"Frajer" rozdział XV

Matka mi nie ufała ... Widziałem to w jej oczach, gdy tylko stanęliśmy w progu mieszkania. Oczekiwałem jakiejś reprymendy ale ona tylko stała wsparta o meblościankę z założonymi rękami i bacznie nam się przyglądała lustrując nas od góry do dołu. Rentgenem prześwietliła całe moje ciało i dreszcz który przeleciał po moich plecach świadczył o tym, że chciałaby również od razu oskarżyć mnie i zarzucić mi wiele wykroczeń, bez wstępnego dochodzenia. Droga matko ...Udowodnij mi, że ta cała sytuacja prowadzi do jednego, to pozwolę obwieścić całemu światu, że jestem winny. Nie zamierzam Ci tłumaczyć, co obca dziewczyna robi w naszym mieszkaniu o tej porze. Przyjmij do wiadomości, że jestem odpowiedzialny za swoje czyny i w pełni świadomy tego co robię. Przecież rozmawialiśmy o tym wczoraj.
Ups. Majka chyba nie czuje się z tym najlepiej. Będąc na jej miejscu wolałbym być monitorowany przez niegroźną płeć piękną w osobie mojej matki, niż wycofać się i dać się dobić "ojczymej bestii". No ale dałem jej prawo wyboru. Sama się zgodziła.
Wciąż ten przykry wzrok na sobie. Przestań to robić. Żądasz wyjaśnień? Chcesz znać moje zamiary? W końcu przekonać się, jakim jestem szmaciarzem? No to patrz.
Poszedłem do pokoju zostawiając Majkę i matkę w jednym pomieszczeniu. Zmieniłem pościel i otworzyłem okno, bo strasznie duszno się zrobiło (kobiety to potrafią zagęścić atmosferę i podwyższyć ciśnienie, że człowiek nie ma czym oddychać ...). Pogrzebałem w szufladzie przy biurku i wywaliłem chyba wszystkie papiery ... W końcu znalazłem klucz i zabrałem go ze sobą. Gdy wchodziłem do przedpokoju matka zmarszczyła brwi. Maja była nieco przestraszona.
-Mój pokój jest po lewej stronie. Zmieniłem ci pościel.
-Dziękuję.
 Potem wręczyłem Majce klucz.
-Dlaczego mi go dajesz?
-Zamkniesz mnie w pracowni.
-Po co?
Nie odpowiedziałem.
Wyraz twarzy mojej rodzicielki zmienił się nie do poznania. Ale ma zdezo.
Czuję pewien niedosyt. Reakcja na moje działanie otoczenia zewnętrznego jedynie utwierdziła mnie w tym, że TAK właśnie mnie widzą, a to, że postąpiłem inaczej, niż by im się wydawało, jest dla nich sensacją na miarę gwiazdorskiego skandalu. Nie tego oczekiwałem ... Jeszcze przed chwilą tlił się we mnie ostatni płomyk nadziei, że może jednak własna matka ma mnie za swojego SYNA. Nie. Jestem tylko Hubertem Malinowskim, obcym z kosmosu, oddalonym o miliony mil w naszych podświadomościach. Tak właśnie mi nie ufasz. Tak właśnie ja przestałem ufać tobie.
 Zdziwienie matki wytrąciło mnie z równowagi. Gdyby przyjęła to jako coś naturalnego, byłbym zadowolony- pomyślałbym- Matka mnie zna, nie obca jest jej prawda o mnie, bo wie kim jestem. A tymczasem dowiaduję się o sobie, że jestem obleśnym zbokiem i potrafiłbym się bez wstydu przyznać do tego najbliższym. Zawiodłem się na Tobie mamo ... Do Majki złość chwilowo mi przeszła, ale tobie tak szybko nie wybaczę. noł łej.
 Bardzo ciężko jest stracić moje zaufanie, ale jeszcze trudniej jest je odzyskać. Nie wiem jak zamierzasz to naprawić, o ile w ogóle chcesz zrobić coś w tym kierunku. Wybacz, że ci w tym nie pomogę, ale sama się w to wpakowałaś. Ja byłem szczery. BYŁEM.
(...)
