na murku i zachwiał się-Psy idą!
-Co? Zwijamy się!Hubert chowaj to piwo, bo zobaczą i po nas!-darł się Emil (mimo, iż próbowałem zatkać mu niewyparzoną mordę), jak by nie wiedział, ze oni to słyszą.
Oczywiście, że słyszeli. Spisali nas wszystkich trzech. I dostaliśmy piękny mandat.

*cake-walk-taniec murzynów  z II poł. XIX wieku wywodzący się z widowisk amerykańskich minstreli. Polegał na chodzeniu wokół placka stanowiącego nagrodę dla najlepszych tancerzy.
**Poluzjanci-"3 metry ponad ziemią"
***diabolus in musica-symboliczna nazwa trytonu.
****"Muppety z kosmosu."

                                                                    ****
-Czego chcesz?!-Warknęła na mnie, gdy tylko ujrzała mnie w progu swojego mieszkania.
Jestem jeszcze pijany ale  w miarę przytomny na umyśle. W miarę.
-Daj sobie pomóc z matmą! Czego jesteś taka? Wszystko sama sama ...
-Mój problem. Jak nie zdam to moja wina.-powiało chłodem. Dzisiejsze atrakcje sponsoruje Królowa śniegu, Maja Faber.
-Ale przecież wcale tak nie musi być . To nie ujma na honorze przyjmować czyjąś pomoc. To jedynie zezwolenie na spełnienie dobrego uczynku. Po prostu daj mi szansę się poprawić. Ale nieee, bo ty wolisz sama wszystko spieprzyć!
- Mówiłam, żebyś nie ingerował w moje życie. Co ciebie  interesują moje problemy?
-Potrzebuję cię!-walnąłem z grubej rury, gdyż nie posiadałem moralnych i społecznych.
-Hubert. Jest dwudziesta trzecia. I śmierdzisz wódą. Idź sobie.-Majka była zła. Bardzo zła.
-Dlaczego mnie nie chcesz?-zapytałem z miną rozkapryszonego dziecka.
-Hubert! Jestem zajęta.-łaskawie poinformowała mnie księżniczka z mieszkania numer cztery.
-Co? Od kiedy?-zdziwiłem się. Zobaczyłem ją jakby w mgławicy osnuwającej gwiazdy, które zewsząd ją otaczały. Świat zawirował.
-Jakoś od marca. I dla twojej wiadomości, to było jeszcze wtedy, gdy nazywałeś mnie frajerem.
-Żałuję tego, że tak było.-Nachyliłem się nieco w jej stronę-Walić przeszłość. Jedź z mną do Skandynawii.
-Z tobą?! W dupie ci się poprzewracało?
-Nie rozumiesz, jak nie pojedziesz to ja ...
-Co? Koledzy cię wypieprzą z zespołu? Tragedia! Też bym miała się czym przejmować. Zwisa mi to, co się z tobą stanie. I nie nachodź mnie więcej.
Trzask.
Zamknęła mi drzwi przed nosem.
Jeszcze tego pożałuje.
-Wreszcie wróciłeś!-zawołała mama, gdy wszedłem do mieszkania, będącym poniekąd moim mieszkaniem.
-Mamo, nie mam garnituru na ślub ...-sprytnie zmieniłem temat. Składnik do składnika ... w maminym mózgu zachodzi reakcja.
-Nie będzie potrzebny. Ojciec odwołał ślub.
-Aha.- Rzuciłem obojętnie, bo co innego mogłem powiedzieć? "Super, strasznie się cieszę", czy może lepiej "oj szkoda"?. "Dziwny jest ten świat."
-Hubert! Piłeś?-pinokiowe nozdrza matki wyczuwały alkohol na kilometr.
-Symbolicznie.-skłamałem jej w żywe oczy.-Zdałem egzamin.
-Nie mydl mi oczu egzaminem.
-Mamo, mam osiemnaście lat ...
-A zachowujesz się jak dziecko. Kiedy ty w końcu spoważniejesz?
-Już jutro mamo. Już jutro.-odpowiedziałem z niezachwianą pewnością siebie i udałem się do pokoju na drugą część jesieni Vivaldiego.*

*Adagio molto- "Sen pijanych"






Komentarze

Popularne posty