Rozmowa na balkonie
zdj. fot.: www.shutterstock.com
-Jak dobrze, że jesteś! - Ucieszyłam się, rozgościłam
jak w domu i zaraz poczułam jak kanapa przyciąga mnie swoim ciepłem, nagrzana
od majowego słońca.- Tak dawno nie rozmawialiśmy…
Spojrzałam na panoramę Wrocławia. Na niedalekim planie
wychylało się logo renomy, dalej kościół świętej Elżbiety i katedra. W stronę
Skytowera nie patrzę z wiadomych względów (tak, jest brzydki). Wiosenny wiatr i
ta chwila dobrze mi zrobi. Będę mogła potem spokojnie wrócić do pracy. Przywędrowałam
tu klatką schodową, trochę się przy tym zmęczyłam, bo zupełnie nie mam
kondycji, ale było warto. Na szóstym piętrze jest najprzyjemniej. Można wyjść
na taras, odetchnąć i napić się kawy, która pod błękitnym niebem smakuje
najlepiej.
-Pewnie jesteś
ciekawy co u mnie słychać. Jak wiesz, u mnie lepiej. Jestem przekonana, ze
widzisz jak rozkwitam. Tyle spraw się tak pięknie poukładało… Wyszłam za mąż,
wspaniale czuję się jako żona, choć wiem, że nie jestem w tej roli doskonała.
Mąż bardzo mnie kocha. Tyle dobroci co dnia od niego dostaję… Rozpływam się
rozkoszy codzienności. Wiesz, okazuje się, że moje pragnienia były spójne z przyszłością.
Nie chciałam wiele. „Potrzeba niewiele, albo tylko jednego”. Zawsze chciałam być
Marią. Choć nie wiem czy moje intencje
mogłyby równać się z jej intencjami. A jej zasłuchanie z moim (bynajmniej, już
się rozgadałam!). Uczę się słuchać męża. To trudne, kiedy tyle ma się do
powiedzenia. Od ślubu moje życie zyskało nowy sens. Ten, na który tak bardzo
czekałam… Pomyśl, tyle przepłakanych nocy w liceum, tyle czasu byłam
niewidzialna, tak bardzo wierzyłam, że nie ma nic poza nieszczęśliwą miłością
do „Piotrusia Pana”. Serce nigdy nie stało w miejscu, wciąż chciało tworzyć,
tyle kartek w zeszycie zapisałam łzami w wierszach o uczuciu, które samo w
sobie nie było miłością. Rutyną było czekanie na przystanku (czasem nawet
godzinę), aż może przyjdzie i spędzimy chwilę razem. W busie bywało ciasno,
zdarzało się, że stykaliśmy się ramionami.
Ale rzadko się zdarzało, że wracaliśmy razem. Miałam nawet na tapecie w
telefonie zdjęcie aktora do bólu podobnego do mojego obiektu westchnień. –
zaśmiałam się i zamilkłam na chwilę. Tak mi siebie żal z tamtego okresu, że aż
wstyd. To było naiwne. Ale mimo to lubię gdzieś do tego wracać, by przekonać
się, jak bardzo się zmieniłam. Często opowiadałam o tym ze łzami, dziś już mogę
spojrzeć na to z dystansu.
Postawiłam parujący kubek na stoliku. Para unosiła się
na kilka centymetrów w przestrzeni, układając się w piękne wzory, a potem
gasła. Podobnie jest ze słowami, które wypowiadam do niezainteresowanego
rozmówcy. Wypowiedzi potrafią rozpływać się w powietrzu tracąc sens. Kiedy tak
dużo mówię, naprawdę zastanawiam się, czy On dalej słucha. Poza tym, ja w kółko
o tym samym, a on jest taki cierpliwy … Nie zniechęca mnie brak odpowiedzi.
Jego obecność jest dla mnie ukojeniem. Nie mogłam się powstrzymać, żeby po tylu
latach nie opowiedzieć tego inaczej, bez szargających mną emocji. Trochę już ośmielona,
wznowiłam temat o pierwszej miłości.