Dwa razy przekręciła klucz. W pracowni tubki z temperami leżały porozwalane na podłodze. Piekielny chaos panował wśród kartek leżących na każdej szafce. Wziąłem do ręki koc leżący pomiędzy farbami, a zestawem pędzli z miękką szczeciną. Był trochę upaćkany, ale zawsze to lepiej spać pod kocem niż bez niczego. Uuu, ale artystyczna ta żółta plama na środku. Wygląda jak jakaś roślina. Fuj, jeszcze się lepi, farby na nim nie wyschły. Ech, trudno. Położę się na tych skrzyniach. Nie będę mógł jutro wysiedzieć, wszystko mnie będzie bolało, ale mus to mus.
Leżę. Wyczuwam, jak każda kratkę skrzyń zaczyna wbijać się w moje plecy. Dobrze, że plecy mają najmniej receptorów bólu ...
 *Czy ja naprawdę tego chciałem? Robię z siebie jakiegoś cierpiętnika. Ascetę. Mogłem spać na wygodnym łóżku. Ostatnia noc dzieląca mnie od wyjazdu w nieznane. Gdyby tak w ramach wdzięczności Majka się zgodziła pojechać ze mną ... Nie wiem jakiego bana szykują mi te dzikusy. Ale mi hunta podstawili ... Jestem w czarnej kosmicznej dziurze, co mnie zassała jak odkurzacz. Oni uważają się za Game Masterów, a ja niby zwykły noob. Moi koledzy- Nie jestem noobem- Noob to stwór arogancki, pewny siebie mimo braku doświadczenia. I wy mylicie się co do mnie. Ja jestem newbie. Analizuję plan działania i zamierzam podjąć wyzwanie ... chociaż to dopiero Rookquard. Lurujecie i szykujecie jakiś respawn, ale ja nie jestem aż taki głupi, jak by wam się mogło wydawać. Podświadomość buduje w was nieistniejące wartości, chojraczycie jak NPC. Na tym levelu jesteśmy sobie równi i nie dam się zastraszyć. Załatwię to po swojemu, nawet jeśli nie przywiozę wam Majki.*
 Dzisiaj odebrałem kolejny telefon od Lucky. Ta kobieta jest po prostu jakaś niewyżyta. Tysiąc razy mówić jej, że nic z tego nie będzie a ona dalej swoje, w koło Macieju ... Wypchałbym ją watą. Kiedyś owszem- była mi bardzo bliska, przecież praktycznie razem się wychowaliśmy, jak rodzeństwo ... To nie moja wina że zidiociała do reszty. Baka, baka, baka. Nie obiecywałem, że będziemy razem do końca życia, nie dawałem nadziei na coś więcej, nawet najmniejszego sygnału. Dziewczyny są świetne w nadinterpretacji i tworzeniu potrzebnych im mitów- cokolwiek nie rozumieją, tłumaczą sobie jak im się podoba. A potem wychodzą z tego same nieporozumienia, kobitki płaczą nocami w poduchę i piszą rozpaczliwe smsy, wzbudzają  w człowieku  niesłuszne poczucie winy, jak by im się jakąś krzywdę zrobiło będąc szczerym. Mimo iż wyraźnie mówisz : Nie- one dalej przylepione do twojego cienia będą na każdym kroku przypominać o tym jak bardzo powinno cię boleć ich nieszczęście. Taka jest Lucky. Taka jest Mona, Kaśka, Ewelina ...(Tylko Majka odstaje na kilometr od nich, wnioskuję patrząc  na jej zachowanie, choć nie wiem czy to wrażenie nie jest mylne, bo mówiła przecież, że jest zajęta a to też swoje robi). No która z nich nie wykorzystałaby sytuacji będąc ze mną w jednym domu w nocy ... Wszystkie mógłbym wytresować jak mi się podoba, a zaraz tańczyłyby jak im zagram. Mógłbym tak zrobić, bo przecież to ja decyduję o swoim życiu, (a przynajmniej tak mi się wydaj), ale w sumie ... po co? Nie potrzebuję, by plątały mi się pod nogami bo raczyłem zwrócić na nie uwagę. Taka zdobycz to żadna zdobycz. Nie wymaga żadnego starania. Mężczyzna jest łowcą. Musi mieć co zdobywać, inaczej wszystko się rozsypie, bo co łatwo przyjdzie, łatwo pójdzie.
