"Frajer" rozdział XII

Mój organizm nie jest tak homologiczny jak dotychczas bywało. Arbuz, którego mi podarowała (pfff. Rzuciła nim we mnie, jak granatem wojennym) utknął mi w gardle i teraz się duszę. Żołądek i przełyk są zhomogenizowane. Bokiem wychodzi mi dwunastnica. Nic nie działa tak jak trzeba.
 Świat stworzył mi wspaniałą iluzję. Fatamorganę. Na tym ciemnym tle zdarzeń minionych (lecz wciąż mających odbicie w teraźniejszości i wpływ na losy niejakiego Huberta), wszystko co jasne wydaje się większe. Bardziej szczęśliwe. Tak wytłumaczyłbym zjawisko irradiacji, w przełożeniu na rzeczywistość- o ile otaczająca mnie przestrzeń nie jest fikcją. A jeśli nie żyję naprawdę i to co się stało jest tylko koszmarem? Szczypu ,szczypu- Brak rezultatu. A więc jestem skazany na wypicie tego piwa, którego przede mną postawiono. No panie. Do dnia. Za wasze zdrowie.
 Dna już sięgnąłem. Pozostało mi tylko zakopać się pod ziemię. Pod płaszcz Gai. Gaja utuli. Użyźnię glebę płynem zasadowym. Słony, bo słony, ale rośliny też potrzebują soli, nie? Może się jeszcze na coś przydam ...  I jaki z tego morał? Phi. Pytanie retoryczne. Odpowiedź jest oczywista.