- Chodziliśmy razem na zajęcia. Podziwiałam go pod
wieloma względami i wiesz, nawet mieliśmy podobne zainteresowanie. Nasza klasa
w szkole muzycznej była bardzo zżyta. Byliśmy jak rodzina. Tyle niezwykłych wspomnień
z najlepszych wagarów i ciekawych lekcji (nigdy nie było nam nudno!). On był
dla mnie wyjątkowy, umiał słuchać. I we wszystkim był najlepszy. Nie zwracałam
uwagi, że nawet czasem potrafił mnie upokorzyć przy innych. Nie miało to dla
mnie znaczenia, kiedy tak bardzo zachłannie dążyłam, by dostać od niego choć
trochę czułości. Większość mojej życiowej energii była skoncentrowana na jednym
celu: być kochaną. I tak 3 lata … Byli też inni. Pierwszego chłopaka miałam
zaraz na pierwszym roku studiów, czułam się taka dorosła. Potem rozstania i
rozczarowania, że to wciąż nie to, że to wciąż nie ten. Oba zerwane związki
nauczyły mnie szanować się bardziej. To nie ja rezygnowałam. Umiałam trwać
kiedy jest trudno. I było tak, że z czasem poznałam Tego właściwego, choć
jeszcze nie wiedziałam, że to on. Że któregoś dnia, przyrzeknie mi, że mnie nie
opuści. Gdy pierwszy raz go spotkałam był zwyczajnym chłopakiem z niezwykłym
apetytem, przystojnym i nic ponadto. W zasadzie trochę mi zajęło, by zwrócić na
niego uwagę. On też nie był świadomy. A czekał na mnie dwie ulice dalej, jeszcze zanim
go sobie wymarzyłam, zanim włożyłam na głowę welon z firanki … A ty wiedziałeś.
Zamknęłam oczy i zdałam się na subtelne działanie
promieni słonecznych. Tylko na chwilę. Potem znów podniosłam wzrok i przez
chwilę wpatrywałam się w błękit rozpostarty ponad miastem.
-Poza tą rewolucją życiową przeżyłam też inne, też
ważne. Kolejna przeprowadzka za mną i zmiana pracy. Jestem Ci wdzięczna, za
Twoje nieustanne wsparcie. Nie mam słów by wyrazić swoją radość, że mnie tu
doprowadziłeś. Chcę, żebyś to ode mnie usłyszał. Mówię, żebyś wiedział, zanim
ja o tym zapomnę i będę musiała się uczyć od nowa. Jestem szczęśliwa, ale to
nie tak, że nie ma problemów, ale już się nimi tak nie martwię. Jest we mnie
spokój, którego zupełnie nie pojmuję. Kiedy modliłam się o to wyciszenie nie
potrafiłam sobie wyobrazić jak to będzie, czy nadal będę sobą. Moja tożsamość
była ugruntowania na tym stresie, na kłębku nerwów i zalążku nadziei. Nieśmiało
wierzyłam, że coś się zmieni, choć ta myśl rzadko wybijała się na tyle, by stać
się przewodnią. Wciąż byłam wciągnięta w wir smutnej rzeczywistości. Zaufanie
nie jest proste, tyle czasu mi zajęło, by przez chwile przestać kurczowo
trzymać ster, gdy naprawdę nie panuję nad życiem. Ale potrzeba kilku burz, aby
zrozumieć
Roślinki przy balustradzie zakołysały się na wschód. Trochę
zmrużyłam oczy, bo słońce zaczęło mnie razić. Cisza dla mnie jest największym
sacrum. Wtedy czekam, że może coś mi odpowie na moje opowieści. Zwykle jednak milczy
i słucha. Uczciłam Jego milczenie i postanowiłam mówić dalej.
- Przychodzi
czasem też taki moment, że znów czuję się słaba. Jestem sfrustrowana tym, że
zawsze gdzieś spotkam ludzi, którzy przekraczając moje granice próbują mnie
wlać w swoją formę, by nadać mi odpowiedni kształt. Złoszczę się, bo nie liczą
się z tym co czuję. Porównania tak strasznie nas niszczą, chciałabym ich
uniknąć, a niełatwo mi gdy wprost jestem oceniania. Niepotrzebnie wdaję się w
dyskusje, nieprowadzące do porozumienia, wychodzimy z nich poobijani i wcale
nie lepsi. Nie mogę też wiecznie uciekać, bo nigdy nie nauczę się stawiać czoła
wyzwaniom i pokonywać problemy. Czasem chciałabym wiedzieć co wtedy zrobić, aby
nastał między nami ten pokój, który czasem sama odczuwam. Nie chce też, by moje
„winy” były przez nich zatrzymane. Nie mogę też robić wszystkiego co mi każą,
bo musze postępować w zgodzie ze swoim sumieniem. I myślę sobie wtedy po co to wszystko.
Muszę przecież za coś żyć, gdzieś pracować, a na jaki zespół trafię nigdy nie
wiem.
Tu łyknęłam
kawy. „Jeszcze ciepła!”. Lubię trzymać kubek w obu dłoniach i grzać się.
-Chciałabym żyć z tego co kocham, ale wiem, że nie
mogę sobie na to pozwolić. Nie teraz. Ty wiesz jakie to dla mnie trudne.
Każdego dnia zmagam się z myślą, że nie dość się staram. Że jestem tu gdzie
jestem tylko dlatego, że brakuje mi odwagi by coś zmienić. Ale wciąż robię
swoje. Komponuje drobne utwory gdy tylko mam na to czas, gdy mam dla kogo…
Wiem, że to nic szczególnego, że niewiele osób o tym usłyszy. Co wiedzą o mnie
tutaj (w pracy, tej zwyczajnej), tyle że pracuje w korpo. I myślą, że tym
człowiekiem właśnie jestem. A potem przypomina mi się, że nawet Abel
Korzeniowski pracował na zmywaku, żeby odłożyć na swoje studio, a teraz popatrz
jaką piękną muzykę filmową pisze. Ja tez tak chcę. A może też mnie to czeka?