 Jestem trochę jak Irie Naoki. Kochają się we mnie tłumy panienek, a ja ma je wszystkie w głębokim poważaniu. Wiem, że kiedyś za to zapłacę ale ja nie mogę inaczej.  Nie mogę mieć kilku żon, no chyba, że zmienię religię (chyba bym się zabił jak bym miał wszystkie sponsorować i co gorsza każdej dogodzić ...). Swoją drogą, ten harem to idiotyczna rzecz. Oczywiście toleruję istnienie takiego czegoś, ale nie uśmiecha mi się angażowanie w "organizacje" tego typu. To taki tumult bez ładu ani składu.
 O men. Kobieta którą kocham najbardziej na świecie (i nie chodzi tu o matkę ...) jest tuż za ścianą, wprost na wyciągnięcie ręki, a nie mogę jej nawet dotknąć, choćbym rozerwał się na pół by móc być w dwóch miejscach na raz ... Nie umiem przenikać przez ściany, nie znam żadnych magicznych sztuczek, jak Harry Potter, a czy  bez posiadania nadprzyrodzonych umiejętności, ale czy potrafię rozkochać w sobie tak zawziętą dziewczynę?
 Skrzynie skrzypią gdy tylko się poruszę. Ale hałas ... Byle do ósmej, później wstanę i ... Nie wyjdę, bo się kazałem zamknąć. Ale kretyńskie zagranie, godne nooba. Sam na siebie zastawiłem trapa. Cierp ciało jakeś chciało.

*Pojęcia Tibii.
                                                                        ***
Godzina dziesiąta. "Darek otwórz!"
Trochę jak Pele z Joba siedzę i chicholę się sam do siebie, nie wiem z czego- klasyka polskiej komedii, w domyśle : tak głupie, że aż śmieszne. Odwala mi. Jestem zamknięty w pracowni od kilku godzin i oprócz narastającego bólu nic się nie zmienia. Baby wciąż śpią jak zabite.
 Od siódmej zdążyłem namalować jeden obraz. Teraz wziąłbym się za drugi ale jakoś nie mam pomysłu. Wyczerpałem się. Wypaliłem artystycznie. Battery low.
 Dla zabicia czasu wysmarowałem się farbą tu i ówdzie. Szkoda, że nie mam lustra, muszę wyglądać przekomicznie. I znowu atak śmiechu. Tak zjarałem buhahahah razy tysiąc, iksde. Jeżeli iksy należą do rzeczywistych, to ja znajduję się poza zbiorem. Zbiór fantastycznych-nietykalnych.  Całe szczęście, że w kieszeni zawsze mam moje mp4! Zapuszczę sobie "September" z "Nietykalnych". Parę funkowych dźwięków i jesteś w innym świecie. Mój klimat, moje życie, moja przestrzeń! Też sobie posłuchaj, a co Ci zależy!
 Ale jestem dzisiaj ekspresyjny, jak nigdy. Przekrzykuję muzykę, funky ponosi mnie do reszty. Banan na twarzy i jedziemy z koksem. Biorę pędzel, maczam w farbie i jeżdżę sobie nim po mordzie.
-Co ty robisz do cholery!?-pomiędzy dźwiękami muzy z nietykalnych dał się usłyszeć wzburzony komentarz. Nawet nie zauważyłem kiedy do pokoju weszła Majka (bo przy tak głośnym podkładzie muzycznym o usłyszeniu otwierających się drzwi nie było mowy).
-Tworzę mit kosmogoniczny. Jesteś kobietą, powinnaś to zrozumieć.- nadal bujam się w rytm muzyki.
-Co ?!-Majka wyrwała mi słuchawki z uszu-Mów po ludzku!
-Inaczej ujmując- wyjaśniam tajemnicę swojej egzystencji na podstawie obserwacji nabytych odruchów warunkowych. Chociaż ... machanie pędzlem mam chyba wrodzone a nie nabyte. Hmmm ... Mogę mieć to w genach, co o tym sądzisz?