 Po powrocie do domu nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Ręce mi drżały jak oszalałe- ortogonalne drgania własne (w przenośni, rzecz jasna, żeby mi przypadkiem ktoś nie zarzucił, że się nie znam na fizyce!) Czułem się jakbym wypił pięć kubków kawy i litr coli. Zawody sercowe w mojej stalowej klatce wciąż dawały o sobie znać. Rozgrywki w punkcie kulminacyjnym. Przegrywam.
 Ubrałem różowy fartuch z falbankami. Umyłem wszystkie gary, wypucowałem kuchnię, przedpokój, salon (łącznie z myciem okien). Mama była poważnie zaniepokojona.
-Powinieneś odpocząć. Cokolwiek się sta...
-Mogę posiedzieć w pracowni?-przerwałem jej. Twarz mitologicznej Demeter ogarnął matczyny smutek.
-Tak, jasne.-Mama oparła się o kredens. Wyczuwałem pewną bliskość między nami. Brak dystansu i powściągliwości. Coś się zmieniło. Wypaliło.
-Mamo, nie mówiłem ci jeszcze o czymś ważnym.
-hmm?-nastawiła uszy z zaciekawieniem.
-Jadę z zespołem do Skandynawii.
-To wspaniale-ucieszyła się- Kiedy?
-Po ślubie taty.-poinformowałem ją z powagą. To miało oznaczać również to, że wybieram się na ślub. Chyba załapała o co mi chodzi, bo uśmiechnęła się w końcu. I mnie zrobiło się jakoś lżej dzięki temu.
-Jedziesz samochodem?
-Właśnie się nad tym zastanawiam.
-Chcesz herbaty?
-Pytanie! Jak zawsze, mamo.-głos mi trochę zadrżał przy wypowiadaniu ostatniego zdania. Zauważyła to.
-Dziewczyna z obrazu?-Ona wie. Chciała tylko się upewnić.
Pokiwałem głową. Pogłaskała mnie po włosach. Ścierpiałem to, choć nie było łatwo. Potem nalała wody do czajnika a ja wybrałem się do jej pracowni.
Zapaliłem światło. Żarówka energooszczędna, 70 wat, dawała nikłe światło. Lepiej tak niż całkiem po ciemku.
Wybrałem pędzel o miękkiej szczecinie. Jakżebym mógł malować czymś twardym, skoro sam jestem rozmoczony jak wafel od loda leżący w trzydziestostopniowym upale na ławce w parku?
Maluj to, co dyktuje ci serce.
To będzie moja irradiacja.
 Pierwsza farba po którą sięgnąłem była oczywiście w kolorze czarnym. Nie żałowałem jej - obsmarowałem nią całe płótno.  A teraz suszarka.(...) Wysuszywszy, kolor nie wyblakł ani trochę. Wziąłem złotą.  Z otchłani czarnego szeolu wydobyłem jej rysy .Najpierw mała, tłusta plama na trzech czwartych wysokości obrazu. Czoło. Potem reszta uwypukleń. Mazie symbolizujące policzki, subtelna kreska przypominająca nos i lekko zaznaczone usta. Na końcu lekkim ruchem pędzla wydobyłem podbródek. Mogę ewentualnie dodać parę niesfornych kosmyków, żeby wierniej oddawało rzeczywistość. Potrzebne to? Przecież nawet nie ma oczu, to po co jej jakieś głupie włosy. Nie będę ryzykować. Już zbyt wiele dla ciebie zaryzykowałem. Przez ciebie umarłem.
 Tak cię nadal widzę. Światło w mroku codzienności. Miałaś być nim dla mnie, a nie jesteś ...
Zdjąłem obraz ze sztalugi. Wszystko już wyschło. Przesunąłem palcami po szorstkiej  powierzchni oczodołów  i ust.
Tak mi przykro, że znów zmoczyłem obraz, choć tym razem... nie farbą. Zostanie plama, dziesięć centymetrów od prawego dolnego rogu.
-Zrobiłam ci herbaty ... Przepraszam, że tak długo, ale spaliłam czajnik-powiedziała mama zza drzwi. Szanuje moją prywatność i jestem jej za to bardzo wdzięczny.
-Wejdź mamo.
-Och ...-tylko tyle zdołała z siebie wydobyć, gdy zobaczyła co zmajstrowałem.
-Nie podoba ci się?-zapytałem odkładając go z powrotem na sztalugę.
-Dałabym za niego jakieś jedenaście ... -Tysięcy oczywiście, tak k'woli jasności. Nie sądziłam, że mam w domu takiego artystę!-rozpływała się mama.-Jest cudny.
-Możesz go sprzedać, jeśli chcesz. Sam w sobie nie ma żadnej wartości ...
-Jak to? Nie wiem co chcesz przez to powiedzieć.-mama podała mi kubek z herbatą. Czarna z liptona. Poznałem po zapachu.
-Ekhem, bo on  jedynie... uzewnętrznia wartość która jest we mnie, a właściwie... jej BRAK.
Mama usiadła na skrzynce obok mnie. Od tej chwili razem patrzyliśmy na mój obraz. Mama podparła brodę zaciśniętymi pięściami- tak zawsze robiła, gdy chciała się nad czymś zastanowić. Gest podparcia dłońmi u niej wiązał się z intensywnym myśleniem. Analizowała dokładnie każdy szczegół, każdy fragment zamalowanego płótna, włókno po włóknie. Oczy skupione były na kontrastach i detalach, gdyż nawet najmniejszy szczegół w malarstwie ma kolosalne znaczenie. Zauważyła plamę w prawej części obrazu, ale nie skomentowała. Płacz był wynikiem mojej ekspresji. Doskonale oddawał charakter mojego natchnienia. Ułatwiał zrozumienie przesłania- kodu i komunikatu twórcy.
-Zabieram go jutro, jeśli nie masz nic przeciwko-powiedziała nieśmiało. Boi się, że może jednak zmienię zdanie.
-Yhym, jasne.-Wstałem by rozprostować nogi. Au. Kolana mi strzeliły.- Ten dzień był męczący
-Idź już spać.-powiedziała jakbym miał pięć lat. Jak by chciała, żebym po dobranocce natychmiast i bez zbędnych dyskusji wylądował w łóżku.
-Dobranoc.-odpowiedziałem uśmiechając się krzywo. Nie miałem zamiaru protestować. Poszedłem prosto do swojego pokoju.
                                                                                ***
Majka nie odpowiada na żadne wiadomości. Martwię się jej matmą. A co, jeśli nie zda tego testu? Będę się obwiniał do końca życia ...
 Już nawet nie chcę wspominać o tym, że u "kolegów" wiszę na włosku. Nie zmuszę jej siłą do wyjazdu.
Egzamin pojutrze, ślub ojca w sobotę, mój pogrzeb za dwa tygodnie ... Wyrobię się z tym wszystkim? Cholera, chyba nie zdążę umrzeć do tego czasu.
A tak bez jaj to ... nie jest dobrze. Jeśli nie uda mi się jej namówić ... sam nie wiem co zrobię. Będę musiał wykombinować zastępstwo.
Telefon dzwoni. No świetnie. Rafał.

-Halo? Nom. Nic. ... Ta ... Nie drzyj się ... coś wymyślę ... To weźcie tego murzyna ... Trzeba było uczyć sie angielskiego, jak kazali, a nie mi teraz dupę zawracasz. ... Pfff. Co mnie to? Jakoś sobie poradzicie, dopóki mnie nie ma. ... Nie, nie przyślę wam ani złotówki. Już dość dostaliście ... Sknera? Ja? Oj sorry, ale o ile dobrze pamiętam- pojechaliście tam zarobić. ... Weź już przestań ...Majka? Nie odzywa się. ... Tak tak, sam se załatwiaj.... No kurde, fochnęła się i tyle ... Moja wina?! ...Spieprzaj. ... Co? To daj ją . No siem, bitch. ... A to ci dopiero. Dla mojego dobra. ... Weź się lala. ... No popatrz, źle ci za granicą? Przecież tam jest WSZYSTKO. ... A, że tęsknisz za mną? Interesujące. ... No to fajnie, że mnie kochasz. Ta.  Za dużo paplasz o bzdetach. Nie płacisz za tą rozmowę? ... Kończ już, bo ja się rozłączam. No nara.

 Macie zryte dekle. I to porządnie.






Komentarze

Popularne posty