"Frajer" rozdział IX

Nieuchronnie zbliżał się maj. Siedemnastego kwietnia o godzinie 12:47, wbijając zęby w podręcznik od matmy podczas najnudniejszego zastępstwa w życiu uświadomiłem sobie, że wisi nade mną egzamin dojrzałości. Powinienem wziąć się do roboty. Każdy ma jakieś braki ... Ale od czego zacząć? Hmmm- czy panika byłaby najlepszym pierwszym krokiem wprowadzającym w przedmaturalną motywację do pracy? Nie. Hubert Malinowski Jest oazą spokoju. Nawet w dniu własnej śmierci nie będzie się denerwował. .Dobra ściema nie jest zła.
 Rozejrzałem się po klasie. Kaśka malowała szpony. Ślinił się do niej obleśny Emil. Dalej, Ewelina, z rozdziawioną buzią poprawiała drogim tuszem wodoodpornym swój "wspaniały" wygląd. Paweł gryzmolił w zeszycie sprośne napisy,  a Arek wywalony na całą szerokość ławki, chrapiąc głośno, spał sobie smacznie, prowokując przy tym resztę mat-fizowych bezmózgowców do robienia mu obciachowych fotek. O men, niech mi ktoś powie, co ja to robię?
 Nauczyciela nie ma w klasie ... Mogę spokojnie wyjść, prawda? Milczenie oznacza zgodę. Dobra wychodzę.
Zebrawszy swoje rzeczy, wstałem i opuściłem piwniczną salę. Nikt się tym nie przejął. W korytarzu minąłem się z Komorowskim, gościem od Fizyki.
-Malinowski, gdzie to się wybieracie?-zapytał fizyk, tonem dość pretensjonalnym.
-Uczyć się, panie profie.-tu uchyliłem lekko drzwi sali 14-Niech pan spojrzy. W takich warunkach się nie da pracować.
Nauczyciel obserwował z zaciekawieniem wnętrze klasy. Głupie Kaśki, Jolki i Eweliny do oporu robiły z siebie idiotki. Komorowski poklepał mnie po plecach, jak by był moim starym kolegą z piaskownicy.
-Nie wiem, w ilu procentach twoje postanowienie jest zgodne z prawdą, ale mnie przekonało. Chyba jestem już starym, naiwnym dziadygą. Usprawiedliwię ci to, Malinowski.
-Dziękuję, profie- odezwałem się lekko zdziwiony i odwróciłem się na pięcie. "Ten świat jest zaczarowany!"
Wychodząc ze szkoły minąłem się z Majką, przemierzającą korytarz z dziennikiem przyciśniętym do piersi. Nie mogłem przez nią spać w nocy. "Love me" zapętliło mi się w głowie na amen.  Chciałbym cofnąć się w czasie i znaleźć się w garażowym zaciszu, by móc wiecznie słuchać jej anielskiego głosu ...
Maja! Hej, spójrz, to ja! Idzie tu, ale jak by mnie nie widziała.
Zaraz zaraz ... Ja się w niej ... za-ko-cha-łem?
 Gdy przechodziła obok mnie otrzepałem się jak pies z kropel deszczu. Tak, żeby oprzytomnieć.
-Ale się lampisz!-prychnęła niezadowolona i odeszła.
...Co nie zmienia faktu, że nadal mi się podobasz, moja muzo. Mój aniele ...
Całą drogę patrzyłem w niebo z rozmarzeniem. Dwa razy wywróciłem się i glebnąłem na chodnik. Gdy wróciłem do domu wszedłem do pracowni mamy. Zawsze namawiała mnie do tego, bym więcej malował, ale jakoś nie miałem natchnienia. Nagle poczułem w sobie moc. W tej chwili wena nie była dla mnie żadnym problemem. Do roboty, Hubert- usłyszałem w myślach głos mamy. Walić szkołę! Są rzeczy ważne i ważniejsze. Poszperałem w necie i zaraz dokopałem się do jednego z lepszych zdjęć Mai. Pędzel, woda, płótno, paleta, sztaluga, krzesło i herbata obowiązkowo.