Przyjrzałem się  jej uważnie. Coś mi w niej nie pasowało, ale nie wiedziałem co.
Majka nagle zrobiła się czerwona na twarzy. Chyba mój wzrok był zbyt krępujący.
Wstałem ze skrzyni. Zrzuciłem z siebie malarski koc i zbliżyłem się do niej, tylko o metr.Pierwszy raz widziałem ją tuż po przebudzeniu. Taka mi się najbardziej podobała. Natural bjuti. Ostatnio przestało mnie obchodzić jak się ubiera, bo mnie choroba miłosna i tak wystarczająco zamroczyła. Nie widziałem nic poza nią. Postacią, osobą, Majką.
Tylko dlaczego wciąż się rumieni? Nie ubrała stanika i się wstydzi, czy jak? Nie no ... przecież nie będę patrzył, bo mnie nazwie zboczeńcem, choć ciekawość mnie zżera, DLACZEGO jej twarz płonie. Bo co innego może być powodem takiej reakcji? Przecież nie zdążyłem jej powiedzieć nic przykrego. Ładne takie lekko rozwichrzone włosy ... Przykryła twarz dłońmi. Rzuciłem okiem na całokształt majowy, tak przelotnie ... Maja  miała na sobie majtki i ... Moją koszulkę. Trafiłem.
- Ooo, spałaś w mojej koszulce. Wiesz, że to moja ulubiona? Teraz to nigdy jej nie wypiorę. Twój chłopak wściekłby się, gdyby to zobaczył. Ciekawy jestem, czemu ją ubrałaś... Nie brzydzisz się mną już tak bardzo, czy może masz fobię higieniczną tudzież nerwicę natręctw? A może chciałaś mi zrobić na złość?
 Zamiast odpowiedzi dostałem w twarz. I to porządnie.  Mina mi zrzedła. Uśmiech w końcu zniknął z mojej facjaty. Oboje przez chwilę patrzyliśmy na siebie zdumieni. Może faktycznie przegiąłem, ale czy to był powód, by od razu karać mnie w ten sposób? W jej oczach zatańczyły łzy.  Maja odsunęła się maksymalnie najbliżej do ściany.
-Nie oddasz mi?-zapytała przerażona.
-Dlaczego miałbym to robić? Nie żyjemy w czasach Hammurabiego. Z resztą nie jestem całkiem bez winy, należało mi się.
-Hubert ...
-Co chcesz na śniadanie?-przerwałem jej odwracając się od niej energicznie. Nie mogę poradzić sobie psychicznie z tą sytuacją. Coś mnie rozrywa od środka.
-Wszystko mi jedno-odparła cicho, zsuwając się na podłogę.
- Mojej mamy nie ma w domu i nie będzie jakoś do czternastej, wyszła do muzeum.Jeśli chcesz się umyć, ręcznik zostawię w łazience, na pralce.
-Yhym ...-pociągnęła nosem.
Wolałem zostawić ją samą niż narazić się na kolejne odrzucenie. Wychodząc spojrzałem na nią. Siedziała pod ścianą z opuszczoną głową.
 Wziąłem się do roboty. Najpierw wyciągnąłem świeży ręcznik i zaniosłem go do łazienki. Minęliśmy się w przejściu jak obcy. Wszedłem do swojego pokoju-Pościeliłem łóżko i włożyłem papiery, które wywaliłem wczoraj w nocy z mojej szuflady w poszukiwaniu klucza. Zamknąłem okno. Następnie przy dźwiękach szumu prysznica zabrałem się za przygotowanie śniadania. Woda na herbatę, potem chleb, jakiś ser ...a może ona wolałaby jogurt? To i to i tamto, niech sobie wybierze. Herbata gotowa ...
 Czekałem na nią  jeszcze jakieś dziesięć minut bębniąc palcami o blat kuchennego stołu. Weszła do kuchni nieco spłoszona, z mokrymi włosami opadającymi na ramiona, w szortach i rozciągniętej bluzce z napisem "I <3 music". Znów była dawną Majką, ale tej już nie mogłem nazywać frajerem. NIE CHCIAŁEM jej tak nazywać.