I tu rozmarzyłam się. Spojrzałam znów na miasto. Ono
też latami się budowało. Mam czas. Ja też „wybuduję miasto”. Małymi krokami
dojdę tam, gdzie mam być. Jeśli tylko Bóg da… „Wszystko mogę w tym, Który mnie
umacnia”.- jakby ktoś szepnął mi do ucha. Jeżeli moje cele są dobre, jeśli on
je uważa za słuszne, to pozwoli by sprawy toczyły się w swoim tempie. A może
czeka mnie coś lepszego?
- Żal tylko czasem, jak się do kogoś za bardzo
przywiążę. – zmieniłam temat.- Zaledwie miesiąc się znałyśmy, a już jej tu nie
ma. Dziś był nasz ostatni dzień wspólnej pracy. Mam nadzieję, że w innym
miejscu lepiej jej się ułoży. Zauważyłam, że jeszcze 10 lat temu moje relacje
były płytkie, w obawie przed odrzuceniem. Wtedy powiedziałabym „Była Gośka. Nie
ma Gośki.” I żyłabym dalej, jakby nic się nie stało. W niejedne nastoletnie
wakacje zdumiona obserwowałam rozstania- dziwiłam się, gdy wszystkie dziewczyny
płakały żegnając się tuż przed końcem obozu… O wiele łatwiej było mi ruszyć
dalej. Za nikim się nie oglądałam, patrzyłam przed siebie wciąż szukając nowych
przygód. Potem przyszły pielgrzymki. Wspólne nocne wypatrywanie bolidów leżąc
na stogu siana, siostrzane śpiewanie piosenki na dobranoc, pobudki przy
dźwiękach „czwartej nad ranem” i ta dobroć ludzi, którzy pojawiali się na
trasie na chwilę. Droga nie była łatwa. Czterdzieści stopni tuż przy asfalcie,
mycie się szlauchem w ogrodzie, zakurzone leśne ścieżki i deszcz który kiedyś
zmył nieprzybite namioty. Wstawaliśmy
jeszcze kiedy było ciemno, a wiesz że słońce w sierpniu wschodzi wcześnie - to nie
lada wyczyn dla takiego śpiocha jak ja. No i tak intensywne wyzwanie sportowe…
Tak tak, możesz się śmiać, wiesz jak tego nie cierpię. Wiele razy po drodze
powtarzałam sobie w duchu, „Po co mi to było?!” i klęłam pod nosem ocierając
pot z czoła, ciągnąc przy tym kogoś za kabelek by było mi lżej iść. Jednak
wiedziałam, że gdzieś tam jesteś obok mnie, czułam Twoją obecność. Niejedna
osoba spotkana na szlaku pomogła mi. Tyle ciepłych i motywujących rozmów
odbyłam. Miałam wrażenie, że inni mają więcej cierpliwości do mnie niż ja sama.
I nie pojmowałam, skąd mają tą siłę, by iść z uśmiechem jakby bez zmęczenia. Pierwsze
zdobycie Jasnej Góry było ekscytujące. Czułam się, jakbym przeszła pół świata
by tam dotrzeć. Dziwiłam się, czemu pątnicy dołączają do grupy czasem pod
koniec trasy, na dwa lub 3 ostatnie dni. „Przecież to nie to samo!”. Długo mi
zajęło, żeby dostrzec, że droga jest celem. I tak po piątej wędrówce z kolei zdałam sobie
sprawę, że będzie mi czegoś brakować. Że każda z nich była niepowtarzalna i już
nigdy nie spotkamy się w tym samym składzie.
Ścisnęło mi serce. Wtem ożyły wspomnienia o
przyjaciołach, których utraciłam gdzieś po drodze, z czasem z mojej winy …
-Nie wiem czemu czas tak bezlitośnie weryfikuje to z
kim zostanę. Mąż jest kochany i zawsze przy mnie będzie, jednak jestem zdania,
że kobieta bez przyjaciółki staje się przezroczysta. Bez Ciebie też taka jestem
… Nie potrafię być dla Ciebie. Może za mało się staram? Czasem zapominam o
Tobie a potem mi głupio, że chcę ze wszystkim poradzić sobie sama. Wybaczysz
mi?
W zamian odpowiedzi słońce otuliło mnie nieśmiało.
Miałam łzy w oczach. Chciałabym rozumieć to co chcesz mi powiedzieć, ale tak
często nie potrafię.
-Zanim znów odejdę do swoich spraw, powiedz coś zanim uschnę. Powiedz mi, że mnie
kochasz, Jezu.
Komentarze
Prześlij komentarz