(...)
Wyszła jakoś inaczej. Podobna ale jakby ... jaśniejsza. A, kit z tym.
-Ładna. Zawsze wiedziałam, że masz talent.-mruknęła mama wchodząc do pracowni.
-Y! Mamo!-wzdrygnąłem się słysząc jej głos.
-Wcześnie w domu jesteś... A w muzycznej nie masz zajęć?
-O cho...lewcia. Zapomniałem na śmierć! Przecież mam jutro egzamin techniczny-rzuciłem z przerażeniem przybory malarskie na dywan, przez co  czerwona farba się rozlała.-Oj, sorry...
-I tak go nie lubiłam, nie przejmuj się.-powiedziała spokojnie.-Bierz saksofon i idźże już.
-Ach tak!-wyrwałem się z roztargnienia po raz kolejny.
                   ***
Po powrocie wziąłem do ręki wyschnięty obraz i podśpiewując pod nosem "Send me" Cooke'a postanowiłem wybrać odpowiednie miejsce dla tego obrazu.
Wbiłem gwóźdź nad łóżkiem, tak abym mógł na niego zerkać. Jestem z siebie dumny, jak nigdy.
Pukanie do drzwi.
-Wejdź mamo.
-Wspaniale przybiłeś ten gwóźdź.-matka nie potrafiła być poważna. To było wpisane w jej artystyczną naturę.-Przyniosłam ci herbaty.
-Ach dzięki.-ucieszyłem się biorąc od niej kubek. Bacznie przyglądałem się matce. Albo miała coś na sumieniu, albo ... sam nie wiem co. Była jakaś taka nieswoja.
-Chciałam ci coś pokazać ...To ważne i chcę byś zachował się godnie.-w końcu odważyła się składać zeznania. Wprawiła mnie w niemałe zniecierpliwienie. Co ja tak mocno ściskam ten kubek?
Mama podała mi błękitną kopertę.
Chwilę patrzyłem na nią zdumiony. Otworzyć?
-Śmiało.-zachęcała mnie matka.
Wyciągnąłem kartkę. W środku było zaproszenie .... Na ślub.
Ślub Adama Malinowskiego z niejaką Anną jeszcze Krzywiecką
-Ojciec nas zaprosił.-wyjaśniła matka sucho.
Momentalnie wyschło mi w gardle. Szok.
-Co za tupet ...-udało mi się wykrztusić po minucie ciszy.
-Chciałby cię poznać-łagodziła mama.-Nie miej mu tego za złe. Ma prawo widzieć swojego syna.
-Też mu się przypomniało, rychło w czas ...Mamo, ja nie jestem pewien czy to dobry pomysł-wyznałem odkładając kubek na biurko zawalone książkami.
-Zawsze chciałeś go zobaczyć.-mama usiadła na moim łóżku.
-N-no tak, ale ...-zawahałem się. -Z jednej strony się cieszę, bo to jest okazja, by się dowiedzieć, jaki jest ... Ale jak ta sobie pomyślę, że tyle lat się mną nie interesował i tak nagle ...
-Teraz albo nigdy.-wyrocznia przemówiła, łypiąc na mnie oczami prawdy.- Taka szansa się nie powtórzy.
Potem opuściła mój pokój zostawiając mnie nie w pokoju, lecz w niepokoju. Co robić?
Dwie minuty.
Trzy minuty.
Pięć minut.
Pouczę się!

Dwie minuty.
Trzy minuty.
Pięć minut.
Demed.
Poddaję się. Idę spać.

Dwie minuty.
Trzy minuty.
Pięć minut.
I znów przegrywam.
A więc zapalam lampkę i w półmroku obserwuję obraz. Co innego mi pozostało ...? Zabiliście mi ćwieka. Szejm on ju. Ol of ju!
















Komentarze

Popularne posty