-Pewnie jesteś zdziwiony, że znów się wieśniacko ubieram.-powiedziała to tak, jak by się tym chciała pochwalić ... Z resztą- wyglądała normalnie, a nie wieśniacko. Wyglądała właśnie tak, jak dziewczyna w której się zakochałem.
-Nie przeszkadza mi to. Jest ok.-odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą.
Zabrałem się za jedzenie, ale ona nawet herbaty nie ruszyła.
Podsunąłem jej talerz. Dalej ani drgnięcia.
-Co jest?-zapytałem przełknąwszy kolejny kęs.
-Nie mogę ...
-No przestań. Dlaczego?
-Źle się z TYM czuję. Jak jakiś pasożyt. I w dodatku ...-urwała. Ale ja i tak wiedziałem o co chodzi.
-Wybaczyłem Ci. Poza tym sam cię tu zaprosiłem, jesteś moim gościem. Musisz coś zjeść przed wyjazdem do Skandynawii ...-postawiłem sprawę jasno.
-A kto powiedział, że ja pojadę?-Majka położyła zaciśnięte pięści na stole. Uparta jak zwykle.
-Ściągasz na mnie eutanazję ...-Złapałem się za głowę w geście rozpaczy.-Błagam nie baw się ze mną.
-Nie widzę powodu do zmiany mojego zdania- rzuciła patrząc na mnie  z góry. Łypnąłem na nią z politowaniem.-No może rzeczywiście wiele ci zawdzięczam, ale chcę być z tobą szczera: BOJĘ się tam z tobą jechać.
- Zastanów się, piękności ...Kogo się boisz bardziej: mnie czy ojca?
Uhu. Chyba trafiłem w sedno. Ale odpowiedź na pytanie dla niej nie była tak oczywista, jak mi się wydawało.
-Dobrze. Może rzeczywiście w twoich oczach jestem niemytym chamem i nie wziąłem pod uwagę, że Twój chłopak może być o mnie zazdrosny jak cholera, więc wycofuję swoją propozycję. Zapomnij o tym. Mam tylko jedną prośbę- przynieś mi jakieś ładne kwiatki na grób, kiedy już mnie pochowają, byle nie lilie, bo ich nie znoszę ... Chociaż po śmierci to chyba wszystko jedn...
-Dość, szantażysto.  I tak zrobię jak będę chciała, tylko pozwól mi to przemyśleć. Nie obiecuję, że pojadę, bo coraz bardziej mnie do siebie zniechęcasz, ale daj mi czas do piętnastej. Jeśli do ciebie nie przyjdę, znaczy, że nie jadę.
Zaskoczyła mnie. Właśnie to w niej lubię, tą niesamowitą nieprzewidywalność. Tak jak wtedy, gdy mnie uderzyła ... w gruncie rzeczy, to nie było takie złe- przynajmniej poziom adrenaliny we krwi mi podniosła i nie było nudno jak wtedy, gdy malowałem sobie po ryju. Właśnie! Ja cały czas jestem upaćkany farbą?
-Idę umyć twarz, bo pewnie wyglądam jak debil.
-Jak dwóch debili -Maja przewróciła oczami.
-Jedz w końcu, bo się zmarnuje ...
- Hubert... Mam za duże usta.
-Co?!-stanąłem jak wryty.
-To znaczy ... -zreflektowała się Majka- ... ja na tym obrazie, który namalowałeś
-Już myślałem, że to jakaś sugestia-odpowiedziałem udając zrezygnowanego.
Majka zerwała się z krzesła.
-Mało ci, że raz dostałeś?
-Oj sorry, tym razem to twoja wina.
-Wina zawsze leży po środku.
- Gadanie! Żartować nie można?Ty to w ogóle się na żartach nie znasz.
-Pfff! Idź już  do tej łazienki, albo lepiej - od razu w cholerę, dla świętego spokoju.
Cmoknąłem w powietrzu.
-Daruj sobie.-Majka z powrotem usiadła na krześle i łyknęła herbaty.
-No może teraz moje usta wyglądają mało apetycznie, ze względu na nadmiar farby, ale po ćwiczeniu na saxie są zawsze dwa razy większe i bardziej namiętne.
-YYY! Skończ już.
-...tak tylko mówię, żebyś miała o czym myśleć na czas mojej nieobecności ...
-Hubert, ty perfidny noobie!
-Dobra, już mnie nie ma. Ale jak byś  jednak...
-Won!
Wyszedłem z kuchni Gdy zobaczyłem się w lustrze wybuchnąłem wariackim śmiechem. Chyba zaraz umrę !  Ale ze mnie troll. O kurde ...
Położyłem się na dywaniku łazienkowym i trochę się potarzałem.
-Czy ciebie do reszty pogięło?!-po jakimś czasie usłyszałem krzyk z kuchni.
-Tak trochę hahaha... Nie przejmuj się !
Nagle do głowy wpadła mi kretyńska myśl. Wybiegłem z łazienki i wpadłem do pracowni. Wyjąłem trochę farb i wysmarowałem sobie nimi dłoń. Kilka tubek wziąłem do kieszeni.
-Dalej tego nie zmyłeś?
-Nieee ...
-Mam to zrobić za ciebie?
-Absolutnie.
-Czemu zacieszasz?
-Masz coś na czole ...- Zfacepalmowałem jej czoło. Farba odbiła się jak pieczątka.
-TERAZ mam. Ty idioto.
-No co chcesz? Fajnie jest!
-Jak ja cię zaraz obsmaruję ...-Majka wyciągnęła z mojej kieszeni wystającą tubkę i zaczęliśmy się chlapać, jak dzieci szalonych malarzy ... pokojowych. No nie powiem, chyba byliśmy trochę za głośno. Sąsiad z góry chyba walił w podłogę. Ale było warto, by w końcu zobaczyć uśmiech na jej twarzy.
-No nie wierzę ...-rozpływałem się wraz z farbą na jej koszulce patrząc na  radość Majki, gdy zużyliśmy wszystkie farby. Mama będzie wściekła... Musze odkupić jej farby!
-Hmm?-Majka odgarnęła włosy z czoła czystym kciukiem, który był jedynym czystym palcem u jej destra mano.
-W końcu wyluzowałaś, a myślałem, że nie wygonię z ciebie tego ponuraka.
-Bo mnie wkurzasz.-Zmarszczyła brwi, ale wciąż była w dobrym nastroju.
-Taki już jestem. Może po prostu spróbuj mnie takiego zaakceptować.
-Nie wymagaj ode mnie zbyt wiele.-Powiedziała tak jakby zalotnie, z lekką kokieterią? -Jestem tylko córką pijaka.
-Oj weź, przecież nie to się liczy.-mówiąc to zacząłem ścierać farby z podłogi
-Jak wyglądam?-zapytała mnie, jako lustra.
-Jak arcydzieło.-odpowiedziałem bez cienia ironii.
-Nie kłam!-zaśmiała się nerwowo, żeby przykryć zawstydzenie wywołane, przez mój komplement.
-Powinnaś nauczyć się przyjmować komplementy, bo chyba nie jesteś do tego przyzwyczajona. Spróbuj jeszcze raz. Uwaga, komplementuję: Ładnie ci w tej farbie!
-Teraz to się nabijasz ... Z resztą- nieważne.  Pomogę ci sprzątać.
-Dziękuję, jesteś bardzo miła.
-Oj przestań, to tylko ...
-A widzisz! Mam rację. Nie umiesz przyjmować komplementów.
-Umyję się i chyba już pójdę. Muszę się przebrać i ... dogadać się z ...
-... chłopakiem w sprawie wyjazdu?-dokończyłem za nią.
-T-tak.-potwierdziła niepewnie.
Sprzątanie kuchni zajęło nam dobrych kilka minut. Na szczęście zdążyliśmy przed powrotem mamy.
                                                                              ***
Godzina piętnasta jeden. Siedzę w domu i wciąż wierzę, że ona jeszcze przyjdzie. Czekam do piętnaście po. Nie ma jej. No trudno. Czeka mnie śmierć. A więc jadę po nią. Żegnam się z matką (ostatnie pożegnanie, ona jeszcze  tym nie wie ...) i wychodzę zrezygnowany. Mijam drugie piętro, pierwsze, otwieram drzwi i ...

C.D.N.



Komentarze

Popularne posty